Sięgnęła do jego pleców, by dotknąć skrzydeł. Robiła to niepewnie, jakby mogły ją sparzyć, one jednak opływały jej palce, delikatniejsze od najdelikatniejszego aksamitu. Wyobrażała sobie, że taka byłaby w dotyku puchata, skąpana w słońcu chmurka.
Sięgnęła do jego pleców, by dotknąć skrzydeł. Robiła to niepewnie, jakby mogły ją sparzyć, one jednak opływały jej palce, delikatniejsze od najdelikatniejszego aksamitu. Wyobrażała sobie, że taka byłaby w dotyku puchata, skąpana w słońcu chmurka.