Dzieci przeklętych
k ona udawała, że nie wie o czym Jonathan mówi. Musiał odpuścić. W końcu rodziece poznali ukochaną Jonathana. Ammy Brennan była porządną dziewczyną, naprawdę kochała Jonathana on ja zresztą też. Wszystko układało się po ich myśli, rodzice chłopaka zgodzili się na ślub, pokochali Ammy jak własną córkę. Jonathan chciał utrzymywać sam siebie, rodziece dawali mu pieniądze, zasłużył na nie, ale pracował. Rodziece byli dumni, przyszła żona także... Chłopak miał tylko 17 lat, wyszedł żegnając się z Ammy. Nie wiedział, że to ich ostatnie pożegnanie. Pocałował ją i wyszedł. Już niestety nie wrócił. Zanleźli go w łazience szkolnej. Nikt nie wiedział co tam robił. Przeciez poszedł do pracy...? Powiesił się, Ammy uważała, że nie zrobił tego sam. Przecież był szczęśliwy. Ktoś zatem musiał mu w tym pomóc. Każdego dnia, o północy chłopak pojawia się w łazience, wychodzi z niej szukając dla siebie ofiary, morduje ludzi, chce pokazać, że zemści się. Teraz może podejść do każdego z nas, bo zginął u nas, w naszym liceum... Czuję jego obecność, jest blisko... Chce nas zabić, zaciągnie nas do szkoły i tam zabije... Słysze jak nas woła, tylko ja mam tą zdolność. Mag? On cię woła, wzywa cię do siebie, pragnie twojej śmierci, zaraz po tobie będziecie wy wszyscy...
Chłopak złapał znienacka Chenney za kolano. Dziewczyna krzyknęła z przerażenia. Zastanawiałam się co ją wystraszyło. Po pierwsze to nie było prawdą, a po drugie to tylko głupia opowieść jakiegoś młodego zabitego chłopaka. Każdy kiedyś zginie, prędziej czy później. Taka była moja opinnia. Dziewczyny zaś były zachwycone, a szczególnie moja przyjaciółka. Noelle uwielbiała takie historyjki, nie wierzyła w nie, podobnie jak ja, ale nie wyklucza to faktu, że wprost je kochała. Każdy uśmiechał się do siebie tajemniczo. No cóż, szczerze mówiąć opowieść Davida zrobiła na mnie malutkie wrażenie, ale tylko dlatego, że chłopak ciekawie opowiada. Nadeszła kolej na Petera. Jego opowieść nie była taka zaskakująca. Można było domyśleć się od razu jak skończy główny bohater i kto go zamordował. Tej historii żadna z nas się nie przestraszyła, nawet płochliwa Chenney. Kiedy Arthur opowiadał swoją historię, nie byłam w stanie słuchać. Wpatrywałam się w tańczące płomyki na tle czarnego lasu, gdzie widać było tylko kontury poniektórych drzew. W głowie miałam Jonathana... Nagle ktoś z tyłu złapał mnie za ramiona. No oczywiście, jak zawsze to ze mnie robiono sobie żarty. Nie, nie wystraszyłam się, ale tylko dlatego, że nie słuchałam opowieści kolegi. Peter szczerze się zdziwił, że nie podskoczyłam w górę z przerwźliwym krzykiem.
- Dobrze się czujesz?!
- Taak. Dlaczego się nie wystraszyłaś? Chenney napewno uciekałaby już do domu z krzykiem!
Tak, to teraz na szczęście przerzucili się na najbardziej tchórzliwą z nas wszystkich.
- Peter, ty nie bądź taki mądry!
Dziewczyna uśmiechnęła się uroczo w stronę chłopców. Ja chciałam już położyć się spać, ale wiedziałam, że tak szybko chłopaki nie pozwolą nam na to. I po co ja się na to godziłam? Teraz wiem, że to nie była słuszna decyzja. Kiedy leżałam już w namiocie, słyszałam tylko śmiech chłopaków. Dziewczyny już usypiały, żadna nie odważyła położyć się spać bez makijażu... Poczułam piasek pod powiekami, no tak, już usypiałam. Usnęłam sama nie wiedząc kiedy. Śniło mi się coś dziwnego. Wysoki chłopak, duże brązowe oczy i ciemne włosy. Jonathan Martin. Dlaczego tak utkwiła mi w głowie ta opowieść? Przecież to nic nie znacząca historyjka dla dodania atmosfery. Chłopak szedł gdzieś przed siebie. Patrzył groźnie w punkt przed sobą. Był coraz bliżej. Było ciemno, ja stałam po środku ulicy, po dłużeszej chwli zdałam sobie sprawę, że głównym celem chłopaka jestem ja sama! Zaczęłam biec, wbiegłam do lasu i pędziłam ile sił w nogach. Modliłam się żeby nie zahaczyć o jakiś wystający korzeń. Oczywiście nic takiego sie nie stało. Chł