Marsjanin

Ocena: 5.13 (55 głosów)
Inne wydania:

Mark Watney kilka dni temu był jednym z pierwszych ludzi, którzy stanęli na Marsie. Teraz jest pewien, że będzie pierwszym, który tam umrze! Straszliwa burza piaskowa sprawia, że marsjańska ekspedycja, w której skład wchodzi Mark Watney, musi ratować się ucieczką z Czerwonej Planety. Kiedy ciężko ranny Mark odzyskuje przytomność, stwierdza, że został na Marsie sam w zdewastowanym przez wichurę obozie, z minimalnymi zapasami powietrza i żywności, a na dodatek bez łączności z Ziemią. Co gorsza, zarówno pozostali członkowie ekspedycji, jak i sztab w Houston uważają go za martwego, nikt więc nie zorganizuje wyprawy ratunkowej; zresztą, nawet gdyby wyruszyli po niego niemal natychmiast, dotarliby na Marsa długo po tym, jak zabraknie mu powietrza, wody i żywności. Czyżby to był koniec? Nic z tego. Mark rozpoczyna heroiczną walkę o przetrwanie, w której równie ważną rolę co naukowa wiedza, zdolności techniczne i pomysłowość odgrywają niezłomna determinacja i umiejętność zachowania dystansu wobec siebie i świata, który nie zawsze gra fair... Na podstawie książki powstał wyreżyserowany przez Ridleya Scotta film, w którym główną rolę gra Matt Damon.

Informacje dodatkowe o Marsjanin:

Wydawnictwo: Muza
Data wydania: 2022-03-09
Kategoria: Fantasy/SF
ISBN: 9788328722972
Liczba stron: 384
Tytuł oryginału: The Martian

Tagi: Fantastyka naukowa (science fiction)

więcej

Kup książkę Marsjanin

Sprawdzam ceny dla ciebie ...
Cytaty z książki

Na naszej stronie nie ma jeszcze cytatów z tej książki.


Dodaj cytat
REKLAMA

Zobacz także

Marsjanin - opinie o książce

Interesujesz się Kosmosem i liczysz na niemały dreszczyk emocji? To książka w sam raz dla ciebie!

Podczas marsjańskiej ekspedycji, grupę astronautów zaskakuje potężna burza... W chaosie i pośpiechu, główny bohater, Mark Watney zostaje ranny - a przez swoją załogę uznany za martwego. Takim oto sposobem zostaje sam na Czerwonej Planecie opracowując plan powrotu na Ziemię.

Pierwszy człowiek, który wyhodował na Marsie ziemniaki...

Muszę przyznać, że gdyby nie świetny film z 2015 roku, to pewnie nigdy nie dowiedziała bym się o istnieniu tej książki i byłaby to dla mnie ogromna strata. A jeśli bym kiedyś utknęła na Marsie to pewnie zginęłabym po kilku minutach. Całe szczęście ta książka to jeden wielki poradnik na przetrwanie w Kosmosie!

Książka w głównej mierze napisana jest w formie dziennika, a dokładniej składa się z wpisów z każdego Sola (doby marsjańskiej), reszta to relacje z Ziemi. Mamy zatem spojrzenie na sytuację z dwóch różnych perspektyw.


Mark skrupulatnie opisuje swoje działania, plany oraz to jak spędza czas wolny słuchając muzyki i oglądając filmy, które zostawiła reszta astronautów. Cały czas próbuje skontaktować się z Ziemią i wynaleźć sposób na pozyskanie jedzenia... Czy uda mu się uniknąć głodu? Czy wystarczy mu wody i powietrza? Walka o przetrwanie CZAS START!


Styl autora książki jest bardzo naukowy, pojawia się dużo chemicznych stwierdzeń i opisów zachodzących reakcji, jednak nie wpływa to na proces czytania. Mogło by się wydawać, że książka jest niezrozumiała i trudna - jest wręcz na odwrót, ponieważ autor idealnie wprowadza nas w ten kosmiczny świat i nie ma opcji, żeby czytelnik się pogubił. Zwłaszcza, dzięki wątkom humorystycznym, którymi książka jest wręcz naszpikowana! Akcja prowadzona jest bardzo wartko i trzyma w napięciu, dlatego też nie ma mowy o nudzie!

Sam pomysł na fabułę bardzo mnie zaskoczył, można by powiedzieć, że jest on wręcz nieziemski. Na dodatek bardzo polubiłam postać Marka Watneya - ten facet jest po prostu cudowny! Nigdy nie traci humoru ani motywacji, nawet w obliczu śmierci. Jego profesjonalne podejście do sprawy oraz świetne pomysły... Idealne określenie na tego bohatera to geniusz-botanik, który wyhodował na Marsie ziemniaki.

Ta książka to totalny KOSMOS!

Link do opinii

Bierzesz takiego "Marsjanina" do ręki i wydaje ci się, że oto trzymasz poważną lekturę o podboju kosmosu, na pewno pełną dramatycznych sytuacji wyciskających łzy z oczu. Otwierasz książkę, a tutaj wyskakuje na ciebie ziemniaczek i jeszcze jeden, i jeszcze. W sumie nie jest źle, bo przecież z ziemniaczka można zrobić tyle dobrych rzeczy! Jak się okazuje, można je uprawiać nawet na Marsie.


Mark Watney został sam, niczym Kevin, tylko nie w domu, ale na obcej i wyjątkowo niegościnnej planecie. Zanim "rodzice" zorientują się, co się stało, Mark będzie musiał jakoś się wyżywić, zabezpieczyć i przede wszystkim utrzymać przy życiu totalnie improwizując. Na szczęście jest to człowiek pełen optymizmu!


Powieść jest pełna humoru, ale i wartkiej akcji. Czyta się szybko i z zaciekawieniem, a bohater jest takim showmanem, że chyba nie ma osoby, która by mu nie kibicowała. Polecam każdemu czytelnikowi, nawet osobom, którzy po science fiction sięgają tylko pod groźbą śmierci.

Link do opinii

Kiedyś zawsze wydawało mi się, że pisarze są po prostu pisarzami, taki mają zawód i tyle. Ciężko było mi sobie wyobrazić, że mogą być prawnikami, księgowymi, informatykami, lekarzami czy kimkolwiek innym. Czytając troszkę o autorach, okazuje się, że większość z nich ma lub miało zupełnie inny zawód, czy skończył zupełnie inny kierunek niż ten zbliżony pisarzowi. Jak w przypadku Andy'ego Weira, można być informatykiem i programistą, a w wolnym czasie napisać powieść, która zostanie zekranizowana. Jestem naprawdę pełna podziwu jak ludzie znajdują na to czas i pomysły. Pisarzem nie trzeba się wcale urodzić, ale talent do pisania trzeba mieć.


Andy Weir pisał od wielu lat i publikował to na stronie internetowej, jednak dopiero powieść "Marsjanin" przyniosła mu sukces i rozgłos. Jest to jego debiut i muszę przyznać, że jestem tym zaskoczona, bo książka jest naprawdę dobra. Byłam przekonana, że napisał ją fizyk lub astronauta, bo choć jest to powieść science-fiction to wydaję mi się, że do stworzenia takiego czegoś potrzebna jest wiedza z zakresu fizyki. Nie wiem do końca na ile są zmyślone jego teorie, czy opierał się na prawdziwych informacjach co do sprzętu, naprawy go lub pomysłów na przeżycie, bo na fizyce nie znam się wcale, a już tym bardziej na Marsie. ;-)


"Marsjanin" został wydany w języku angielskim  w roku 2011 nakładem własnym autora, później w 2014 nakładem wydawnictwa Crown Publishers. W Polsce ukazała się 19 listopada 2014 roku przez wydawnictwo Akurat. (źródło: Wikipedia)  

Natomiast ja usłyszałam o niej dopiero w tym roku, dzięki moim przyjaciołom.


Początkowo byłam do niej nastawiona sceptycznie, bo rzadko czytam taki gatunek, a poza tym fizyka to naprawdę dla mnie czarna magia. Jako, że staram się nie odkładać książek niedokończonych, to przemogłam swoją niechęć i okazało się, że było warto. Kolejna rada dla innych czytelników, zawsze oceniajmy całokształt, a nie pierwsze 100 stron, które często są niezbyt wciągające.


Nie ma co się oszukiwać, "Marsjanin" nie jest leciutką książką, trzeba jednak trochę się skupić, aby zrozumieć pewne sprawy. Pokazuje nam walkę o przetrwanie, wielką chęć do przeżycia. Początkowo niemożliwe staje się możliwym, bo przecież jeśli czegoś bardzo chcemy, to jesteśmy to w stanie osiągnąć.. podobno.


_____________________

                                     

Mark Watney był członkiem załogi Ares 3, której misją była podróż na Marsa. Niestety załoga była zmuszona do powrotu, gdyż zaskoczyła ich burza piaskowa. Mark został zraniony przez antenę, nikt nie wiedział gdzie się znajduje, lecz wedle wszelkich obliczeń powinien już nie żyć. Z racji wielkiego ryzyka, załoga nie mogła poświęcić zbyt wiele czasu na poszukiwanie swojego kompana, tym bardziej jeśli nie miał on szans na przeżycie.

Jednak Mark Watney żył, przynajmniej do tej pory i został sam na Marsie, bez możliwości kontaktu z załogą lub Ziemią. Na szczęście zostały mu zapasy jedzenia i wody, choć niewielkie, to po zmniejszeniu dziennych racji oblicza, że starczyłoby mu to na rok. Oprócz tego ma do użytku dwa łaziki, Hab oraz panele słoneczne, czyli może się poruszać i ma miejsce do spania.


Jego sytuacja jest na tyle opłakana, że nawet gdyby NASA wiedziała o tym, że Mark żyje, nie miałaby wystarczającej ilości czasu, aby go stamtąd zabrać. Watney jednak nie traci humoru i dzięki temu, że był mechanikiem i botanikiem misji szybko wymyśla plan na przetrwanie. Nie wie w jaki sposób uda mu się opuścić Marsa i czy w ogóle do tego dojdzie, lecz na razie jego głównym celem jest przeżycie czterech lat, gdyż wtedy przybywa Ares 4.


Mark jest niesamowicie zdystansowany, umie żartować z własnego losu i dzięki pozytywnemu nastawieniu udaje mu się wymyślać coraz to nowe pomysły. Pomaga mu również w tym jego zawód, gdyż nie działa na oślep, no może czasem, ale w gruncie rzeczy wie co powinien zrobić. Jego nieustający upór jest cechą godną naśladowania, nie pozwala mu się poddać.

