Przestrzeń za moimi plecami w ramie nie tyle była przestrzenią w konwencjonalnym sensie, ile doskonale skomponowaną harmonią, szerszą, bardziej realną, jak się wydawało, rzeczywistością otuloną głęboką ciszą, poza dźwiękiem i poza mową; gdzie wszystko było bezruchem i klarownością, a jednocześnie, jak w wyświetlanym do końca filmie, można sobie było wyobrazić rozlane mleko wlewające się z powrotem do dzbana, kota skaczącego tyłem i lądującego bezszelestnie na stole, przystanek, gdzie czas nie istnieje, a ściśle mówiąc, istnieje jed
Przestrzeń za moimi plecami w ramie nie tyle była przestrzenią w konwencjonalnym sensie, ile doskonale skomponowaną harmonią, szerszą, bardziej realną, jak się wydawało, rzeczywistością otuloną głęboką ciszą, poza dźwiękiem i poza mową; gdzie wszystko było bezruchem i klarownością, a jednocześnie, jak w wyświetlanym do końca filmie, można sobie było wyobrazić rozlane mleko wlewające się z powrotem do dzbana, kota skaczącego tyłem i lądującego bezszelestnie na stole, przystanek, gdzie czas nie istnieje, a ściśle mówiąc, istnieje jed