Zafunduj sobie orgazm!
Dobra rada: patrz częściej na to, co się dzieje wokół. Uważnie. To bywa pożyteczne. I przestań w końcu karmić, tulić i pieścić swoje kompleksy – tak w jednej ze swoich książek pisała Aleksandra Ruda. I miła rację, nawołując do zmiany swego zachowania, bowiem myślenie o ułomnościach czy brakach, nawet wyimaginowanych, pozbawia nas radości życia, nie pozwala czerpać z niego tego, co najlepsze, i pogrąża w niebycie. Kompleksy nas ograniczają, zaczynają determinować nasze wybory i powodują, że spada nasze poczucie własnej wartości. Z sytuacją najgorszą mamy jednak do czynienia wówczas, gdy z różnych względów druga osoba umniejsza naszą rolę, nasze zadania, a najczęściej tym kimś jest partner bądź partnerka. Zdrada staje się wówczas potwierdzeniem tego, że na miłość nie zasługujemy i komunikatem, że problem leży zapewne w nas. Podobną krzywdę robią nieustanne uwagi bliskiej osoby oraz pragnienie, by dorównać za wszelką cenę jej oczekiwaniom.
Czy jednak można pozbyć się kompleksów? A raczej czy można podjąć wysiłek, by pozbyć się defektów i wreszcie zasłużyć na akceptację? Teoretycznie jest to możliwe, ale czy naprawdę o to chodzi, by komuś się przypodobać? By poświęcać własne szczęście, a niekiedy i godność, zaspokajając czyjeś chore ambicje bądź żądze? Czym innym jest zmienianie się dla siebie, dla satysfakcji płynącej z rozwoju, dla przyjemności obcowania z samym sobą, dla satysfakcji z własnego ciała i własnej seksualności…
Zazwyczaj, mówiąc o szkole, na myśl przychodzą nam mundurki, szkolne ławki i nauczyciel stojący z kredą przy tablicy. A gdyby tak, zostawiając mundurki, zamienić niewygodne ławki i krzesła na eleganckie kanapy i stoliki? A gdyby tak zastąpić srogą panią od biologii / polskiego / matematyki (właściwe podkreślić), panią od… seksu oralnego? A właściwie panem - i to niejednym, prężnie działającym i zawsze gotowym na wystąpienie w roli fantoma. Świntuszę? Cóż, nie da się powstrzymać erotycznych fantazji w trakcie lektury powieści Magdaleny Witkiewicz Szkoła żon. Opublikowana nakładem wydawnictwa Filia książka jest już kolejną pozycją w Serii z tulipanem, która odsłania przed czytelniczkami tajniki rozkoszy i – co tu dużo mówić – rozpala ciała i zmysły.
Czym jest - a raczej czym nie jest - tytułowa szkoła żon? Z pewnością nie jest luksusowym domem publicznym, choć luksus rzeczywiście jest tu obecny. Nie jest też inicjatywą zdrożną, amoralną i sprowadzającą kobiety na złą drogę. Wręcz przeciwnie – „Zmysłowa Szkoła Żon” to pewnego rodzaju kurs, który uczy kobietę… bycia kobietą. Zabiegi kosmetyczne w SPA, lekcje wizażu i stylizacji, zabawy kulinarne i warsztaty: „erotyka na co dzień” czy „sztuka pewności siebie” to tylko niewielki fragment programu kursu, który ma sprawić, że już nic nie będzie takie samo. Ośrodek oferuje swoje usługi zarówno szczęśliwym żonom, matkom, kochankom i utrzymankom, rozwódkom, wzgardzonym i odrzuconym kobietom, a także tym, które żyją wyłącznie po to, by uszczęśliwiać mężczyznę. Każda z nich zjawia się w szkole w innym celu, każda z nich znajdzie tu coś dla siebie, każda z nich wyjedzie bogatsza w przeżycia, zaspokojona (i to dosłownie), z planami na przyszłość.
A jaki cel ma Julia, pracownica działu kontrollingu jednej z korporacji, świeżo upieczona rozwódka? Dla niej pobyt w luksusowym SPA oraz dodatkowe świadczenia są nagrodą w loterii, w której wzięła udział, świętując swój rozwód. Pięćdziesięcioletnia Jadwiga (właściwie ma pięćdziesiąt trzy, ale kto by liczył) w „Zmysłowej Szkole Żon” chce odzyskać utraconą kobiecość i godność, a także dać nauczkę mężowi, który systematycznie ją zdradza. Michalina, zwana Misią, jedzie do szkoły nauczyć się seksu oralnego, bowiem jej technika ewidentnie nie zadowala Misia (który wyjazd zresztą sponsoruje). W ośrodku jest też Marta, radca prawny, matka dwójki dzieci i posiadaczka olbrzymiej nadwagi oraz głowy pełnej postanowień o odchudzaniu się, a także sycząca i niesympatyczna Anna, która nieustająco sporządza notatki z wykładów. Czego szukają te wszystkie kobiety w „Zmysłowej Szkole Żon”? Przede wszystkim siebie i własnej satysfakcji, choć nie wszystkie to sobie uświadamiają w chwili przyjazdu.
Jak zakończy się ten ekscytujący kurs i czy rzeczywiście można tu mówić o „gwarantowanej satysfakcji”? Czy egoizm może być zdrowy i czy kobiety rzeczywiście muszą stać się „Matkami-Polkami”, żeby zasługiwać na miłość? A może najistotniejsze w szkoleniu będzie zrozumienie, że miłość powinna być bezwarunkowa, że dbanie o siebie i sprawianie sobie przyjemności nie jest niczym zdrożnym? Jedno jest pewne: Magdalena Witkiewicz pod przykrywką lekkiej powieści ocierającej się o erotykę poruszyła niezwykle istotny problem akceptacji własnego ciała i własnych potrzeb. Książkę pożera się zachłannie, a jej treści są przesłaniem adresowanym do tysięcy kobiet. Witkiewicz nie tylko rozpala zmysły i jasno komunikuje pragnienia, ale i zmusza do zastanowienia się nad martyrologiczną postawą, pełną poświęcenia, wyrzeczeń i skruchy. I tak, jak każda kobieta powinna przejść specjalistyczne szkolenie w „Zmysłowej Szkole Żon”, tak każda powinna przeczytać Szkołę żon. I to niezależnie od statusu materialnego, stanu cywilnego czy wyglądu.
Czy historia sprzed lat, usłyszana przypadkowo na drugim krańcu świata, może wpłynąć na nasze losy?Kilka romantycznych chwil, przeżytych w czasie urlopu...
Nad urokliwą Małą Przytulną, gdzie do tej pory każdy chciałby zamieszkać, porywisty wiatr przywiał czarne chmury. Żona piekarza zupełnie niespodziewanie...
- Czekaj, czekaj. Wszystko da się załatwić. Po kolei. Wstań. - Wyciągnął rękę w jej kierunku. - Idziemy na spacer. Musimy te wszystkie negatywne emocje wypuścić w kosmos.
- Ta. Coby spadły na nas ze zdwojoną siłą... - To tak nie działa. Rozpadną się na miliard kawałków. I już nie będzie tak strasznie.
Kiedyś chyba Paul Newman powiedział, że nie zdradza żony, bo nie sięga po hamburgera, kiedy w domu ma befsztyk... No cóż. Widocznie ona, Jadwiga Maliszewska, tym befsztykiem nie jest. Tylko kotletem. Odgrzewanym kotletem. A może nawet nie? Nawet nie odgrzewanym.
Zimnym kotletem powszednim.
Więcej