I oto po ośmiu tygodniach gigantycznego marszu stanąłem o północy w rodzinnej wsi. Bieg był zakończony. Potworny bieg, którego nie wytrzymałoby żadne zwierzę. Bieg bez widzów i oklasków. Na mecie witała mnie kojąca cisza.
I oto po ośmiu tygodniach gigantycznego marszu stanąłem o północy w rodzinnej wsi. Bieg był zakończony. Potworny bieg, którego nie wytrzymałoby żadne zwierzę. Bieg bez widzów i oklasków. Na mecie witała mnie kojąca cisza.