Książka nie należy do łatwych i pewnie nie tylko mi początkowo było ciężko przez nią przebrnąć. Moim zdaniem autor troszkę przesadził z tymi szczegółami, gdyż nie są one zbyt interesujące dla kogoś kto jest laikiem w tym temacie. Uważam, że można było wprowadzić więcej dialogów NASA bądź opisać to w bardziej przystępny sposób. Nie są to jednak zupełnie suche fakty, bo mimo wszystko autor stara się wyjaśniać wszystko łopatologicznie, jednak byłabym za tym, aby częściej przeplatał sytuacje Marka z sytuacją na Ziemi. Zdecydowanie łatwiej by się to czytało, gdyby było troszkę więcej przerw od całej tej terminologii.


Myślę, że większość z Was miałaby problem z przeczytaniem jej jednym tchem, bo naprawdę bywa troszkę męcząca, aczkolwiek jak się już rozkręci, robi się dużo ciekawiej. Mnie bardzo interesowało to czy przeżyje, jeśli tak to w jaki sposób, czy wróci na Ziemie. No i pożyczyła mi ją para przyjaciół, więc musiałam to przeczytać. ;-)


Narracja w "Marsjaninie" jest pierwszoosobowa, pisana w formie dziennika. Jest on przeplatany z relacją innych bohaterów, czy to załogi Ares 3 czy pracowników NASA. Widzimy w jednym czasie co się dzieje w paru miejscach, jak ludzie reagują na dane sytuacje i jaka jest ich rola. Dzięki temu czyta się to przyjemniej, gdyż jest to relacja bezpośrednio od głównego bohatera, jego odczucia, samopoczucie i cała reszta drobiazgów. 


Autor pozwala sobie na przekleństwa, co obrazuje nam jeszcze bardziej tragizm sytuacji. Nie przeszkadzały mi one bardzo, wręcz nawet dobrze, że tam były, bo książka była momentami zabawna. 


Na podsumowanie powiem tak: 

Gdybym znalazła taki tytuł w księgarni, na pewno bym po nią nie sięgnęła. Tylko dlatego, że ja nie przepadam za science - fiction. Nie jest to mój gatunek, ale jak już wyżej pisałam przyjaciele powiedzieli, że też byli sceptycznie nastawieni, a jednak im się podobała. Postanowiłam ją przeczytać, aby nie było im przykro i nie poddawałam się po paru pierwszych stronach, jak często robią inni ludzie. Przeczytałam i uważam, że warto. Zwłaszcza dla ludzi, którzy lubią ten gatunek książek, a innym też nie zmarnuje czasu. ;) Trzeba też wziąć poprawkę na to, że jest to debiut, więc autor na pewno z czasem się jeszcze podszkoli i zrobi coś bardziej pod kątem czytelników, tak aby wciągało już od pierwszych stron. Cieszę się, że Agnieszka z Tomkiem zmusili mnie do przeczytania tej książki, dziękuję Wam bardzo ;-) 

Link do opinii

Człowiek z natury nie lubi być osamotniony. Choćby twierdził inaczej, to i tak po pewnym czasie łaknie obecności drugiej osoby. A jak już naprawdę się uprze, że towarzystwo drugiego człowieka jest mu całkowicie zbędne, to zazwyczaj sprawia sobie jakiegoś czworonożnego kumpla. Co nie zmienia faktu, że samotność przegrywa tę walkę w mgnieniu oka. Ale co by było, gdyby człowiek łaknął bliskości innego człowieka, a nie mógł tego uzyskać?

Mark Watney należał do ekipy marsjańskiej ekspedycji, gdzie miał swoje narzucone z góry zadanie. Niestety nawet nie zdążył udowodnić swojej inteligencji na Czerwonej Planecie, kiedy straszliwa burza piaskowa zmusiła jego drużynę do ucieczki. Pech czuwał nad mężczyzną i uaktywnił się w złej godzinie, przez co został ciężko ranny i stracił przytomność. Brak odzewu z jego strony był jednoznaczny z jednym - utracili go na zawsze.

Kiedy Mark wybudził się z niespodziewanego snu, odkrył że pozostał na Marsie całkowicie sam. Nie, nie mógł powtórzyć losów sławnego Kevina, ponieważ do dyspozycji pozostał mu zdewastowany przez wichurę obóz, minimalne zapasy powietrza i żywności oraz brak łączności z Ziemią. Nawet brakowało złodziejaszków, którym mógłby zagrać na nosie. Gorsza jednak była świadomość, że pozostali członkowie ekspedycji, jak i sztab z Houston uważali go za martwego, więc nikt nie mógł zorganizować wyprawy ratunkowej. Chociaż chwila... ona i tak przecież by nie pomogła! Gdyby wyruszono po niego natychmiastowo, to dotarliby na Marsa długo po tym, jak zabrakłoby mu pożywienia, wody i powietrza. Czyli i tak źle, i tak niedobrze. Jednakże Mark nie zamierzał się poddawać.

Watney rozpoczął heroiczną walkę o przetrwanie, a sporą wagę miały w tym nabyta wiedza, zdolności techniczne, pomysłowość i czasami szczęście.

Tylko czy to wystarczy, aby przeżyć? Jaki był sens walki, skoro i tak resztę życia miał spędzić w osamotnieniu? A może ktoś nad nim czuwał i zareagował w doskonałym momencie?

Powiadają, że głupi to ma zawsze szczęście. A co w takim razie z tymi mądrymi?

 

Swego czasu o [Marsjaninie] było dość głośno. Nie było to tylko spowodowane wchodzącą do kin ekranizacją, ale również za sprawą żartów nawiązujących do niecodziennej uprawy ziemniaków, jakie zalały internet. Nawet sklepy wykorzystywały ten chwyt marketingowy, umiejscawiając tę książkę w dziale owocowo-warzywnym. Nie byłabym sobą, gdybym nie chciała się dowiedzieć, o co tyle szumu. Zaopatrzona we własny egzemplarz natychmiastowo rozpoczęłam kosmiczną przygodę z Markiem Watneyem. Tylko czy towarzystwo tego astronauty było znośne? A może zapragnęłam zostać pierwszym trupem na powierzchni Marsa?

 

To chyba już u mnie tradycja, że przy lekturze niektórych książek pierwsze rozdziały wywołują u mnie sprzeczne emocje. Chociaż przy [Marsjaninie] zdanie rozpoczynające całą książkę wkupiło się w moje łaski i uniemożliwiło odłożenie jej, to największy problem stanowiły naukowe określenia, gdzie większość z nich nic a nic mi nie mówiła. Andy Weir - na całe szczęście - zadbał o moją edukację i z pomocą głównego bohatera, krok po kroku, tłumaczył mi zagadnienia i to nie w byle jaki sposób. Obdarzając Marka Watneya specyficznym poczuciem humoru stosowanym w kryzysowych sytuacjach (a ich było mnóstwo, no bo hej - został sam na Marsie!) wplatał je w jego rozbrajające wypowiedzi umieszczane w dzienniku. A dobrze wiecie, że nie gardzę takim stanem rzeczy. Dlatego też ochoczo obserwowałam heroiczną walkę osamotnionego astronauty. Przygryzałam wargi prawie do krwi, kiedy testował swoje kreatywne pomysły, nieraz narażając swoje bezpieczeństwo. Ale w sumie i tak niewiele ryzykował. Skoro i tak już był uznawany za martwego, to nie miało to największego znaczenia. Nawet nie wiecie, jak radość miotała mną niczym szatan, kiedy jego eksperymenty przechodziły te próby pomyślnie! Nerwów też trochę straciłam, bo przecież środowisko nie zawsze gra uczciwie, lecz te drobne kroczki umożliwiały mu przeżycie kilku czy kilkunastu dodatkowych soli*.

Żeby umilić czytelnikom lekturę, autor zadbał również o to, abyśmy mieli wgląd w to, co w tym samym czasie działo się na Ziemi. Nawet nie wiecie, jak bardzo chciałam krzyczeć na bandę naukowców, że ich informacje są błędne, że ich człowiek nadal siedzi na Marsie i czeka na wsparcie. Pogrążeni w smutku po utracie jednego z lepszych ludzi ze swojej ekipy, pochłonięci udoskonalaniem planu związanym z następną misją, aby uniemożliwić takie okropne błędy. I na tym zakończę zdradzanie istotnej dla książki fabuły, bo przecież nikt nie lubi psucia takich niespodzianek. Napiszę jedynie, że dalszy rozwój akcji zmuszał moje serce i płuca do ciężkiej pracy, kiedy to czytając, dostawałam zadyszki. No i mogę się poskarżyć na zakończenie, które pozostało otwarte, a tutaj aż to nie pasowało. Jak autor miał czelność zrobić coś takiego? To takie nieludzkie! Ktoś leci ze mną, aby mu to przekazać w dosadny sposób?

 

,,Zacząłem dzień od herbaty nic. Herbata nic jest bardzo łatwa w zaparzaniu. Najpierw nalej trochę gorącej wody, potem dodaj nic".

 

Mark Watney to chyba jedyny mężczyzna, którego szowinistyczne przytyki potraktowałabym z przymrużeniem oka. Nasz główny bohater, prócz tego brzydkiego nawyku, miał tak ogromną wiedzę, że naprawdę mi nią imponował! Dorzućmy jeszcze poczucie humoru wywołujące u mnie szczery uśmiech to mamy wręcz ideał! Nieraz szczęka prawie wypadała mi z zawiasów, kiedy wpadałam w niekontrolowany śmiech. Doskonale wiedziałam, że właśnie te czynniki pozwalały mu nie oszaleć, ale gdyby nie to wszystko to zapewne rzuciłabym książkę w kąt i szybko o niej zapomniała. Mark Watney był trybikiem napędzającym całą tę czytelniczą maszynerię i wręcz wyłam z rozpaczy, kiedy fabuła przeskakiwała na Ziemię. Przecież uprawa ziemniaków czy eksperymentalne tworzenie wody były bardziej ekscytujące! Dobrze, dobrze. Zdradzę nieco o pozostałych bohaterach, bo przecież nasz tytułowy marsjanin posiadał konkurencję. Może nikłą, ale jakaś była.

