Opowieści podróżnika. Prolog.
- To elficka tradycja! Każde dziecko w rodzinie musi mieć imię rozpoczynające się na tą samą literę, w przeciwnym wypadku... - Kitto odpowiedział oburzony.
- Na rodzinę spadnie nieszczęście, znam tą tradycję, ale nie sądziłem że jest przez was jeszcze praktykowana. Przepraszam że cię uraziłem, po prostu my, ludzie, nadajemy naszym potomkom takie imiona, jak nam się podoba.
- Wy ludzie, nie macie poszanowania dla tradycji. - Powiedział Kitto.
- Kitto, opanuj się! Jak się wabi twój koń? - Zapytała się Kiley w celu zmiany tematu.
- Ena, lubisz konie?
- Tak, mamy nawet jednego, ale teraz śpi. Nasz wabi się Manus.
- Piękne imię, znaczy "wspaniały" po elficku jeśli się nie mylę?
- Tak, zna pan elficki? - Zapytał się Kitto, najwyraźniej zapominając o tym że nie wolno rozmawiać z obcymi.
- Tylko kilka słów, nawet przedstawić bym się nie umiał.
Rozmowę przerwał Kein, krzycząc że już wrócił. Gdy dotarł zdyszany i czerwony z wysiłku do płotu, próbował coś powiedzieć, ale nikt nie mógł go zrozumieć.
- Spokojnie mały, zdejmij tą kurtkę i weź kilka oddechów bo nam tu padniesz. - Powiedział spokojnie Evan.
- To nie kurtka, tylko mój strój treningowy, dał mi go wędrowny kupiec w zamian za pomoc przy wymianie w jego osi. To po pierwsze, a po drugie mamy pokój dla pana, nawet posiłek się znajdzie, ale nie mamy miejsca dla konia.
- To żaden problem, przywiążę go do płotu, jeśli wasi rodzice pozwolą.
- Na pewno pozwolą. - Powiedział Kitto.
Kiedy Evan wszedł do domu, przywitał gospodarzy, a następnie szybko się umył i ogolił. Okazało się że zdążył w samą porę na obiad. Addein, pani tego domu, nakładała właśnie mężowi mięso. Była ona wysoką kobietą o podłużnej twarzy z delikatnymi rysami. Miała 38 lat, ale wyglądała na dużo młodszą. Miała niebieskie oczy, których kolor podkreślała jej tradycyjna, błękitna suknia sięgająca jej do kolan. Jej brązowe loki sięgały jej do ramion. Lun, albowiem tak nazywał się mąż Addein, był najwyższym członkiem rodziny, był niewiele niższy od swojego gościa którego uważnie lustrował swoimi błękitnymi oczyma. Jego blond włosy były krótko przystrzyżone. Była to typowa cecha myśliwych. Był on ubrany w strój łowiecki, jasnozieloną koszulę, ciemnozielony płaszcz oraz spodnie, również zielone. Przy stole był też ojciec Luna, Albion. Miał około sześćdziesiąt lat. Jego długie włosy już dawno posiwiały, a na twarzy roiło się od zmarszczek. Miał on brązowe oczy w których wciąż tliła się iskierka młodości. Po chwili Albion odezwał się.
- Z tego co opowiadały mi wnuki, jesteś wojownikiem Evan. Czy to prawda?
- Właściwie to łowcą nagród, poluję na potwory.
- Przeżyłeś jakieś przygody? - Zapytał się zaciekawiony Kein.
- Żeby tylko jedną.- Evan zaśmiał się pod nosem.
- Możesz nam je opowiedzieć? - Kiley wtrąciła się do rozmowy.
- To świetny pomysł, dzieciaki uwielbiają historie, ale wszystkie jakie znamy my, one dyktują już z pamięci.
- Dobrze, ale wszystkie opowieści jakie znam są zbyt długie żeby opowiadać je przy posiłku, po obiedzie opowiem wam je wszystkie.
Notatka do czytelników:
Pierwsza opowieść będzie w następnym rozdziale. Mam już na nią pomysł, ale pomyślałem że może wy wpadniecie na ciekawy pomysł na następne opowieści? Piszcie w komentarzach wasze pomysły, najciekawsze tematy zrealizuję, podając oczywiście ich autora.
Slugalegionu.