Dzień, w którym uciekłem
*****
Portfel, klucze, żelazko, woda. Wszystko sprawdzone. Wszystko zgaszone i zakręcone. Powoli, niespiesznie. Dwa małe kroki i wychodzę na korytarz, gdzie niby te same ściany już nie są moimi ścianami. Pierwszy zamek, drugi zamek. Wsiadam do windy. Wpatruję się w wyświetlacz, gdzie jak sączące się krople wody, maleją numery pięter, które pozostawiam nad sobą. Kilkanaście kroków i staję przed klatką. Kurwa! Na pewno zamknąłem drzwi? Rzut oka na zegarek nie pozwala mi wjechać do góry, by się upewnić. Co ma być, to będzie. Świeże, mroźne powietrze uderza mnie w policzek. Oko roni łzę, podnoszę kołnierz, chowam rękę w kieszeni. Kółka walizki hałaśliwie obijają się od krzywych płyt chodnika. Do przodu, do przodu, do przodu. Powoli, niespiesznie.
Pierwszy raz w życiu jadę przewietrzyć mieszkanie po zmarłej kobiecie.
*****
Login: ************** Enter. Hasło: ************* Enter. Masz 286 nieprzeczytanych wiadomości. Ja pierdolę! Czy nie żyjąc w Internecie faktycznie nie żyję? Kiedyś mieć w skrzynce 286 listów byłoby rzeczą trudną do wyobrażenia. Dziś pełno śmieci w normalnej i wirtualnej skrzynce. Może za rzadko tu zaglądam? Może przegapiłem coś naprawdę ważnego? Pierdolę to. Same gówna. Ekran komputera ledwo rozświetla kawałek ściany za mną. Coraz częściej zaczynam przyłapywać się na tym, że wieczorami siedzę po ciemku. Nie zapalam światła jakbym się bał, że przyciągnę do siebie coś, cokolwiek raczej. Boję się, że może to być ktokolwiek. Tego bym nie chciał. Strach przed miłością? Strach przed bliskością? Strach przed kobietą? Strach przed obowiązkiem? Miłość jest straszna? Naiwna? Pełna wyrzeczeń? Co bym stracił ze swojego życia, gdyby wprowadziła się tu kobieta? Nic? A może niewiele więcej?
Wyczerpuje mi się bateria w myszce i uświadamiam sobie, że pieprzę wynurzenia jak z książek Grocholi. Mimo wszystko Ją cenię. Zawsze na studiach broniłem jej książek: Co z tego, że pisze proste i naiwne historie? Plusem tego zjawiska jest, że kobiety, które to czytają, poddają się magii lektury, robią coś więcej niż pranie i gotowanie. Biorą do ręki książkę i czytają ją od deski do deski. Zawsze jest szansa, że z każdą kolejną kartką poczują w sobie chęć do przeczytania czegoś głębszego. O ile głębokość literatury jest rzeczą wymierną...
Co mi pozostało z dyskusji o literaturze? Nic. Luźny sweter, Wojaczka, Herberta, Bursę zamieniłem na objazd po sklepach i użeranie się z ich kierownikami. Sprawdzanie grafików, doglądanie magazynów, planowanie, zarządzanie. Mówienie bezemocjonalnym tonem: ten non food jest źle wyłożony, tę dehapkę proszę jak najszybciej rozładować, salami bardziej do przodu. Ekspozycja. To wieczne przypominanie o ściąganiu kartonów ze sklepu. Do porzygania. Kogo to obchodzi? Czy to jest tak, czy srak ułożone? Byle tanio, byle szybko. Daj się zaskoczyć jakością. Ile razy już sprawdzałem, czy na plecach nie pojawią mi się kropki? Tyle kropek ile sklepów w rejonie do ustawienia. Przepraszam, Pani jest pojebana? Czy nie widzi Pani, że te bakłażany gniją? Chuj mnie to szczerze obchodzi. Powinienem skontrolować, czy nie zaczynam gnić od środka. Ile kroć sprawdzam kropki na plecach, boję się, że zamienię się w owada pozbawionego swojego życia.
Czyjeś darcie mordy budzi mnie z marazmu. Podchodzę do okna żeby je zamknąć. Siadam. Czuję falę gorąca. Wstaję, żeby je znowu otworzyć. Świeże powietrze przynosi otrzeźwienie. Siedzę w ciemny pokoju, w tle leci muzyka na której nie potrafię się skupić. Pilnuję innych. A sam? Sam nie potrafię zrobić porządku ze swoim życiem. Po chwili postanawiam: na początek wyczyszczę skrzynkę z listami od nikogo. Może coś mi to da.