Chociaż pracownicy NASA różnili się od siebie charakterami i obowiązkami, to nieraz mylili mi się i często nie umiałam pojąć, dlaczego jeden z nich reaguje negatywnie, skoro chwilę wcześniej skakał z radości nad cudownością podsuniętych pomysłów. Nie winię za to autora, tylko samą siebie, bo mój umysł nie chciał się skupiać aż nadto na ich nazwiskach. Jak już mówiłam, był zainteresowany kimś innym i nie chciał nikogo innego. Samolub. Ale bez problemu zdradzę, że nie było nikogo, kto mógłby mnie zdenerwować do tego stopnia, abym wyrzucała z siebie niecenzuralne słowa. Nie powiem, że mnie nie drażnili, bo już wcześniej wypowiadałam się na ich temat, ale pewne postaci polubiłam bardziej, inne znacznie mniej. To ogromny sukces, bo zazwyczaj natrafiam na kogoś, kogo umiem znienawidzić całym sercem.

 

,,Rozplątałem łóżko Martineza, zabrałem na zewnątrz sznurek i przymocowałem taśmą do kadłuba, wzdłuż linii zaplanowanego cięcia. To oczywiste, taśma klejąca działa w niemalże próżni. Taśma klejąca działa wszędzie. Taśma klejąca jest magiczna i powinna być czczona".

 

Andy Weir nie posiada jakiegoś wyszukanego stylu pisania, który mogłabym uznać za niezwykle oryginalny, ale dobrze wie, jak tworzyć, aby zaciekawić czytelnika. Wykreowana przez niego historia jest dopracowana, gołym okiem widać, że autor dopieszczał ją, jak tylko mógł. Chłonęłam jego dzieło niczym komar krew i przyznaję, że ciężko było mi odłożyć [Marsjanina]. Chciałam go tylko czytać i czytać, i czytać...

Ważne jest, aby człowiek - pomimo wielu przeciwności losu - nigdy nie pozwalał pokonać się podupadającej na zdrowiu motywacji. Powinniśmy spiąć te cztery litery, które są ulokowane tuż przy dolnej granicy pleców i walczyć ile sił, aby pokonać siejącą postrach rezygnację i pokazać, gdzie jest jej miejsce. Skoro Mark Watney potrafił wywalczyć dodatkowe dni życia na Marsie bez pomocy osób trzecich no to dlaczego nam miałoby się coś nie udać?

 

Podsumowując:

Jeżeli mogłabym cofnąć się w czasie i otrzymałabym możliwość odstawienia [Marsjanina] na półkę, nie biorąc pod uwagę zakupu tej książki, to wyśmiałabym osobę oferująca coś takiego i czym prędzej powtórzyłabym ciąg wydarzeń. Ta powieść dostarczyła mi tylu wrażeń, że nie wyobrażam sobie teraz, abym nie znała jej treści. Dlatego też, jeżeli masz jeszcze jakieś wątpliwości, moja opinia powinna je rozwiać i pogonić w siną dal. Spędzając kilka godzin sam na sam z Markiem Watneyem, będziecie mogli liczyć na to, że naprzemiennie będziecie pękać ze śmiechu lub drżeć ze strachu z powodu pomysłów tego szaleńca. A więc nie zwlekaj - nie pozwól, aby tytułowy marsjanin usychał z tęsknoty za tobą!

 

