(Irina Wsiewołodowna nosiła zawsze podwiązki okrągłe nad kolanami.) I Genezyp ujrzał jej nogi tak piękne, że żaden grecki posąg -- ale co tu gadać: nogi jakby oddzielne bóstwa żyjące swoim niezależnym życiem, bose, gołe, nieprzyzwoite... Przecież noga jako taka nie jest czymś właściwie tak znów już bardzo pięknym -- ale jest czymś piekielnie, najbardziej chyba nieprzyzwoitym. A tu -- o do diabła! -- to chyba jest cud. I że to takie jest właśnie, a nie inne, w tym przekroju uciekającego beznadziejnie czasu, walącego się
(Irina Wsiewołodowna nosiła zawsze podwiązki okrągłe nad kolanami.) I Genezyp ujrzał jej nogi tak piękne, że żaden grecki posąg -- ale co tu gadać: nogi jakby oddzielne bóstwa żyjące swoim niezależnym życiem, bose, gołe, nieprzyzwoite... Przecież noga jako taka nie jest czymś właściwie tak znów już bardzo pięknym -- ale jest czymś piekielnie, najbardziej chyba nieprzyzwoitym. A tu -- o do diabła! -- to chyba jest cud. I że to takie jest właśnie, a nie inne, w tym przekroju uciekającego beznadziejnie czasu, walącego się