Na trawie osiadła rosa, jabłka zielone i dojrzałe, już pachniały. Niebo wydawało się tu niższe, bardziej usiane gwiazdami. Kiedy Jasza wszedł na podwórze, gdzieś daleko oderwała się gwiazda i spadła wlokąc za sobą płomienisty ogon. Powietrze pachniało pół słodko, pół gorzko, pełne szelestów, niepokoju i cykania świerszczy, chwilami przypominającego głośne dudnienie. Wokoło pomykały myszy polne. Krety zryły ziemię, ptasie gniazda tkwiły na gałęziach drzew, w stodole i na okapach. Na stryszku z sianem drzemały kury. Co noc
Na trawie osiadła rosa, jabłka zielone i dojrzałe, już pachniały. Niebo wydawało się tu niższe, bardziej usiane gwiazdami. Kiedy Jasza wszedł na podwórze, gdzieś daleko oderwała się gwiazda i spadła wlokąc za sobą płomienisty ogon. Powietrze pachniało pół słodko, pół gorzko, pełne szelestów, niepokoju i cykania świerszczy, chwilami przypominającego głośne dudnienie. Wokoło pomykały myszy polne. Krety zryły ziemię, ptasie gniazda tkwiły na gałęziach drzew, w stodole i na okapach. Na stryszku z sianem drzemały kury. Co noc