Mam znajomego, z którym często udaję się na długie spacery po mieście. Nieraz bywa, że jakiś przechodzień minie nas, zawaha się, zmarszczy czoło, myśląc: "czy to on, czy nie on?", po czym w końcu mnie zagadnie: "Czy pan Truman Capote?". Na co odpowiadam: "Owszem, to ja." Wtedy mój znajomy krzywi się z niesmakiem, potrząsa mną i woła: "Na litość boską, George, skończysz z tym wreszcie?! Któregoś dnia narobisz sobie kłopotów!".
Mam znajomego, z którym często udaję się na długie spacery po mieście. Nieraz bywa, że jakiś przechodzień minie nas, zawaha się, zmarszczy czoło, myśląc: "czy to on, czy nie on?", po czym w końcu mnie zagadnie: "Czy pan Truman Capote?". Na co odpowiadam: "Owszem, to ja." Wtedy mój znajomy krzywi się z niesmakiem, potrząsa mną i woła: "Na litość boską, George, skończysz z tym wreszcie?! Któregoś dnia narobisz sobie kłopotów!".