Opowieści podróżnika. Prolog.
Trójka elfickich dzieci bawiła się na podwórku. Udawali że są wielkimi bohaterami toczącymi między sobą wielką bitwę. Najstarszy z nich miał około czternastu lat. Był to niebieskooki blondyn o dość przeciętnym wzroście. Uwagę zwracało to, w co był ubrany, była to gruba, skórzana koszula w kolorze ziemi, oraz spodnie wykonane w podobny sposób. Jego ubranie nosiło wyraźne ślady używania. Na głowie miał czerwoną chustę mającą chronić go przed letnim słońcem. Pomijając chustę był to zimowy ubiór, a konkretnie strój do ćwiczenia walki mieczem. Chłopak usiłował trafić swojego brata, jednak ten był szybszy i w ostatniej chwili odskoczył. Wspomniany brat był niskim dziewięciolatkiem o rudych włosach. U elfów było rzadką cechą. W przeciwieństwie do jego niebieskich oczu. Był o ubrany w białą, wełnianą koszulę, trochę za dużą, ale zwarzywszy na upał była to bardziej zaleta niż wada, oraz jasnobrązowe, krótkie spodenki. Jego słomiany kapelusz leżał gdzieś w trawie, zestrzelony strzałą jego siostry. Była ona dosyć wysoką, jak na swój wiek trzynastolatką. Jej długie włosy w kolorze złota były zaplecione w warkocz sięgający jej do pasa. Była ona ubrana podobnie jak młodszy brat, z tym że jej spodnie były w kolorze żółtym, z plamami ziemi na kolanach. Ponadto jej kapelusz jakoś ostał się na głowie. Cała trójka biegała po trawie bosa i roześmiana i zapewnie robiłaby to do obiadu, gdyby nie to, że jakiś mężczyzna przejeżdżający obok na koniu zatrzymał się i powiedział. - Hej dzieciaki, jest w waszym domu miejsce dla zbłąkanego wędrowca? - Nie wolno nam rozmawiać z obcymi. - Odpowiedział szybko najmłodszy z całej trójki. - Cicho bądź Kitto, ten pan jest w drodze od dawna, nie widzisz? - Zganiła go dziewczynka. - Kein, zapytaj się ojca czy mamy wolny pokój. - Powiedziała odwracając się do starszego brata. Rzeczywiście, mężczyzna wyglądał na zmęczonego. Miał około czterdziestu lat i był bardzo wysoki, miał niemal dwa metry. To w połączeniu z tym że był na koniu sprawiało że patrzył na dzieci z góry. Jego podłużną twarz pokrywał niechlujny, kilkudniowy zarost w kolorze czarnym. Jego fryzura również pozostawiała wiele do życzenia, włosy nie widziały szamponu i grzebienia od wielu dni. Miał głębokie rysy twarzy, duży nos oraz wyraźnie zarysowaną szczękę. Z całej twarzy najbardziej charakterystyczne były jego oczy, ich czerń była głęboka, a w jego wzroku było coś, co sprawiało że dzieci nie były w stanie patrzeć się prosto w niego zbyt długo. Był on ubrany w ciemnobrązowy, skórzany pancerz, spodnie z tego samego materiału co góra oraz brązowe buty wykonane ze skóry jednorożca. Było to dziwne, ten materiał jest bezcenny, osobistości które stać na takie buty nigdy nie podróżują same. Na plecach nosił miecz, jego pochwa również była wykonana ze skóry jednorożca, ale jej końcówkę obito stalą żeby wyciągany miecz jej nie niszczył. Sam miecz był bardzo dziwny. Był bliżej nieokreślonego koloru, coś pomiędzy fioletem, a czernią. Nie był prosty, a zakrzywiony. Rękojeść miecza wyglądała na ostrą do tego stopnia że mogła ranić dłonie szermierza. Całe ubranie wprost błagało o pranie. Jednak sądząc po zapachu mężczyzna kąpał się niedawno w pobliskiej rzece. Woń pyłku nimf było od niego czuć z odległości kilku metrów. Za to jego koń prezentował się bez zarzutu, była to klacz o czekoladowym namaszczeniu i grzywie ciemniejszej o kilka odcieni. - Jasne. - Kein natychmiast pobiegł w stronę domu. - Jak ma pan na imię? - Zapytała dziewczynka z uprzejmym uśmiechem. - Evan, a ty? - Kiley. - Odparła. - Cała wasza trójka ma imiona na "K"? Wasi rodzice nie byli chyba zbyt kreatywni. - Evan uśmiechną się szeroko ukazując białe zęby.