Słońce świeciło jasno. Oświetlało delikatne, złociste włoski na całym ciele Mateo: na plecach, ramionach i nóżkach. Owe włoski były nazbyt delikatne, by dostrzec każdy z osobna, ale wszystkie razem nadawały całej postaci niezwykły blask, lśniły, jakby chłopczyk był jakąś niebiańską istotą: kimś widocznym tylko w osobliwym świetle, kimś, kto zniknąłby natychmiast, gdybym mrugnęła. (...)
Słońce świeciło jasno. Oświetlało delikatne, złociste włoski na całym ciele Mateo: na plecach, ramionach i nóżkach. Owe włoski były nazbyt delikatne, by dostrzec każdy z osobna, ale wszystkie razem nadawały całej postaci niezwykły blask, lśniły, jakby chłopczyk był jakąś niebiańską istotą: kimś widocznym tylko w osobliwym świetle, kimś, kto zniknąłby natychmiast, gdybym mrugnęła. (...)