Link do opinii
Bez zbędnych zachwytów, bardziej cieszy mnie, że wreszcie skończyłam książkę, bo troszkę mnie przyblokowała, niż jej treść. W skrócie: misja na Marsie, przechodzi burza piaskowa, jeden ranny, pięciu się ewakuuje, myśląc, że ranny zmarł. Jednak ranny - Mark Watney, a zarazem główny bohater żyje i robi wszystko, żeby przeżyć na Marsie. Hoduje ziemniaki, robi nudne obliczenia i bawi się w człowieka od wszystkiego. Nudy, nudy, nudy. Książki nie ratują nawet pseudo zabawne teksty Marka w kontaktach z NASA. Później mamy wielomilionową akcję na skalę światową, mającą na celu uratowanie człowieka, który utknął na Marsie, sporo technologicznego bełkotu i naprawdę długą podróż łazikiem. Ostatecznie następuje spektakularna misja ratunkowa, przechwycenie zdewastowanego MAV-u z Markiem (z rozerwaną plandeką zamiast kadłuba) i stwierdzenie, że bohater cuchnie "jak przepocone skarpety, na które zesrał się skunks" (to cytat dosłowny z książki). Format książki, podzielonej na poszczególne sole - marsjańskie dni jest jedną z niewielu zalet "Marsjanina", choć wydawać by się mogło, że będzie się dzięki temu szybciej i przyjemniej czytać. Jednak te wszystkie obliczenia sprawiają, że czułam się, jakbym czytała podręcznik z fizyki i dopiero, kiedy HAB wyleciał w powietrze to wkręciłam się w książkę. Zapowiadana szumnie "heroiczna walka o przetrwanie" nie zrobiła na mnie wrażenia. Powtarzał się pewien schemat, gdy wszystko szło na pozór idealnie, to zawsze coś musiało pójść nie tak, jak bohater to sobie założył. Przydałby się epilog, w którym załoga dotarłaby na Ziemię. Skąd mamy mieć pewność, że nie rozwalili się po drodze albo nie zjedli nawzajem :D
Link do opinii
Mistrzostwo! Nigdy bym nie pomyślała, że powieść, której fabuła toczy się na Marsie, tak mnie zachwyci. Przede wszystkim ujął mnie w tej książce humor, a nie odstraszyła fizyka i procesy chemiczne. Trzymałam kciuki za Marka, za jego uprawę i podróże po nieznanym Marsie. Trzymałam kciuki za ekipę na Ziemi i za cudowne zakończenie. Jeśli ktoś szuka rozrywki na dobrym poziomie, to ta książka ją zapewnia :)
Link do opinii
Najpierw obejrzałam film niestety. Jest on prawie wiernym odbiciem książki. Z tymże czytając miałam już gotowe nasunięte wyobrażenie absolutnie wszystkiego. Książka jest ciekawa.
Link do opinii
Avatar użytkownika - TZC
TZC
Przeczytane:2016-04-01,
http://tysiac-zyc-czytelnika.blogspot.com/2016/03/73-marsjanin-andy-weir.html Cóż po pierwsze chciałabym zaznaczyć, że najpierw oglądałam film, a dopiero później przeczytałam książkę. Nie wiem, czy był to trafny wybór, ponieważ już na samym początku trochę żałowałam, że nie mogę odkrywać tajemnic Marsa wraz z naszym bohaterem. Z drugiej strony często dzięki temu, że oglądałam już film czytanie pamiętnika nie było dla mnie nudne, ponieważ z góry wiedziałam co się wydarzy. A więc zdecydować, czy najpierw film, czy książka musicie sami. Ja za was tej decyzji nie jestem w stanie podjąć, jednak ja zaczęłam od filmu i żałuję tego tylko trochę. Książka opowiada o Marku Watney'u, który zostaje pozostawiony sam na Marsie. Obca planeta, brak kontaktu z drugim człowiekiem oraz problemy z prawdopodobnie każdą częścią zaopatrzenia tworzą piękną i bardzo mądrą historię. Mark podejmuje decyzję o uprawie ziemniaków i wyruszeniu w daleką wyprawę, aby dostać się na miejsce lądowania kolejnej misji na Marsa, która powinna wylądować za... 5 lat. Czyżby to był jego koniec? Większość ludzi tak myśli. Bohater nie da rady, przecież żaden człowiek nie przeżyłby pięciu lat na miesięcznym zaopatrzeniu. Nikt nie jest w stanie mu pomóc. Jednak wytrwałość i nadzieja go napędzają tak mocno, że wie, iż nie może się poddać. Podziwiam wysiłek autora jaki musiał być włożony w tę książkę. Nawet jeżeli cała książka z góry na dół byłaby fikcją literacką to podziwiałabym wyobraźnię autora. Jednak tak nie jest. Z tego co wiem, w książce zawarto wiele poprawnych informacji, co dla mnie wydaje się abstrakcją, jeżeli chodzi o wprowadzenie, a nawet samo znalezienie takich informacji. Z całą pewnością ta powieść mogłaby zastąpić istotną część podręczników. Jest nieco ciekawsza, chociaż... "Jeśli turysta zgubi się w górach, ludzie organizują akcję poszukiwawczą. Gdy rozbije się pociąg, ludzie ustawiają się w kolejce, żeby oddać krew. Gdy trzęsienie ziemi zrówna miasto z poziomem gruntu, ludzie na całym świecie wysyłają niezbędne zapasy. Jest to fundamentalna cecha człowieka, że odnajdujemy ją w każdej kulturze, bez wyjątku. Pewnie, są dupki, które maja to gdzieś, ale znacznie więcej jest osób, które to obchodzi, I właśnie dlatego miałem po swojej stronie miliardy." Stanowczo nie jest to książka lekka, którą dałoby się przeczytać w jedną noc. Prawdopodobnie 3/4 ludzi będzie ją męczyć minimalnie pięć dni. Mimo świetnej narracji pierwszoosobowej, na prawdę ciężko się czyta mniej więcej od połowy książki. Może to przez fakt, że w tej książce łączą się dwie na prawdę mało rozpowszechnione metody pisania - pamiętnik (brak dialogów w przeważającej części książki) oraz literatura, która ma uczyć. Wysoko cenię fakt, że autor większość rzeczy starał się przekazać "łopatologicznie", czyli tak prosto jak tylko potrafił. Doceniam to, ponieważ nie do końca czuję się ścisłowcem, a i moje braki w nauce zajmującej się kosmosem i chemią, były nadzwyczaj widoczne. "Mówią, że żaden plan nie może przetrwać pierwszej próby realizacji." Tak jak już pisałam, osobiście musiałam poświęcić całe święta, żeby przebrnąć przez tą przygodę. Na pewno zapamiętam wiele z tej historii - to fakt, ponieważ musiałam się cały czas mobilizować i intensywnie myśleć o tym, co przed chwilą mi zaprezentowano. Sądzę, że dzięki temu trochę łatwiej będzie mi zrozumieć o czym mówi nie jeden nauczyciel. Być może nie wszystko zostało tu przedstawione całkowicie zgodnie z prawdą, lecz szkic danej umiejętności z pewnością zostanie gdzieś głęboko w mojej pamięci. "[08.31] JPL: (...) Przy okazji, sondę którą posyłamy, nazwaliśmy Iris. Od greckiej bogini, która podróżowała po niebiosach z prędkością wiatru. Była także boginią tęczy [08.47] WATNEY: Gejowa sonda zmierza, by mnie ocalić. Zrozumiałem." Chwilami skłaniano mnie do refleksji na temat tego, jak krucha jest ludzka psychika i jak mocno ludzie potrzebują kontaktu z kimś innym. Bardzo rzeczywiście zostały przedstawione fragmenty, związane z radzeniem sobie w warunkach niesprzyjających do życia oraz to, w jaki sposób ludzie potrafią się zjednoczyć pod wpływem katastrofy pukającej do drzwi. Podobało mi się to, ponieważ jest to dla mnie zdecydowanie temat mi bliższy niż kosmos, którym nigdy się tak na prawdę nie interesowałam. (Nie, Gwiezdnych Wojen też nie oglądałam) "(...) Ale tak na prawdę zrobili to dlatego, że każa istota ludzka ma podstawowy instynkt, który każe pomagać drugiej istocie ludzkiej znajdującej się w potrzebie. Czasem może się wydawać, że tak nie jest, ale to prawda." Mark Watney jest osobą szczególną. Charakteryzuje się wielkim poczuciem humoru, które nie przestawało mnie zadziwiać ani na chwilę. Dzięki niemu książka jest przeładowana śmiesznymi cytatami, które z chęcią gdzieś sobie zapiszę i za parę lat wykorzystam. Bohater ten wydaje mi się być kontrastem do całej mądrości tej książki. Jest on wykształcony (w końcu jest astronautą), lecz jego czyny i słowa są w gruncie rzeczy proste, prostacko śmieszne, ponieważ często używa przekleństw, które w końcu rzeczy powinny nas rozśmieszyć, taśma klejąca jest jego bohaterem i zazwyczaj wszystko robi po swojemu. "Rozplątałem łóżko Martineza, zabrałem na zewnątrz sznurek i przymocowałem taśmą do kadłuba, wzdłuż linii zaplanowanego cięcia. Tak, oczywiście, taśma klejąca działa w niemalże próżni. Taśma klejąca działa wszędzie. Taśma klejąca jest magiczna i powinna być czczona." Koniec końców, czy warto przeczytać tę książkę? Osobiście uważam, że tak. Może bardziej zachwyceni będą chłopcy w różnym wieku, lecz dla dziewczyn będzie na pewno ciekawym eksperymentem. Pomimo faktu, że chwilami mózg mi się krajał od przeładowania informacjami, których normalnie nie tknęłabym kijem, to na prawdę cieszę się, że przeczytałam Marsjanina. Polecam. 8,5/10 "Nie mając pola magnetycznego, Mars nie ma żadnej ochrony przed promieniowaniem słonecznym. Jeśli byłbym na nie wystawiony, dostałbym takiego raka, że jeszcze ten rak miałby raka."
Link do opinii
Nigdy nie sądziłam, że jakaś książka sci-fi spodoba mi się do tego stopnia, że nie będę mogła się od niej oderwać. Trzymająca w napięciu, dobrze napisana a na dodatek technicznie bardzo zrozumiała! Mark zachwyca swoją zaradnością, hartem ducha i pomysłowością. Oby więcej takich książek!
Link do opinii
Załoga Aresa 3 ląduje na Marsie. Jest to jedna z historycznych chwil dla tych astronautów, jednak nic nie poszło po ich myśli. Na skutek burzy piaskowej i nieszczęśliwego zbiegu zdarzeń jeden z członków ekspedycji Mark Watney zostaje ciężko zraniony. Jako, że reszta myśli, że ich przyjaciel zginął opuszczają zrezygnowani Czerwoną Planętę. Jak się łatwo można domyśleć wkrótce potem botanik budzi się z raną w boku i zszokowany orientuje się, że jest jedynym człowiekiem na tej pokrytej pustynią planecie. Sytuację dodatkowo pogarsza fakt, że zapasy wody, żywności i tlenu nie utrzymają go dostatecznie długo przy życiu, a przecież nikt na Ziemi nie ma pojęcia, że mężczyzna uszedł z życiem. Niestety jest zdany tylko i wyłącznie na własną inteligencję i zaradność, gdyż w żaden sposób nie może nawiązać połączenia ze sztabem w Houston. Nie ukrywam, że książkę czytało mi się trudno, gdyż zostałam wręcz zasypana naukowymi określeniami, opisywaniem zjawisk, reakcji, grawitacji itd, a ja jako prawdziwa humanistka miałam nie lada problemy ze zrozumieniem tego wszystkiego. Łaziki, Haby i inne wynalazki NASA sprawiały, że zawodziła mnie wyobraźnia i czułam się lekko zagubiona. Ogromnym plusem był fakt, że opowiadał o tym sam Mark, który oficjalnie skradł mi serce. Uwielbiam sposób, w jaki została wykreowana jest postać. Każdy normalny człowiek osamotniony w złowrogim Kosmosie już dawno by się poddał, a on walczył od samego początku do końca. Jego postawa i determinacja była godna podziwu. Bardzo spodobał mi się błyskotliwy umysł bohatera, a także niezwykłe poczucie humoru, które wkradało się w najmniej oczekiwanych momentach. Sytuacja, która najbardziej zapadła mi w pamięć, to ta, gdy próbował dość nietypowymi metodami wyhodować ziemniaki na Marsie. Historia przedstawiana jest również z perspektywy przyjaciół astronautów Watneya, a także pracowników NASA, którzy po kilku miesiącach orientują się, że szósty członek załogi ma się dobrze i w najlepsze egzystuje sobie na Czerwonej Planecie. Możecie sobie tylko wyobrazić jaki szum wywołuje ta wiadomość w mediach i opinii publicznej. Nikt na świecie nie mówi o niczym innym i zaczyna się szalony wyścig z czasem, by uratować naszego botanika. Uważam, że "Marsjanin" to jak najbardziej godna uwagi, aczkolwiek bardzo wymagająca powieść, gdyż nie każdy będzie w stanie przetrawić dużą ilość chemii, fizyki i nowinek technicznych przydatnych w Kosmosie. Jednak zachęcam Was do spróbowania, gdyż jest to wyjątkowa i oryginalna pozycja, pełna heroicznej walki, siły ducha i ludzkiej solidarności. Dodam jeszcze, że zakończenie było dla mnie szalenie wzruszające i niechciana przygoda, która przytrafiła się Markowi Watneyowi zostanie ze mną na dłużej.
Link do opinii
Ja przeczytałem książkę, a teraz czekam na czas, aby obejrzeć film. Książkę wyszukał wpierw nastoletni syn , który zaczął w środku zimy hodować w doniczkach na parapecie kukurydzę i pomidory święcie przekonany, że doczeka na owoce tych hodowli. Zaciekawiony co jest takiego w "Marsjaninie" , że inspiruje gimnazjalistę do tak nietypowych jak na ten wiek zachowań - zacząłem czytać. Książka świetna i nie pozwala się nudzić. Gorąco polecam ! O jej treści wyczerpująco napisano już w poprzednich komentarzach więc nie ma co się powtarzać. Poczucie humoru autora przeniesione na zachowanie bohatera książki najlepiej ilustruje cytowany we wcześniejszym komentarzu fragment ze strony 137. Przywoływany do pisania z rozwagą komunikatów, które czyta cały świat Mark odpowiada : "Patrzcie! Cycki! ==>> (.Y.)". Rewelacja !
Link do opinii
Avatar użytkownika - Eirene
Eirene
Przeczytane:2016-01-26,
Jeśli wybrałeś/łaś taką kolejność jak ja: film i dopiero potem książka, to z pewnością się zdziwisz. Pozycja napisana stylem jak poradnik dotyczący przetrwania została podczas przenoszenia na ekran znacznie uproszczona. A jednak czytając zapisy chemicznych reakcji, majsterkowania czy "uprawy roli" marsjańskiego Mc Gyvera, ani chwili się nie nudzimy i cały czas kibicujemy mu w zmaganiach. Książka jest bardziej realistyczna w opisach i rozwiązania w niej ukazywane wydają się bardziej prawdopodobne niż te ukazane w filmie. Watneya polubicie i w książce i w filmie. Nawet jeśli jesteście po seansie, to śmiało możecie sięgnąć po tą pozycję i wierzę, że nie będziecie się nudzić.
Link do opinii
