Noc dookoła nich żyła też urywanymi krzykami i jękami rannych. Błaganiami i westchnieniami umierających. Nie słyszeli już tego. Przyzwyczaili się od odgłosów cierpienia i umierania, dźwięki te były dla nich zwyczajne, naturalne, tak wkomponowane w te noc jak rechot żab w mokradłach nad rzeczką Chotlą, jak granice cykad w akacjach nad Złoty Stawem.
Noc dookoła nich żyła też urywanymi krzykami i jękami rannych. Błaganiami i westchnieniami umierających. Nie słyszeli już tego. Przyzwyczaili się od odgłosów cierpienia i umierania, dźwięki te były dla nich zwyczajne, naturalne, tak wkomponowane w te noc jak rechot żab w mokradłach nad rzeczką Chotlą, jak granice cykad w akacjach nad Złoty Stawem.