Wyznanie mordercy cz.1
Szedłem tak pośrodku ulicy, rozmyślając o przeszłości, gdy nagle poczułem, że ktoś za mną idzie. Poczułem na ciele przyjemne ciarki, które przeszły po moich plecach. Nie odwracałem się za siebie, nie chciałem, żeby ten ktoś poczuł się zdemaskowany. Miał myśleć, że nie wiem o jego obecności. Nadal stawiał kroki ostrożnie, więc wciąż był przekonany o tym, że jego obecność jest dla mnie niezauważalna. Zwolniłem lekko, byłem niecierpliwy, chciałem wiedzieć, kto za mną idzie. Nadal szedłem przed siebie i w pewnym momencie skręciłem w dobrze znaną mi ciemną uliczkę, uwielbiałem jej mroczny klimat. Było to idealnie miejsce do morderstwa, żadne kamery tu nie sięgały, a okolica miała złą reputację, więc nikogo nie dziwiły już krzyki w środku nocy. Raj dla przestępców. Porachunki gangów zdarzały się średnio co miesiąc, kłótnie kochanków, małżeństw, dzieci, praktycznie codziennie, a morderstwa co pół roku, zranień nożem czy pobić nawet nie chce mi się liczyć. Uliczka kończyła się ślepym zaułkiem, gdzie stał jeden wielki kontener na śmieci. Osoba, która za mną szła, odważyła się pójść i tam. Po chwili była na tyle blisko, że słyszałem jej nieregularny oddech, ktoś musiał być bardzo zestresowany.
W tym momencie odwróciłem się i ujrzałem przed sobą mężczyznę z nożem w ręku.
-Portfel i telefon! Albo zaraz cię zabiję! – krzyknął. Jego drżący głos, zdradzał, że jest zdenerwowany. Nie tylko głos mu drżał, ale także ręką z nożem, która była wymierzona w moim kierunku. Starałem się powstrzymać śmiech, dawno nie spotkałem się z tak nieporadnym złodziejem. Chłopak miał może z osiemnaście lat, być może pierwszy raz postanowił kogoś obrabować.
-Zabij, śmiało – zachęcałem złodziejaszka.
-Portfel, teraz! Jeżeli go nie oddasz, to nie będę miał wyjścia – chłopak panikował coraz bardziej, podszedł bliżej mnie i przystawił mi nóż do gardła. Amator… W jego wieku miałem już na koncie kilka morderstw dla miejscowej mafii.
-Chyba nie masz wyjścia – wzruszyłem ramionami. Czekałem na jego reakcję, chociaż wiedziałem, że tego nie zrobi. A tym przypadku to ja mogłem wykonać ruch. Jednym machnięciem ręki, wytrąciłem nóż, który trzymał i ścisnąłem go za rękę, aż krzyknął.
-Przestań! To boli… - chłopak zaczął błagać, a mi sprawiało to coraz większą przyjemność. Wiedziałem, że znowu to zrobię, czułem przyjemne podniecenie jak przed każdym poprzednim morderstwem. Sama myśl o tym była przyjemna. Miałem ochotę krzyczeć z radości. Już zacząłem rozmyślać o sposobie, w jaki pokroję jego ciało, jak będę pogrywał z policją, a oni znów nie będą wiedzieć jak mnie dorwać.
-To dopiero początek – wyszeptałem i uderzyłem chłopaka w głowę, aby stracił przytomność. Związałem jego ręce swoją kurtką, przez jakiś czas powinien pozostać nieprzytomny. Oddaliłem się, aby pójść po samochód, ta noc miała się dopiero zacząć…
W drodze zacząłem się zastanawiać czy na pewno chcę to zrobić, dopadły mnie wątpliwości. Tyle czasu udawało mi się to zwalczać, czy tym razem ulegnę? Jednak perspektywa zostania sam na sam z chłopakiem i zanurzenia ostrego noża w jego wątłym ciele była zbyt kusząca. Wsiadłem do samochodu i podjechałem kawałek, do miejsca, w którym zostawiłem chłopaka. Okazało się, że wciąż jest nieprzytomny. Wyśmienicie.
Otworzyłem bagażnik i ostrożnie go tam położyłem. Nie chciałem przecież zabić go przypadkiem przed rozpoczęciem całej zabawy. Postanowiłem pojechać do małej chatki w środku lasu, którą kupiłem kilkanaście lat temu. Od początku właśnie tam zajmowałem się moim małym mrocznym hobby, przez ten malutki drewniany domek mogło przewinąć się kilkaset osób.