Jakże obrzydł mi czas, wszystko, co przynosi, bezlitośnie zabiera. Przynosi miłość, wyciska z niej ostatnie soki i zabiera. Zabiera pamięć, wspomnienia, zabiera nam siły. Zsyła na nas ból, a jeśli nawet potrafimy jakoś go znieść, zostaje rana, z którą przychodzi nam żyć, dopóki przeklęty dobroczyńca nie postanowi zabrać i nas. I nie to, żeby nas zabierał łagodnie i bezboleśnie, wcale nie. Przygniata nas jakąś chorobą, abyśmy przed odejściem mogli posmakować wieczności.
Jakże obrzydł mi czas, wszystko, co przynosi, bezlitośnie zabiera. Przynosi miłość, wyciska z niej ostatnie soki i zabiera. Zabiera pamięć, wspomnienia, zabiera nam siły. Zsyła na nas ból, a jeśli nawet potrafimy jakoś go znieść, zostaje rana, z którą przychodzi nam żyć, dopóki przeklęty dobroczyńca nie postanowi zabrać i nas. I nie to, żeby nas zabierał łagodnie i bezboleśnie, wcale nie. Przygniata nas jakąś chorobą, abyśmy przed odejściem mogli posmakować wieczności.