Ależ ta książka wciąga. Dokładność autora w podawaniu każdego faktu onieśmiela, fascynuje i przeraża. Ileż czasu musiał poświęcić na swoje przemyślenia! Niesamowite. Bardzo dobra powieść, zdecydowanie lepsza, niż ekranizacja! Zamierzam wrócić do niej, żeby posprawdzać obliczenia ;)
Link do opinii
Książka z pewnością nie jest tym, czego się spodziewałam. Nie wiem czemu, pierwsze o czym pomyślałam, czytając opis, to to, że główny bohater spotka na Marsie jakieś istoty pozaziemskie czy innego zagubionego kosmonautę umiejącego żyć w tych warunkach. Teraz jednak znając całą tę historię, naprawdę nie mam zielonego pojęcia, czemu taki tok fabuły przyszedł mi do głowy. Przecież całkowicie odbiega on tego przedstawionego przez Pana Weira. Czy jednak przez to się zawiodłam? Wcale nie! Otóż historia jaka została tu pokazana okazuje się bardzo ciekawa. Mężczyzna pozostawiony sam sobie na pastwę losu na Marsie, niemający możliwości skontaktowania się z jakąkolwiek pomocą wydaje się z góry skazany na śmierć. Na szczęście bohater w wyniku stresowej sytuacji wykazuje się ogromną wola walki. Choć jego pomysły nie zawsze przynoszą spodziewane skutki. Nie poddaje się on jednak, tylko dalej brnie ku swoim celom. Co ważne, wszystkie jego poczynania pozujemy za pomocą prowadzonego przez niego dziennika pokładowego. Dzięki temu czytając, miałam wrażenie, jakbym oglądała jeden z najlepszych filmów o kosmosie. Dodatkowo w pewnym momencie książki pojawiły się sceny, w których można było poznać sytuacje, jakie odgrywały się w centrum dowodzenia na Ziemi, oraz w rakiecie, która opuściła Marsa, pozostawiając tam Marka. Na Ziemi oczywiście ludzie przeżywali ogromne nerwy związane z zaistniałą sytuacja, co zostało przedstawione bardzo dobrze. Niektórzy bowiem opowiadali się za jednym rozwiązaniem tego kłopotu, a inni za drugim. Powstają spory z tym związane i oczywiście są podejmowane trudne decyzje. Z kolei w rakiecie, kosmonauci przezywają ogromne katusze w związku z utraconym kolegą. W szczególności dowódca tej wyprawy obwinia się o śmierć zdolnego badacza. I tu znowu przedstawienie postaci, jak i emocji z nimi związanych było bardzo realistyczne. Dobrze sypię tu samymi zaletami, ale czy były jakieś wady? Jak dla mnie jedna, choć częściowo bez niej książka nie byłaby dobra. Mianowice chodzi mi o specjalistyczny język, jakim posługują się osoby zajmujące się wyprawami kosmicznymi, oraz maszyny czy procesy związane z tymi misjami, były dla mnie często niezrozumiałe. Nie jestem bowiem osobą, która jakoś bardzo interesuje się kosmosem, więc nie znam się na wielu takich procesach. Przydałby się moim zdaniem słowniczek na końcu książki z pojęciami, których standardowy czytelnik może nie rozumieć lub mieć z nimi problem. To bardzo ułatwiłoby sprawę, gdyż momentami, czytamy długie opisy tego, co Mark robił, by przetrwać. Zatem, książka jest bardzo dobrą lektura, szczególnie dla osób interesujących się ekspedycjami kosmicznymi ci, którzy jednak nie są fanatykami tych wypraw znajdą tu ciekawą historię o heroicznej walce o przetrwanie, Nawet pomimo tych trudnych pojęć, a może to dzięki nim jak już pisałam, miałam wrażenie, iż oglądam świetny film o kosmosie. Ta historia jest z pewnością inna niż wszystkie.
Link do opinii
Ledwo "Marsjanin pojawił się na polskim rynku, a już wszyscy ze zniecierpliwieniem czekamy na jego ekranizację. Przecież to nie pierwsza tego typu książka o człowieku zagubionym w kosmosie, dlaczego akurat Andy Weir odniósł sukces i ze swoją wizją podróży kosmicznych wdarł się do świata popkultury, tak wybrednego względem wszelkiego rodzaju science-fiction? Czy to dlatego że akurat teraz gigant korporacyjny Tesla ogłasza że ich celem będzie kolonizacja marsa? Czy dlatego że sondy kosmiczne zasypują nas zdjęciami Plutona w ekstremalnie dobrej jakości? A może dlatego że "Marsjanin" jest niezwykle umiejętnie napisaną książką, z ogromną dawką świetnego, nietuzinkowego humoru, a jednocześnie pełna refleksji na temat przyszłości świata i ludzkości. Moim zdaniem sukces jest w pełni zasłużony, ponieważ autorowi udało się połączyć język i styl poważnej fantastyki naukowej z najprostszym, choć niebanalnym dowcipem, a co najważniejsze, wszystko to jest dalekie od kiczu i śmieszności. Jestem pod ogromnym wrażeniem, serdecznie polecam.
Link do opinii
Avatar użytkownika - Sheti
Sheti
Przeczytane:2015-09-30,
Lot w przestrzeń kosmiczną nie jest już czymś niewyobrażalnym. NASA obecnie pracuje nad projektem kolonizacji tej planety a ,,szczęśliwcy", którzy mają tego dokonać już zostali wybrani. No tak... inicjatywa ciekawa, plan piękny, ale należy się liczyć z tym, że zawsze coś może pójść nie tak. Nawet bardzo nie tak... dlatego to nie do końca takie szczęście, bo co jeśli jeden z członków załogi w nieszczęśliwym wypadku zostanie na Marsie sam? Mark Watney miał niesamowitego pecha - był jednym z sześciu członków załogi Aresa 3, która wybrała się na Marsa. Misja musiała zostać przerwana z powodu straszliwej burzy piaskowej, ewakuacja trwała, a biedny Mark został ranny i ślad po nim zaginął. Załoga, święcie przekonana, że go straciła, ruszyła w podróż powrotną do domu, choć ciężko było im się pogodzić ze stratą. Jednak Mark przeżył, ale czy na długo? Sam na opustoszałej planecie, z brakiem odpowiednich narzędzi, nie wspominając już o zapasach żywności... Jednak człowiekiem zawsze kieruje chęć przetrwania, dlatego botanik podejmuje heroiczną walkę, w której wykorzystuje nie tylko swoje umiejętności, ale wszystko, co tylko może. Tonący brzytwy się chwyta... Szczerze? Nie wyobrażam sobie, co zrobiłabym, gdybym znalazła się w takiej sytuacji. Jest to naprawdę tak przerażająca wizja, że chyba nawet całkowicie do mnie nie dociera. Budzisz się obolały na obcej planecie... planecie! To nawet nie jest bezludna wyspa czy nieznane Ci miasto. To jest Mars! Ciało niebieskie oddalone od Ziemi o 227 936 637 kilometrów! Przetrwanie tam graniczy przecież z cudem... dlatego podziwiam głównego bohatera, który nie poddał się ani razu! Walczył do samego końca, zachował trzeźwość umysłu i zimną krew, chociaż nic nie było proste. I jak tu mu nie kibicować? Jak nie obdarzyć go wsparciem (chociaż tym mentalnym) i sympatią? Mark Watney jest postacią niesamowitą. Nawet w obliczu niemal pewnej śmierci nie traci poczucia humoru i mimo że tematyka poruszana przez tę powieść do zabawnych nie należy, to dzięki jego ironii nie raz uśmiech pojawił się na mojej twarzy. Doskonałą rzeczą jest to, że Andy Weir wprowadził kilka rodzajów narracji. Perspektywa Marka jest niczym pamiętnik spisywany w poszczególny dni pobytu na Marsie. Dzięki temu otrzymujemy pełen obraz sytuacji, w jakiej znalazł się główny bohater. Widzimy, z czym musiał się zmierzyć, aby przetrwać. Pojawia się również punkt widzenia załogi, która odleciała z Marsa oraz ludzi pracujących dla NASA, którzy kontrolują misję Ares. Chyba najważniejszą rzeczą, którą taki zabieg wprowadził, była niepewność. Tak na dobrą sprawę, podczas czytania, nie jesteśmy w stanie przewidzieć, czy Markowi się uda. Kłody pod nogami, piasek w oczy (dosłownie i w przenośni) - na obcej planecie nic nie jest łatwe. Zwłaszcza przetrwanie. Dlatego niepewność towarzyszy nam cały czas, nawet w punkcie kulminacyjnym. Autor doskonale poradził sobie z przedstawieniem świata, w którym rozgrywa się akcja. Szczegółowe i dopracowane opisy i specjalistyczne słownictwo wprowadzają nas do realiów fizyki, botaniki, inżynierii i mechaniki. Mogłoby się wydawać, że taka historia nie ma w sobie żadnego potencjału, a czytanie o tym, co każdego dnia robi Mark stanie się po chwili nudne. Nic bardziej mylnego! Andy Weir dba nie tylko o rozbudzanie naszej wyobraźni, ale również wzbudzanie ciekawości. A jak można nie chcieć śledzić poczynań człowieka, który z tak ogromną determinacją walczy z dnia na dzień? Tym bardziej, że Mars jest nieprzewidywalny i wydarzyć może się dosłownie wszystko - nie tylko burza piaskowa, ale przecież sprzęt, który doskonale znamy i korzystamy z niego na Ziemi, może zupełnie inaczej zachowywać się na innej planecie. ,,Marsjanin" to doskonała powieść, która wciąga już od pierwszej strony. Wciąga i nie puszcza, ona po prostu pochłania. To niezwykle oryginalna i jedyna w swoim rodzaju historia o przetrwaniu, woli walki oraz o tym, że nie ma żadnych ograniczeń - człowiek jest w stanie zrobić wszystko, przekroczyć każdą granicę i zmobilizować się do działania, aby nie zginąć w osamotnieniu. Mark Watney jest znakomitym bohaterem, którego nie da się nie lubić. Ironiczny humor jest wisienką na torcie, podobnie jak odpowiednie stopniowanie napięcia i niepewność towarzysząca nam od początku do końca. Obok tej pozycji nie można przejść obojętnie, gdyż jest po prostu niesamowita! www.bookeaterreality.blogspot.com
Link do opinii
Avatar użytkownika - awiola
awiola
Przeczytane:2015-06-02,
"Życie jest niesamowicie wytrwałe". Wyobraźcie sobie połączenie umiejętności Robinsona Crusoe i McGyvera, sporej dozy humoru oraz otoczenia zupełnie nieznanej Wam specyfiki jednej z planet naszego Układu Słonecznego. Wyobraźcie sobie, że w wyniku nieszczęśliwego splotu okoliczności, zostajecie zupełnie sami na Marsie. Iście fantastyczna wizja, którą przekuł na świetną książkę Andy Weir. Książkę, która gdyby nie determinacja jej autora, nigdy nie ujrzałaby światła dziennego. A ja, nigdy nie miałabym możliwości przeżycia tak fascynującej przygody, podanej w iście hollywoodzkim stylu. Andy Weir już mając piętnaście lat otrzymał pracę jako programista i do dnia dzisiejszego wykonuje zawód inżyniera oprogramowania. Interesuje się fizyką relatywistyczną oraz mechaniką orbitalną, posiada szeroką wiedzę na temat lotów kosmicznych. "Marsjanin" to jego debiut, który początkowo nie znalazł aprobaty wśród wydawców. Autor zaczął więc przedstawiać książkę w odcinkach na swojej stronie, a następnie opublikował e-booka na Amazonie jako selfpublisher. Od tego momentu, dobrze sprzedająca się powieść zwróciła uwagę wydawnictw, zapewniając autorowi jej tradycyjne opublikowanie. Bliżej nieokreślona przyszłość. Załoga statku kosmicznego Hermes z sześcioma astronautami na pokładzie, w ciągu 32 soli (dni) miała eksplorować Marsa. W szóstym dniu, w wyniku szalejącej burzy piaskowej, zarządzono przerwanie misji i ewakuację. W trakcie odwrotu, jeden z członków załogi - Mark Watney, zostaje zraniony odłamkiem anteny i odrzucony daleko od statku. Pozostała załoga, po bezowocnych poszukiwaniach, startuje bez niego. Mark tymczasem budzi się jako jedyny człowiek na Marsie, zdany wyłącznie na siebie i własną wiedzę. "Marsjanin" to książka składająca się z dwóch płaszczyzn, bowiem czytelnicy odnajdą w niej zarówno narrację pamiętnikarską, czyli dziennik Marka, człowieka, który dosłownie utknął w kosmosie oraz narrację trzecioosobową pod postacią pracowników NASA i pozostałej załogi statku Hermes. I to właśnie płaszczyzna dziennika kosmonauty była dla mnie najbardziej atrakcyjną warstwą tej książki. Heroiczna walka Marka o przeżycie każdego dnia, poznanie jego charakteru i woli walki, podziwianie za fantastyczne poczucie humoru to elementy, jakie pojawiły się podczas lektury jego zapisków. I nie ukrywam, że bardzo mocno emocjonowałam się każdym sukcesem i każdą porażką bohatera. A emocje były naprawdę wielkie. W powieści występuję dość pokaźna ilość technicznego i naukowego słownictwa, jednak trzeba przyznać autorowi, że starał się większość z opisywanych pojęć jak najprościej wyjaśnić. Oczywiście, wielu rzeczy, wielu zjawisk fizycznych i chemicznych, mój humanistyczny umysł nie był w stanie ogarnąć, jednak nie zakłócało to w żaden sposób odbioru historii Watneya. To, co widać po pierwszych stronach powieści to świetne, merytoryczne przygotowanie pisarza w temacie mechaniki pojazdów kosmicznych, funkcjonowania ludzkiego organizmu w ekstremalnych warunkach czy złożoności przeróżnych reakcji chemicznych. Wydaje mi się, chociaż jak podkreślam, jestem zupełnym laikiem, że realistycznie przedstawiają się również informacje o warunkach panujących na Marsie, a także cała geografia planety. Te wszystkie elementy sprawiły, że czytelnicy otrzymali znakomity debiut, który sprawia, że historię Watneya czyta się jak prawdziwą historię, a nie jak fikcję literacką. Nie przesadzę, jeśli powiem, że Mark Watney to postać, której nie sposób nie polubić. Sposób bycia tego bohatera, jego wieczny optymizm, cięte riposty, dowcip, pomysłowość, wielka inteligencja i przede wszystkim ogromna determinacja, by wrócić na Ziemię, wzbudzają wiele sympatii dla tego kosmonauty. "Marsjanin" to idealny materiał na kinowy hit. Fabuła książki przypomina nieco kasowe, hollywoodzkie ekranizacje, jednak mojej osobie w ogóle ten fakt nie przeszkadzał. I nawet dość przewidywalne zakończenie, nie przyćmiło mojego zadowolenia z tej lektury. Polecam wszystkim - młodym i starym, miłośnikom powieści science fiction i antagonistom takich klimatów. Niebawem do kin wejdzie ekranizacja tego dzieła, warto więc zapoznać się najpierw z książką.
Link do opinii
Avatar użytkownika - Franca
Franca
Przeczytane:2015-04-05,

