[...] bywa czasem tak, że znamy człowieka kilka lat i sądzimy o nim, że to zwierzę, nie człowiek, gardzimy nim. Aż raptem nadchodzi przypadkiem chwila, w której jakiś mimowolny poryw odsłania jego duszę i nagle widzimy w nim takie bogactwo, uczucie, serce, takie przedziwne zrozumienie własnego i cudzego cierpienia, że się nam jak gdyby otwierają oczy i w pierwszej chwili nie wierzymy temu, cośmy sami zobaczyli i usłyszeli.
[...] bywa czasem tak, że znamy człowieka kilka lat i sądzimy o nim, że to zwierzę, nie człowiek, gardzimy nim. Aż raptem nadchodzi przypadkiem chwila, w której jakiś mimowolny poryw odsłania jego duszę i nagle widzimy w nim takie bogactwo, uczucie, serce, takie przedziwne zrozumienie własnego i cudzego cierpienia, że się nam jak gdyby otwierają oczy i w pierwszej chwili nie wierzymy temu, cośmy sami zobaczyli i usłyszeli.