MIŚ.
Delikatnie otworzyła drzwi i wybiegła na dwór, przy czym obijałem się o ściany plecaka kiedy biegła. Dziura przez którą wszystko obserwowałem stała się bezużyteczna. W końcu zwolniła, spodziewałem się zielonego widoku lasu lub łąki gdzie zawsze zabierała mnie na piknik. Zamiast tego zobaczyłem szare, smutne ściany. Doszedł mnie kwaśny, nie przyjemny zapach. Wiktoria weszła do jakiegoś brudnego, śmierdzącego pomieszczenia. Było tak zadymione, że gdybym musiał oddychać na pewno byłbym się udusił. Reszcie zgromadzonej w tej palarni, ani nieprzyjemny zapach, ani duszący dym widocznie nie przeszkadzał. Niektórzy śmiali się nie wiadomo z czego, inni leżeli bezwładnie pod ścianą patrząc dziwnym wzrokiem w przestrzeń. Zauważyłem też kilka strzykawek porozrzucanych po ziemi.
Zobaczyłem coś co mnie naprawdę przeraziło. Jeden z chłopaków, jak podejrzewam, ponieważ miał bardzo długie włosy splątane w strączki, trzymał przy swoim ramieniu strzykawkę, z której igła wbita była do połowy w jego skórę. Wstrzyknął sobie płyn, po czym zamknął oczy. Zdziwiło mnie jego zachowanie bo myślałem, że zastrzyki robi lekarz albo pani pielęgniarka, a to dziwne miejsce nie wyglądało mi na jej gabinet. Chłopak zamknął oczy i wpadł w sen, ale nie miły i nie przyjemny. Trząsł się jakby miał koszmary. Wiktoria często je miała. Straszne, podczas których płakała i krzyczała. Wspinałem się wtedy na łóżko i gramoliłem się pod jej ręką. Chciałem, żeby wiedziała, że jestem. Przytulała mnie wtedy, a wszystkie strachy odchodziły. Strachy nie lubią, jak coś jest miłe, pewnie dlatego nie mogły znieść tego jak ja bardzo ją kocham i uciekały gdzie pieprz rośnie.
Przywitali ją głośnym wrzaskiem, a ona cisnęła plecakiem w kąt. Znowu zapadła ciemność, strona plecaka, w której była dziura znalazła się przy ścianie. Zacząłem skakać i wiercić się, aż w końcu udało mi się obrócić plecak tak, że znowu miałem ją na oku.
-Wiw, Twój plecak się rusza...-jedna z dziewczyn patrzyła na niego ze zdziwieniem po czym buchnęła śmiechem. –Ha ha ha. O...On się ru....sza...
Moja WIKTORIA, nie jakaś „wiw” siedziała teraz jak ten chłopak z dziwnymi włosami, a jakaś ruda dziewczyna robiła jej zastrzyk. Po chwili on też zapadła w straszny sen, który śniła z otwartymi oczami. Spędzaliśmy tam kilka dni, albo może nawet tygodni. Tam czas płynął zupełnie inaczej. Wiktoria nie była tu chyba szczęśliwa, gdy miała coś wstrzyknięte była jakby nieobecna, miała złe sny, a gdy jej to przechodziło żaliła mi się, że chce do domu. Często płakała po nocach. Wołała swoją mamę... Daremnie.
Po tych paru tygodniach moje jedyne ucho wychwyciło dźwięk zupełnie różny od tych, które rozlegały się w pokoju. Przeciągły i głośny. Słyszałem go już kiedyś ale nie mogłem sobie przypomnieć co go wydawało. Wycie tego czegoś było coraz głośniejsze. Pomyślałem sobie, że któryś z leżących tu nastolatków powinien się chociaż trochę zainteresować tym dźwiękiem. Oni jednak nie zwracali na nic uwagi. Chyba byli chorzy. Wiktoria jak miała gorączkę to mówiła do siebie i wiedziała coś czego nie było... Bałem się o nią.
Wycie umilkło. Chwila ciszy, a później do środka wpadają panowie w niebieskich mundurach. Już wiem kim są, pomyślałem. Wiktoria czytała mi kiedyś o policji. Jeżdżą niebieskim autem, który wydaje dziwne odgłosy i pomagają ludziom.
Jeden z nich spojrzał na tych chorych nastolatków i powiedział coś do telefonu. Po godzinie całe pomieszczenie opustoszało. Przyjechali inni ludzie i wyprowadzali ich po kolei. Była tam także mama Wiktorii. Jeszcze nigdy nie widziałem, żeby ktoś dorosły płakał. Wiktoria wstała i popatrzyła na łzy kobiety, która ją urodziła, kochała, zawsze przy niej była, a którą Wiktoria nie zawsze dobrze traktowała. Często się z nią kłóciła, obrażała ją, a teraz stały obydwie w siebie wtulone. Wiktoria tez płakała i przepraszała mamę. Teraz wiedziałem, że musi być dobrze. Wiktoria znowu będzie mnie kochać i nie będzie więcej uciekać.