W moim śnie...
Złość, frustracja, gniew, nienawiść, chęć zemsty, miłość, oddanie, poświęcenie, to wszystko jakby zlało się we mnie w jedno. Poczułam jakby jakiś wewnętrzny głos mówił mi co robić i przestałam się bać. Obejrzałam się za siebie, spojrzałam na Turpo- jakbym chciała mu powiedzieć, że nikomu nie dam go sobie odebrać, nikomu nie dam go skrzywdzić... Stanęłam do walki z magiem odpierając kolejne jego ataki. Były coraz bardziej natarczywe, wręcz namacalnie czułam jego wściekłość i nienawiść, chęć mordu... W pewnym momencie nie wytrzymałam, oberwałam w ramię i uklękłam z nieznośnego bólu, który przeszywał teraz całe moje ciało. Mag roześmiał się tryumfująco i powoli, jakby upajając się tą chwilą, szedł w moją stronę. Jednorożec chciał podbiec do mnie, ale mag był szybszy. Wyciągnął ręce przed siebie i mamrocząc coś pod nosem chciał zadać ostateczny cios. Smuga błękitno-szarego światła znowu szła w moją stronę i... nagle między mną a Starcem stanął Turpo i cios przeznaczony dla mnie przyjął na siebie. Potężna siła zaklęcia odrzuciła go kilka metrów dalej... Przez chwilę nie wierzyłam w to co się stało, jednorożec nie poruszał się. Wołałam, krzyczałam, nie reagował... Poczułam jak coś we mnie pękło... On się dla mnie poświęcił!!! Nie tak miało być!!! Nie tak miało się to skończyć!!! Wstałam... Szłam w kierunku starca, z wściekłości i wzbierającej we mnie nienawiści do maga przestałam widzieć cokolwiek, przestałam czuć cokolwiek, poza ciepłem które teraz palącym strumieniem rozc