Z powodu silnej burzy piaskowej załoga misji Ares 3 musi ewakuować się z powierzchni Marsa już w szóstym solu swojego pobytu na tej planecie. Niestety, jeden z jej członków, biolog i zarazem inżynier-mechanik Mark Watney, zostaje odcięty od reszty, przez co nie udaje mu się na czas dotrzeć do MAV-u. Zarówno jego niedawni towarzysze, jak i NASA uznają go za martwego, a co za tym idzie, nie mają zamiaru organizować misji ratunkowej. Mark jednak żyje i robi wszystko, by jego marsjańska przygoda nie skończyła się tragicznie wraz z pierwszą usterką systemu podtrzymującego życie. W dramatycznej walce o przetrwanie towarzyszy mu dziennik, sprzęt-który-nie-wiadomo-czy-działa oraz muzyka disco z lat 70. pozostawiona na Marsie przez komandor porucznik Lewis.

„Marsjanin” to książka z gatunku science fiction, która w zeszłym roku szturmem wdarła się na listy bestsellerów na całym świecie. Jej sukces nie polega jednak na tym, że sięgnęli po nią miłośnicy gatunku, ale na tym, że przypadła ona do gustu także tym czytelnikom, którzy w przyszłość wybiegają co najwyżej do najbliższego urlopu. Jej autor, Andy Weir, postanowił stworzyć fikcję, która w kwestii merytoryczności naukowej nie będzie ustępowała jego dotychczasowej pracy. Weir bowiem od piętnastego roku życia pracuje jako programista i, jak możemy przeczytać na jego stronie internetowej: „he is also a lifelong space nerd and a devoted hobbyist of subjects like relativistic physics, orbital mechanics, and the history of manned spaceflight”. Poświęcenie tak dużej uwagi naukowej stronie poczynań swojego bohatera nie powinno przysporzyć Weirdowi czytelników, a jednak stało się wręcz odwrotnie. Czyżby amerykański programista odkrył sposób na szybkie i bezbolesne zainteresowanie  tysięcy ludzi nauką?

„[12.04] JPL: (...) Proszę, uważaj na swój język. Wszystko, co napiszesz, nadajemy na żywo na cały świat.[12.15] WATNEY: Patrzcie! Cycki! ==>> (.Y.)”[s.137]

Na podstawie powyższego cytatu można łatwo scharakteryzować dwie najważniejsze, czy też po prostu najbardziej rzucające się w oczy cechy tej książki. Pierwszą jest wspomniana wyżej skrupulatność w opisie naukowo-technicznych podstaw wszystkich poczynań bohaterów, zaś drugą jest humor, czasami dość prymitywny (patrz wyżej), ale raczej nie wulgarny. Humor ma wielkie zasługi w tym, że mnogość rozbudowanych opisów działania różnych urządzeń nie przytłacza czytelnika, a wtłacza się w narrację, stając się ważną jej częścią. To ważne, ponieważ te opisy stanowią zauważalną część książki. Zanim Mark nawiązał połączenie z JPL (Laboratorium Napędu Odrzutowego) musiał dotrzeć do innej marsjańskiej bazy, zadbać o swoją plantację ziemniaków, zmodyfikować urządzenie umożliwiające mu skomunikowanie się z Ziemią itp. Każdy jego krok jest dokładnie zaplanowany i czytelnik jest informowany o tym, dlaczego Mark zrobił to co zrobił. Na tej postawie można zaryzykować stwierdzenie, że „Marsjanin” jest efektem zamiłowania Weira do współczesnej kosmonautyki.

Większą część akcji tej książki poznajemy z relacji samego Marka, który dzieli się z nami swoimi zapiskami z dziennika. Ten rodzaj narracji towarzyszy nam przez ponad sto pierwszych stron, potem pojawia się narrator auktorialny („wszechwiedzący”), który zapoznaje nas z tym, co dzieje się w siedzibie JPL-u, na konferencjach prasowych i na statku niedawnych towarzyszy tytułowego Marsjanina. Wprowadzenie innego rodzaju narracji znacznie uatrakcyjniło tę historię, gdyż relacja Marka była monotematyczna i po kilkudziesięciu pierwszych stronach zaczynała nużyć. Niestety, Weir nie wydobył z niej tego, co jest jej największą zaletą - możliwości dokładnego przedstawienia uczuć bohatera. Mark jest sam na obcej planecie, jego rodzina i przyjaciele myślą, że nie żyje, więc wydaje się, że analiza jego psychiki powinna stanowić ważną część tej książki. Cóż, wydaje się. Główny bohater rzadko wspomina swoje życie na Ziemi, ważniejsze jest dla niego tu i teraz. Już po lekturze kilku pierwszych rozdziałów można zauważyć, że taka właśnie jest konwencja, którą przyjął Weir - przede wszystkim akcja, uczucia bohatera można sprowadzić do tego, że raz jest mniej, a raz bardziej dumny z kolejnego swojego dzieła.

Początkującemu pisarzowi i zarazem doświadczonemu programiście opłaciło się przyjąć takie założenie, ponieważ pomogło ono odnieść jego książce gigantyczny komercyjny sukces, którego potwierdzeniem jest to, że Ridley Scott kręci na jej podstawie film. Wydawnictwo nie omieszkało umieścić tej informacji na okładce „Marsjanina”, przez co dało czytelnikom podpowiedź, czego można się spodziewać po tej książce. A spodziewać się można solidnej podstawy pod scenariusz filmu science-fiction okraszonej typowo jankeskim humorem i mnóstwem informacji naukowo-technicznych, której lektura zajmuje maksymalnie dwa wieczory.

 

Link do opinii

Mark Watney to jeden z członków misji marsjańskiej Ares 3. Niestety w wyniku nieprzewidzianych okoliczności nie było mu dane wrócić do domu z resztą załogi. Uznany za zmarłego, został na Marsie. Od tej pory ze wszystkim musi radzić sobie sam, a jak się okazuje ta bezludna planeta szykuje mu niejedną niespodziankę.

 

Bardzo spodobała mi się forma powieści, na którą zdecydował się autor. Fabuła przedstawiona została za pomocą dziennika, prowadzonego przez Watney’a. Mężczyzna krótko wprowadził nas w tajniki misji marsjańskich oraz wydarzenia, które sprawiły, że znalazł się w takiej sytuacji. Następnie autor przybliżył nam działania astronauty, pozwalające mu przetrwać kolejne dni. Warto dodać, że mężczyzna musi się nieźle nagimnastykować, bo perspektywa powrotu na Ziemię jest bardzo odległa. Kto wie, czy w ogóle możliwa?

 

Autor wykreował niezwykle interesującego bohatera. Watney to zabawny i dowcipny facet. Wiele razy naprawdę mnie rozbawił swoimi szczerymi komentarzami. Astronauta nie ma pewności, czy uda mu się wrócić oraz czy zapiski zostaną przeczytane, dlatego chętnie i bez skrępowania dzieli się z czytelnikiem szczegółami swojej codziennej egzystencji. Szybko udzielił mi się jego wyluzowany sposób bycia. W całej tej trudnej sytuacji pozostał normalnym facetem, który wie, że dystans do siebie i świata może mu bardzo pomóc. Nie wyobrażam sobie, że potrafiłabym myśleć logicznie w podobnej sytuacji, jednak daleko mi do bycia naukowcem.

