[...] Teraz będąc już solidnie nawalony poszedłem z Tomkiem na Planty, gdzie na ławce tłumaczyłem mu, że nie powinien ćpać. Szło mi świetnie. Tak się przejęliśmy, aż obydwaj się popłakaliśmy. Umówiliśmy się, że odnowimy znajomość, a on przestanie ćpać. Spotkaliśmy się w dwa dni później i... przyćpaliśmy.
Ćpałem co parę dni z Tomkiem. Na razie na sportowo, ale nie łudziłem się. Prędzej czy później wlecę w ciąg. Kompot i zupa dawały mi jednak ten optymizm życiowy, którego nie mogła mi dać żadna realna rzeczywistość czy nawet wiara w Boga. Nie byłem głodny nie martwiłem się o nocleg. Nie bałem się ani gitów ani milicji. Gdy byłem zaćpany nie chodziłem ani do Wikinga, ani do Marii. Noc spędzałem w poczekalni dworcowej, tępo patrząc przed siebie i snując wspaniałe plany na przyszłość nie martwiąc się zupełnie, że nigdy się one
Więcej