Każda noc, po której ma nastać świt, jest czekaniem na cud. To pragnienie, by konająca dusza i serce, zatrute strachem przed codziennością, zmartwychwstały. To takie trwanie w bezsenności w nadziei, że kolejny dzień sprowadzi spełnienie marzeń. Kiedy jednak nadchodzi brzask... ja pierdolę! Kiedy nadchodzi brzask, to paraliżuje nas myśl o życiu! Wpadamy w cykl kolejnych dwudziestu czterech godzin udawania innych, niż jesteśmy. Wolimy być egzystencojalnie martwi niż stawić czoła temu, co ogranicza naszą wolność.
Każda noc, po której ma nastać świt, jest czekaniem na cud. To pragnienie, by konająca dusza i serce, zatrute strachem przed codziennością, zmartwychwstały. To takie trwanie w bezsenności w nadziei, że kolejny dzień sprowadzi spełnienie marzeń. Kiedy jednak nadchodzi brzask... ja pierdolę! Kiedy nadchodzi brzask, to paraliżuje nas myśl o życiu! Wpadamy w cykl kolejnych dwudziestu czterech godzin udawania innych, niż jesteśmy. Wolimy być egzystencojalnie martwi niż stawić czoła temu, co ogranicza naszą wolność.