Właśnie wtedy gdy siedziałem na ganku na niskim taborecie, pochylony nad wiaderkiem, do którego strącałem kciukiem obierki kartofli, po raz pierwszy zobaczyłem w dziadku nieznaną mi postać. Przemknął w otwartych drzwiach inaczej niż zwykle - wartkim, płochliwym krokiem - wpatrzony gdzieś daleko poza sad, cały obryzgany krwią.
Właśnie wtedy gdy siedziałem na ganku na niskim taborecie, pochylony nad wiaderkiem, do którego strącałem kciukiem obierki kartofli, po raz pierwszy zobaczyłem w dziadku nieznaną mi postać. Przemknął w otwartych drzwiach inaczej niż zwykle - wartkim, płochliwym krokiem - wpatrzony gdzieś daleko poza sad, cały obryzgany krwią.