Przytuliłem mokry, zmarznięty policzek do drewna - miałem nadzieję, że dotykam jasnej, pachnącej żywicą belki, ale to była czarna, zwęglona powierzchnia. Martwa ściana, której zgorzałe żebra nie unosiły się żadnym oddechem.
Przytuliłem mokry, zmarznięty policzek do drewna - miałem nadzieję, że dotykam jasnej, pachnącej żywicą belki, ale to była czarna, zwęglona powierzchnia. Martwa ściana, której zgorzałe żebra nie unosiły się żadnym oddechem.