W moim śnie...
hodziło się po moim ciele. Liczył się tylko on i jego unicestwienie. „Zapłacisz mi za to!!! Gorzko pożałujesz!!!”- myślałam. Byłam w totalnym amoku, oszołomiona. Tym razem to ja uniosłam ręce przed siebie, gromadząc wszystkie siły i moce które się we mnie obudziły. Całą siłę woli, całą swoją uwagę skupiłam na maga. Gdy poczułam że osiągnęłam maksimum i jestem gotowa, wysłałam w jego kierunku potężny słup energii. To była gorąca, ognista kula z warkoczem z tyłu. Mag uciekł na większą odległość, próbował się bronić, ale wiedział że nie ma szans, zginął, zmieciony z powierzchni ziemi raz na zawsze... Myśl że zwyciężyłam docierała do mnie bardzo powoli, jeszcze przez chwilę stałam w bezruchu upewniając się czy aby na pewno to już koniec. Upadłam na trawę, byłam taka wycieńczona... Obróciłam się na brzuch i próbowałam wstać, nie miałam siły... Na czworakach doczołgałam się do Turpo. Delikatnie pogładziłam jego grzywę, pomyślałam „To dla Ciebie... Szkoda że nie możesz tego zobaczyć... Wybacz że Cię nie ochroniłam...” Wielka łza spłynęła po policzku, miałam ochotę wyć z niewypowiedzianego bólu. Nagle zauważyłam że chyba poruszył nozdrzami...? Nie, tylko mi się wydawało... Ale zaraz... On oddycha...?? On oddycha!!! Nie wierzyłam własnemu szczęściu- on ŻYJE!!! Zaczęłam go przytulać, głaskać, na przemian śmiejąc się i płacząc. Byłam szczęśliwa, udało się. Wysiłek się opłacił, Turpo już nic nie zagraża, teraz już wszystko będzie w porządku. Jednorożec powoli otworzył oczy i odezwał się do mnie... Zamurowało mnie (z resztą nie pierwszy raz tego dnia). Jeszcze nie docierała do mnie pewna prawidłowość... Przecież ludzie nie rozumieją mowy jednorożców? Przyjaciel powoli, co jakiś czas przerywając z wycieńczenia (przypuszczam że oberwał jeszcze mocniej niż ja) wytłumaczył mi, że ludzie, owszem nie rozumieją mowy jednorożców, ale Opiekunowie tak, że ten Opiekun którego tyle lat szukał to byłam ja i że już od dawna to podejrzewał, ale nie miał absolutnej pewności, aż do tej chwili. Trochę mnie to oszołomiło... Dziwnie się poczułam, ale zarazem byłam przeszczęśliwa bo dzięki temu, że nie zawahałam się poświęcić, uratowałam istotę najbliższą mi na świecie... Mocno się do niego przytuliłam i obiecałam że już nigdy nie pozwolę go skrzywdzić... i sen się skończył.