Pojechaliśmy na Grzybowską. Wszędzie, cała okolica: Grzybowska, Żelazna, Lucka, Wronia, Złota leżały w gruzach. Wprawdzie już od pierwszych dni widać było ludzi odgruzowujących ulice, ale zniszczenia były ogromne. Podwórko na Grzybowskiej zmieniło się w jedno wielkie rumowisko. Nic nie ocalało. Przebijaliśmy się przezwały cegieł do ogródka, gdzie Babcia przy pomocy sąsiadów pochowała wujka Heńka jeszcze w czasie powstania. Był lekko przysypany ziemią. Póki był śnieg i mróz, widać było tylko wetknięty w mogiłę mały krzyż,
Za to nigdy nie omijałam wielkiego prania w domu. Już zawczasu Mama ustalał z sąsiadkami termin, kiedy będzie potrzebowała zająć strych, na którym wisiały sznury na bieliznę. Jedna strona klatki budynku miała swoją suszarnię po jednej stronie, a druga po drugiej, tak aby lokatorzy nie wchodzili sobie w paradę. Przysłuchiwałam się nieraz sąsiadkom, które nie mogły dojść do porozumienia, kto ma kupić i założyć nowe sznury, bo stare już się do niczego nie nadawały - oczywiście nikt nie chciał wyłożyć pieniędzy. Mama zawsze o
Więcej