Brinkley, zaglądając przez dziurkę od klucza, błagał mnie, żebym wyszedł i pozwolił mu zbadać, jakiej barwy są moje wnętrzności. Najprzykrzejsze było to, że mówił jak zwykle z szacunkiem, doczepiając do każdego zdania "jaśnie pana", co mi się wydało bardzo głupie. Bo jakże to - chcieć kogoś wypatroszyć i tytułować go "jaśnie panem"! Nie wypada!
Brinkley, zaglądając przez dziurkę od klucza, błagał mnie, żebym wyszedł i pozwolił mu zbadać, jakiej barwy są moje wnętrzności. Najprzykrzejsze było to, że mówił jak zwykle z szacunkiem, doczepiając do każdego zdania "jaśnie pana", co mi się wydało bardzo głupie. Bo jakże to - chcieć kogoś wypatroszyć i tytułować go "jaśnie panem"! Nie wypada!