Czemu przeciętnemu, a nawet, co najgorsze, wybitnemu osobnikowi naszej nacji zda się bardziej wprost zależeć, by się wydać czymś wydatnym niż być nim w istocie? Czemu nam właśnie wystarcza złuda naszej ważności wobec nas samych, a nade wszystko wobec innych, samo napuszenie się na wartość, sam blichtr dostojeństwa zewnętrzny niż sama ważność owa jako taka, sama wartość istotna, samo wewnętrzne dostojeństwo, oparte o rzeczywistość, a nie pozór spełnionych czynów?
Czemu przeciętnemu, a nawet, co najgorsze, wybitnemu osobnikowi naszej nacji zda się bardziej wprost zależeć, by się wydać czymś wydatnym niż być nim w istocie? Czemu nam właśnie wystarcza złuda naszej ważności wobec nas samych, a nade wszystko wobec innych, samo napuszenie się na wartość, sam blichtr dostojeństwa zewnętrzny niż sama ważność owa jako taka, sama wartość istotna, samo wewnętrzne dostojeństwo, oparte o rzeczywistość, a nie pozór spełnionych czynów?