Burza
Ekipa szybko otworzyła krótkie, sztywne spadochrony kierując się nad statek, teraz niesiony poziomo przez falę wielkości wieżowca w bogatym mieście. Ten rodzaj szybowania jest niezwykle trudny, wręcz najtrudniejszy, ponieważ skoki spadochronowe zostały przystosowane do nienagannych warunków, wszelkie podmuchy mogły skończyć się katastrofą. Tutaj powietrze składało się z samych takich podmuchów. Lecz cóż to znaczy wobec dumy, chwały i potężnej stawki godzinowej.
Nadchodziło drugie niebezpieczeństwo, lądowanie, i w tym momencie oślepiła go błyskawica. Zapisane to jednym zdaniem brzmi niepozornie i przywodzi na myśl błysk latarką po oczach. Różni się jednak tym, że piorun uderzający parę metrów obok, na dłuższy czas odbiera widzowi wszelkie kwalifikacje do bycia widzem. Rozżarzona, wszechobecna biel może sprawić, iż nasz pechowiec zaczyna postrzegać to co widzi za przedsionek raju. Zazwyczaj z tej myśli wyrywa go grom, którego bliskość rozsadza bębenki, odbiera przytomność a dotychczasową myśl o raju przeradza w rzeczywistość (o ile było się grzecznym i słuchało się starszych). Na to wszystko nasz bohater był przygotowany dzięki myśli technicznej, która nawet w tak skrajnych warunkach umożliwia ratowanie życia ludzi, a przynajmniej ratownika (o jego człowieczeństwie krążą plotki i zakłady). Mimo wszystko szum w głowie i plamy przed oczami mogły utrudnić mu lądowanie. Lecz nie one były ważne, lecz mała śrubka niewiadomego przeznaczenia, która została porwana przez wicher udowadniając, że przeznaczenie nienawidzi ludzi. Śrubka po wykonaniu wielu powietrznych akrobacji , postanowiła zrobić nawrót w chwili, gdy ratownik podchodził do lądowania. Był on szczęśliwy, iż mija drugie, zaplanowane niebezpieczeństwo. Jednak inne, nie zaplanowane o gwincie numer 8 zaatakowało, roztrzaskując szybę kasku i zalewając go krwią. Dłonie odruchowo pomknęły do zmasakrowanej twarzy, zapominając na chwilę o spadochronie. To wystarczyło, by miejsce upatrzone na lądowanie zmieniło swoje położenie na o wiele mniej korzystne, między kontenerami.
Ochraniacze nie wystarczyły. Poczuł wstrząs w głowie, usłyszał pękanie chełmu, krzyknął co o tym sądzi. Pozbył się jednak spadochronu, który pomknął przed siebie, chcąc się jak najszybciej wydostać. Sponiewierany przez upadek nasz bohater padł na plecy, czując falujący gwałtownie pokład, który po przeżytych turbulencjach był niczym wygodne łoże. Z baldachimem. Odrzucił resztki kasku oddychając głęboko i próbując ustalić ilość złamanych żeber. Chyba niewiele. Chyba. Najwyżej zużyje troche morfiny...
-Miałeś mi pomóc...-szepnął.
-Jedynka, odbiór?
-Gotów!
-Dwójka, odbiór?
-Gotowy!
-Trójka?
-W wwwodzie! Dam radę!
-Kurrr!
-Wwwa!
-Mać!
-Czwórka, odbiór?
-Boli...
-Gdzie jesteś?
-Śmieszne jak cholera, skąd mam wiedzieć? Chyba na rufie.
-Dwójka, szukaj Czwórki. Jedynka do silnika. Ja idę do sterów. Uratujemy tę konserwę na śledzie!
-Śmieszne Lider,
-Twoje poczucie humoru rośnie z siłą wiatru Lider.
-Właśnie wspiął się na wyżyny.
-Czwórka, czy Cię coś nie boli?
-Już mi lepiej.
-To bierz dupę z Dwójką do ładowni, ja nie wiem...
-Niewiedza to dla ciebie normalny stan Lider.