 

W dzienniku nie zabrakło także skomplikowanych opisów związanych zarówno z misją, jak i sprzętem wykorzystywanym do jej realizacji. Niestety nie mam ścisłego umysłu i momentami sprawiło mi to trochę trudności, ale oczywiście mam świadomość, że to wątki niezbędne do zbudowania możliwie realistycznej fabuły. A w tym miejscu lepiej już chyba być nie mogło. Autor, bowiem bardzo dobrze oddał specyfikę NASA i całego „kosmicznego” środowiska.

 

Podoba mi się, że wpisy Watney’a zostały przeplatane z ziemskimi wątkami. Podczas gdy on walczył z marsjańskimi przeciwnościami, cały sztab naukowców próbował mu pomóc, nawet w najbardziej nieprawdopodobny dla nas sposób. A pomoc ta była mu potrzeba wyjątkowo często. Mimo że nasz botanik wykazał się niesamowitą bystrością umysłu, wielkim sprytem i naukową wiedzą, nie zawsze był w stanie poradzić sobie sam. Mars zaskakiwał go na każdym kroku, niekoniecznie pozytywnie. Często sam stanowił dla siebie największe zagrożenie.

 

W powieści nie brakuje zaskakujących zwrotów akcji, interesujących bohaterów oraz tego, co szczególnie mi się spodobało- konieczności podejmowania szeregu istotnych decyzji. Autor bardzo się postarał, żeby jego historia miała chociaż namiastkę realności. Istotny wpływ miały na to, wspomniane już wcześniej, naukowe rozwiązania i niełatwe, czasem nie do końca zrozumiałe opisy. To naprawdę świetna powieść, ale lubię się przyczepić, dlatego zaznaczę, że niekoniecznie odpowiadało mi książkowe zakończenie, ale już na ten temat nic więcej Wam nie zdradzę.

 

 

Link do opinii
Avatar użytkownika - Pharea
Pharea
Przeczytane:2015-03-25,
Świetna książka. Wystraszył mnie na początku naukowy bełkot" ale gdy tylko przez niego przebrnęłam książka wciągnęła mnie nie"samowicie. Już nie mogę się doczekać filmu
Link do opinii
,,Marsjanin" to taka dziwna książka, którą czyta się albo w jeden wieczór, albo bardzo, bardzo długo. W obu przypadkach można mieć z lektury sporo satysfakcji. Dajcie mi chwilę, a wytłumaczę się z tej nieco pokrętnej wypowiedzi. Debiutancka powieść Andego Weira opowiada historię kosmicznego rozbitka - Marka Watney'a. Nieszczęśliwy zbieg okoliczności sprawia, że astronauta zostaje zupełnie sam na odległej plancie. Nietrudno się domyśleć, że planetą tą jest Mars. :) Co dalej? Nie zdradzę żadnej tajemnicy, jeśli napiszę, że Mark robi co w jego mocy (a nawet trochę więcej), by przeżyć we wrogim środowisku. To wszystko. Właściwie streściłam 90% akcji. Jeśli ktoś liczy na spotkanie z Obcymi czy chociażby odkrycie śladów wymarłej, pradawnej cywilizacji, to od razu uprzedzam - nic z tych rzeczy! Marsjan nie będzie. Co w takim razie będzie? Ano szczegółowy opis walki Watney'a z wrogim środowiskiem, z pechem i niefortunnymi zrządzeniami losu. A radzi sobie z nimi niczym Pomysłowy Dobromir. No dobrze, dla tych którzy Dobromira nie pamiętają - radzi sobie niczym MacGyver, co to z gumy do żucia, taśmy klejącej i pudełka zapałek potrafił zrobić rakietę balistyczną. Tak, tak dobrze mnie zrozumieliście! Lwia część książki to opisy co i z czego zmajstrował nasz bohater. I tu dochodzę to momentu, gdy mogę się wytłumaczyć z pierwszego zdania. Opisy technicznych dokonań Marka Watney'a można albo szybciutko przelecieć wzrokiem przyjmując jedynie do wiadomości ,,ok, wziął dwie rurki i drucik i zrobił regenerator tlenu" - wtedy czytamy bardzo szybko, ale można też przyjąć wręcz odwrotną strategię i wgryzać się słowo po słowie w kolejne dziwaczne konstrukcje i próbować zrozumieć jak to działa (albo przynajmniej jak to miało działać w zamyśle autora) - wtedy czytanie zajmie naprawdę sporo czasu. Oczywiście, do wielu pomysłów można się przyczepić, jednakże z satysfakcją stwierdzam, że jakiś nomen-omen kosmicznych bzdur nie znalazłam. Owszem, małe bzdurki i naginanie rzeczywistości co i rusz się Weirowi przytrafiają, ale wszystko to można wybaczyć tłumacząc ,,licentia poetica". W końcu ,,Marsjanin" to powieść rozrywkowa, a nie podręcznik mechaniki i termodynamiki dla początkujących. Pomijając zawiłości techniczne, książkę czyta się płynnie za sprawą prostego, potocznego języka. Języka wręcz luzackiego. Tu muszę się przyznać, że w pewnej chwili ów luz zaczął mnie męczyć. Wyobraźcie sobie kilkugodzinną podróż w towarzystwie bardzo dowcipnego towarzysza, takiego, co to ani jednego zdania bez dowcipu powiedzieć nie da rady. Każdy przynajmniej raz w życiu miał do czynienia z kimś takim - na początku jest fajnie, ale po pewnym czasie chce się krzyknąć ,,Ej, koleś, przestań nawijać jak gimnazjalista po trzecim piwie!" Pod względem formalnym ,,Marsjanin" jest rzeczą bardzo prostą. Uwaga: nie uważam słowa ,,prosty" za określenie pejoratywne. Pejoratywne byłoby ,,prostacki". ,,Prosty" jest w moim odczuciu słowem neutralnym. Jest nawet takie przysłowie ,,prostota jest siostrą geniuszu. Dlaczego tak twierdzę? A dlatego, że cała fabuła opiera się na prostym założeniu - uda się naszemu bohaterowi czy nie uda. Nie ma żadnej zagadki do rozwikłania, żadnej ukrytej tajemnicy, nie ma też głębszej analizy psychologicznej, ani socjologicznej. Co prawda oprócz historii Marka Watney'a mamy jeszcze dwa równoległe wątki: jeden dotyczy działań NASA, drugi poczynań załogi ,,Hermesa" - macierzystego statku Watney'a. Zostały one jednak potraktowane przez autora instrumentalnie - są rozwinięte tylko na tyle, na ile jest to absolutnie niezbędne do poprowadzenia głównej historii. Jest wszak rzeczą oczywistą, że nasz bohater, mimo niewątpliwego sprytu i inteligencji, sam, na piechotę nie da rady wrócić na Ziemię. Czy uzyska pomoc z zewnątrz? Czy przeżyje? Nie powiem. Nie będę psuć przyjemności. Przez cały czas zastanawiałam się jak podsumować moje spotkanie z ,,Marsjaninem"? Cóż, mimo pewnych mankamentów, lekturę uważam za satysfakcjonującą. Po rozdętych do bólu sagach, pełnych elfów, krasnoludów i innych smoków, spotkanie ze starą, dobrą SF jest doświadczeniem bardzo ożywczym i bez wątpienia przyjemnym. Polecam wszystkim miłośnikom fantastyki, a szczególnie tym, którzy wychowali się na fantastyce ,,Złotego wieku". Opinia pochodzi z bloga: http://polekturze.blogspot.com/
Link do opinii
Avatar użytkownika -

