Dotknęła mojej ręki, a jej dotknięcie, wierzcie lub nie, było czerwoną kulą słońca, wschodzącego po długiej i zimnej nocy, zapachem jabłek, skokiem konia, idącego do szarży. Spojrzała mi w oczy, a jej spojrzenie było jak łopot szarpanych wiatrem proporców, jak muzyka, jak dotyk futra na policzku.
Dotknęła mojej ręki, a jej dotknięcie, wierzcie lub nie, było czerwoną kulą słońca, wschodzącego po długiej i zimnej nocy, zapachem jabłek, skokiem konia, idącego do szarży. Spojrzała mi w oczy, a jej spojrzenie było jak łopot szarpanych wiatrem proporców, jak muzyka, jak dotyk futra na policzku.