Dziecioodporna
Wydaje mi się, że rola rodzica jest jednym z najtrudniejszych zadań, z jakimi przychodzi Nam zmierzyć się w dorosłym życiu. Dla jednych długo wyczekiwany dar od Boga, lecz dla innych czas 18 leniej gehenny. Nie zawsze bywa to świadoma, przemyślana decyzja, a jedynie owoc jedno nocnej zakrapianej przygody. Dziecko nie jest zabawką, którą w każdej chwili możemy odłożyć na półkę, gdy znudzimy się zabawą w dom. To malutka istotka myśląca, czująca, bezwarunkowo kochająca i w pełni uzależniona od swoich opiekunów. Bardzo często nie gotowych na tak wielkie poświęcenie oraz wyrzeczenia. Nie każdy jest stworzony do funkcji rodzica, który dla swojej mniejszej kopi powinien być przykładem, mentalnym przewodnikiem, powiernikiem i nauczycielem, ponieważ na nim spoczywa ukształtowanie kolejnego pokolenia. Pokolenia młodzieży ulegającej coraz większej degradacji. Mieli być nad ludzie, inteligentni, wrażliwi, wyjątkowi a taśmowo wyprodukowaliśmy komputerowe cyborgi startujące od najmłodszego w wyścigu o pozycje, ekskluzywny byt oraz nieustanne pomnażanie materialnych dóbr.
Z oddali obserwuję to rozprzestrzeniające się zjawisko i muszę szczerze powiedzieć, że nie dowierzam. Zatraciliśmy niewinność i beztroskę. Radość z przebywania razem oraz bezinteresownym dzieleniu sobą. Proste przyjemności oraz darmowe rozrywki nie robią już na nikim żadnego wrażenia. Jakiekolwiek wartości przestały się liczyć. Nie ma zasad ani moralności. W korporacjach, szkołach, blokowiskach króluje zepsucie, fałsz, ułuda oraz perfidia. Teraz bez alkoholu czy używek dla nastolatków nie ma zabawy. Przedszkolaki zamiast pluszowego misia wolą nowego Iphona, a każdy z licealistów z okazji ukończenia edukacji życzy sobie najświeższy model BMW albo Lexa. Realną rozmowę prowadzi się na FB lub innym komunikatorze, a bliskość osiągana jest jedynie poprzez wyuzdany akt fizyczny. O miłości można poczytać albo lepiej obejrzeć na szklanym ekranie. Kultura stała się zapomnianym przeżytkiem z łatwością zdominowanym przez magiczny kult ciała oraz perfekcji.
Nie pojmuję szaleństwa, jakie ogarnęło naszą planetę i co gorsza nie mam pojęcia, jak się w nim odnaleźć. Wciąż miotam się i błądze. Niestrudzenie poszukuję swojej drogi, ale tak naprawdę nigdzie nie jest dobrze, a każde wybierane zajecie nie przynosi satysfakcji ani spełnienia. Utraciłam motywacje, cel oraz wszelka chęć do działania, dlatego świadomie skazałam się na samotność. Zrezygnowałam również z macieżyństwa, ponieważ Nasz świat nie jest życzliwym miejscem. Sama z przyjemnością uciekłabym, gdzieś daleko z dala od ludzi i całego tego zgiełku, a gdy pomyślę, że mogłabym umyślnie sprowadzić dzidziusia na ten okrutny padół chce mi się płakać. Przeszkodą, wcale nie jest brak odpowiedniego partnera, bo troskliwym rodzicem można być w pojedynke. Istotniejszym powodem mojej decyzji jest strach. Boję się. Panicznie boję się popełnić błędy, których nie ustrzegli się moi znajomi oraz bliscy. Mam świadomość, iż pewnych rzeczy mogłabym uniknąć, aczkolwiek jestem pewna, że nie wszystkiego. Obawa i raz sasiana niepewność wryły się głęboko w moje serce oraz umysł, a ryzyko niepowodzenia zbyt wysokie.
Marzyłam o słodkim maleństwie, lecz to pragnienie zostanie tylko i wyłącznie senną fantazją...