Przeczytane:2015-02-03,
Książka jest eksperymentalnym i rzadko spotykanym jeszcze tworem napisanym w formie dziennika. Wcześniej spotkałem się z podobnym schematem w powieści "Troje" Sary Lotz. Pierwsze pięć rozdziałów jest w całości złożonych z wpisów dziennika marsonauty i zasadniczo nie czuje się niczego dziwnego w czytaniu wspomnień porzuconego w samym środku czerwonej pustyni człowieka, któremu kończy się w zasadzie wszystko - poza wyszukanym dowcipem. Później jednak powieść się rozwija. Autor przenosi akcję na Ziemię do centrum NASA, gdzie możemy śledzić na bieżąco poczynania Watneya oczami innych ludzi - pojawia się zatem narracja trzecioosobowa. Watneya obserwuje cały świat, ponieważ gdy do wiadomości publicznych dotarła informacja o pozostawieniu na czerwonym globie samotnego człowieka, cała ludzkość zaczęła śledzić jego poczynania i mocno mu kibicować. Ten aspekt powieści autor oddał idealnie. Nie znaczy to jednak, że "Marsjanin" to tylko na sucho spisany dziennik jedynego człowieka na Marsie z adnotacją w wiadomościach kanału 1. Książka składa się z kilku części - poza wspomnianymi zapisami jest również szereg dialogów pomiędzy bohaterami na Ziemi, a także załogi powracającego z Marsa statku. Ten, kto oglądał "Apollo 13" odnajdzie znajome elementy, takie jak opisy technologii, sposoby działania urządzeń budowanych do badania kosmosu, czy w końcu burze mózgów trwające całe noce, podczas których inżynierowie z NASA zastanawiają się jak z kilku rzeczy i taśmy klejącej stworzyć np. filtr do powietrza czy jak przebudować łazik kosmiczny, aby spełniał wymogi długiej podróży. Sporo z tych detali został oczywiście uproszczone - tak jak żaden film, którego akcja odbywa się w kosmosie via wspomniany wcześniej "Gravity" czy "Kosmiczni kowboje" z rzeczywistym trzymaniem się praw fizyki ma zwykle niewiele wspólnego. Generalnie jest to kawał dobrej roboty. Znakomicie poprowadzona fabuła, wielowątkowa, ze spojrzeniem z kilku różnych perspektyw. Historia ujęta w powieści jest oczywiście ciekawa, ale niekoniecznie nowatorska, pomimo że rękoma Marka autor produkuje paliwo i tlen, czy nawet wodę za pomocą aparatury chemicznej, to jednak fabuła posiada kilka luk. Sporym zdumieniem jest późniejsze przyśpieszenie akcji, ale trudno oczekiwać, aby w 400 stronach zawrzeć wpisy dziennika i ważniejsze wydarzenia z okresu półtora roku. Natomiast mistrzostwem są napisane przez autora postacie, przede wszystkim osoba Marka Watneya. Może miejscami zabawna na wyrost, ale to postać która na długo zapadnie w pamięci. Jego poczucie humoru jest wielkim plusem książki, i tak naprawdę w przeplocie z nawiedzającymi go klęskami - sukcesem "Marsjanina". Ciekaw jestem gry Damona, ale pokazał on już w "Interstellar", że w skafandrze kosmonauty wygląda wiarygodnie.
Link do opinii
Dużo technicznych szczegółów sprawiło, że trochę zajęło mi przeczytanie książki. Polubiłam głównego bohatera za poczucie humoru ale przede wszystkim za determinację, wolę życia i ogromną pomysłowość.
Link do opinii
Ares 3 to kolejna wyprawa na Marsa, w której udział bierze sześcioro astronautów. Pobyt na tej planecie ma trwać 31 dni, ale niespodziewanie mocna burza piaskowa krzyżuje im plany i szybko muszą wracać na statek kosmiczny. Nie wszystkim się to jednak udaje, bo w trakcie ewakuacji Mark Watney zostaje ranny, gdy uderza w niego oderwana antena. Wszystko wskazuje na to, że nie żyje. Załoga musi niestety szybko się pozbierać po stracie i wracać w niepełnym składzie. Takie są procedury. I w taki oto sposób Mark Watney zostaje na Marsie całkowicie sam. Jest żywy i ma przesrane (to jego własne słowa). Od teraz musi liczyć tylko na siebie i wykorzystać swoja cenną wiedzę, bo tylko ona może go uratować. Wszakże zapasy kiedyś się skończą, a pomoc może nigdy nie nadejść. Najmocniejszą stroną tej książki jest główny bohater, Mark Watney. Mężczyzna jest botanikiem i inżynierem, ale o jego niesamowitości świadczy ogromne poczucie humoru i umiejętność radzenia sobie w sytuacjach beznadizejnych. Mark najpierw robi jedno, a potem drugie, na ogół nie martwi się na zapas. Jest wyjątkowo zdolny i z największego bagna potrafi się otrząsnąć. To naprawdę świetna postać, której nie da się nie lubić. Moją sympatię zdobył od razu i może to głupio zabrzmi, ale zżyłam się z nim. Uwielbiam jego cięte riposty. A teraz przejdę do wady, która może Was zniechęcać, ale pamiętajcie, że każdy może to odebrać zupełnie inaczej. Otóż dla mnie ta książka była zbyt skomplikowana. To moja pierwsza powieść science fiction, której akcja toczy się w kosmosie. Zawsze się takich książek bałam i ich unikałam. I trochę słusznie. Mnie "Marsjanin" miejscami przerastał, nie mam aż takiej wyobraźni, żeby to wszystko sobie w głowie otworzyć, te wszystkie sformułowania, jakieś kosmiczne sprzęty, to był dla mnie kosmos. Jednak zaznaczam, że nie mam kompletnie doświadczenia ani z filmami, ani z książkami z takiej dziedziny. I przyznaję, że gdyby nie świetny bohater, to pewnie nie czytałabym tej książki, bo nie lubię, gdy nie wiem, o czym czytam. Mój kobiecy umysł tego nie ogarnia. Miejscami mnie to męczyło, więc nie mogłam czytać jej bez przerwy, ale Mark Watney mnie hipnotyzował. Nie wiedziałam, o czym czytam, ale kibicowałam Markowi i tylko to się liczyło. Nie jest to lektura łatwa, ale warto dać jej szansę. Ja przeczytałam ją ze względu na głównego bohatera. Jednak fani tych wszystkich "kosmosowych" sprzętów, wypraw i nowoczesnej technologii będą zachwyceni. A kibicować trzeba było dużo, bo Marka niestety ciągle trzymał się pech. Gdy już myślimy, że wszystko jest dobrze i cieszymy się z głównym bohaterem, to nagle wszystko się komplikuje i znowu trzeba myśleć od nowa. Ale to dobrze, bo przez to dużo się działo, czasami i serce mocniej zabiło. A przy czytaniu zakończenia moje oczy zrobiły się jakieś takie wilgotne. Owszem, miejscami jest nudno, zwłaszcza czy kolejny raz czytamy o jakieś skomplikowanej reakcji, ale w ostatecznym rozrachunku książka mi sie podobała. Pod koniec tego powinien ukazać się film, który będę chciała obejrzeć. Może wtedy wszystko stanie się jaśniejsze. kingaczyta.blogspot.com
Link do opinii
Avatar użytkownika - Melisa2004
Melisa2004
Przeczytane:2023-07-15, Ocena: 5, Przeczytałam,

Film "Marsjanin" uwielbiam i oglądałam go kilka razy. W końcu przyszedł czas i na książkę, która też mnie nie zawiodła. Pod względem fabuły i narracji trochę przypomina "Projekt Hail Mary", ale jest jeszcze lepsza.

Przypadkowo pozostawiony przez swoją załogę na Marsie samotny astronauta  wykorzystuje całą swoją wiedzę i kreatywność, aby przetrwać i zawalczyć o szansę powrotu na Ziemię. Pozytywny bohater (obdarzony hartem ducha i nietuzinkowym poczuciem humoru), któremu łatwo kibicować, cieszyć się wraz z nim z małych sukcesów i przeżywać porażki. Polecam nie tylko fanom SF :)

Link do opinii
Avatar użytkownika - millawia
millawia
Przeczytane:2023-07-14, Ocena: 6, Przeczytałam,

Andy Weir stworzył wciągającą, pełną zwrotów akcji historię, którą czytałam z wypiekami na twarzy. Mark Watney to świetny bohater, którego polubiłam od pierwszej strony powieści, kibicowałam mu i niezwykle mocno przeżywałam jego historię. Przyznam szczerze, że nie spodziewałam się, że ,,Marsjanin" aż tak bardzo mi się spodoba. Nie jestem wielką fanką science fiction, ale ta historia była rewelacyjna i nawet duża ilość naukowego żargonu (za którym nie przepadam) nie przeszkadzała mi w czerpaniu maksymalnej przyjemności z lektury.

Link do opinii
Avatar użytkownika - igmoniczyta
igmoniczyta
Przeczytane:2021-04-27, Ocena: 5, Przeczytałem,

Oczy miliardów ludzi skierowane są na Marka Watneya, człowieka, który żyje sam na Marsie. Zdążyli mu już wyprawić pogrzeb. Nikt się nie spodziewał, że ten młody inżynier dokona niemożliwego - przeżyje burzę piaskową, która zmusiła pozostałą część załogi do ucieczki. Cały świat staje na głowie, jak pomóc Markowi przetrwać w kosmosie. Nie liczą się pieniądze, hierarchia społeczna, pakty międzynarodowe. Liczy się tu i teraz, aby sprowadzić go za wszelką cenę do domu.

To, co przeżywa Mark jest niewyobrażalne. Umarłabym pewnie po jednym dniu?, a on każdego sol (marsjańskiego dnia) udowadnia, ile jest w stanie zrobić człowiek, żeby przetrwać. Fantastyczny facet, lepszy niż James Bond. Sama książka napisana jest głównie w postaci dziennika. Mark pisze w nim wszystko to, co przeżywa i to, co może pomóc w późniejszych misjach na Marsa. Wcale nie przeszkadzały mi fachowe opisy, a wręcz przeciwnie. Zazdrościłam mu tej inteligencji, która pozwalała mu przetrwać każdy kolejny dzień. Masa emocji, odczuwałam fabułę całą sobą. Tym bardziej będę wyczekiwać nowej książki autora. Wam za to gorąco polecam. Nie lubuję się w sf, ale ta książka rozwaliła mnie na maksa. Teraz tylko trzeba obejrzeć film.

Link do opinii
Avatar użytkownika - ewalub
ewalub
Przeczytane:2021-03-24, Ocena: 6, Przeczytałam,

Świetna! I pisze to osoba, która nie lubi SF, fantastyki. Gdy siostra przyniosła mi tą książkę, to początkowo pomyślałam, że wcale po nią nie sięgnę. Dobrze, że jednak zmieniłam danie. Główny bohater bardzo da się lubić. Na każdej stronie mu kibicowałam i podziwiałam jego umiejętności. Co do opisów technicznych, to nawet nie wiem czy opisywane sprzęty w ogóle istnieją, czy opisywane reakcje chemiczne faktycznie są realne, a obliczenia poprawne, ale nie ma to znaczenia. Walka bohatera o przetrwanie jest tak dobrze opisana, że ona właśnie przyciągała całą moją uwagę. Również walka ludzi w NASA. Bardzo ciekawy pomysł na akcję i oryginalny sposób jej poprowadzenia. Oceniam najwyżej. A teraz pora na film.

Link do opinii
Avatar użytkownika - 311007Ap
311007Ap
Przeczytane:2020-11-25, Ocena: 5, Przeczytałem,

Trochę nudnawa. Ale z drugiej strony popełniłem błąd i obejżałem najpierw film, a potem przeczytałem książkę. Ale  jednak w filmie nie było niektórych wątków które były  w książce. Więc drobne zaskoczenie było. Polecam.

PS:Jestem dyslektykiem:)

 

Link do opinii
Inne książki autora
Marsjanin
Andy Weir0
Okładka ksiązki - Marsjanin

Mark Watney kilka dni temu był jednym z pierwszych ludzi, którzy stanęli na Marsie. Teraz jest pewien, że będzie pierwszym, który tam umrze! Straszliwa...

Marsjanin. Audiobook
Andy Weir0
Okładka ksiązki - Marsjanin. Audiobook

Jeszcze do niedawna Mark Watney przeszedłby do historii jako jeden z pierwszych ludzi, którzy wylądowali na Marsie. Teraz grozi mu, żeby będzie pierwszą...

Zobacz wszystkie książki tego autora
Recenzje miesiąca
Kalendarz adwentowy
Marta Jednachowska; Jolanta Kosowska
 Kalendarz adwentowy
Grzechy Południa
Agata Suchocka ;
Grzechy Południa
Stasiek, jeszcze chwilkę
Małgorzata Zielaskiewicz
Stasiek, jeszcze chwilkę
Biedna Mała C.
Elżbieta Juszczak
Biedna Mała C.
Sues Dei
Jakub Ćwiek ;
Sues Dei
Rodzinne bezdroża
Monika Chodorowska
Rodzinne bezdroża
Zagubiony w mroku
Urszula Gajdowska ;
Zagubiony w mroku
Jeszcze nie wszystko stracone
Paulina Wiśniewska ;
Jeszcze nie wszystko stracone
Zmiana klimatu
Karina Kozikowska-Ulmanen
Zmiana klimatu
Pokaż wszystkie recenzje
Reklamy