Modlitewnik ateisty - prostota
Był wieczór. Nie różniłby się od innych gdyby nie fakt iż spędziłam go w szpitalnej poczekalni. Nic wielkiego drobny uraz nogi ale w kolejce do Chirurga spędziłam ładnych parę godzin. Kiedy człowiek tak siedzi nie mogąc nic zrobić, dopada go pewnego rodzaju chandra. Następuje zatrzymanie się w czasie. Wszystko dookoła biegnie a my stoimy w miejscu. Jak już pisałam był wieczór. Ludzie przetaczali się przez korytarze, w oddali dobiegał dźwięk karetki. Jakiś pijany człowiek gadał sam do siebie na korytarzu zaczepiając wszystkich wokół. Policja przyprowadziła skazańca z pobliskiego więzienia, który połknął zapalniczkę. Na chwile zrobiło się zamieszanie potem znów popadłam w monotonię. Wpatrywałam się w ścianę, na korytarzu była cisza. Jakaś pielęgniarka wychodząc z pobliskiej Sali nie zamknęła drzwi. Byłam na tyle blisko by usłyszeć pewien dialog. Wydaje mi się że była to rozmowa lekarza z pacjentem. Ten drugi wygłupiał się rozmawiają z lekarzem , opowiadał mu kawały aż nagle z ust lekarza padły słowa:
- ma pan białaczkę
- to przechlapane
Nie widziałam ich ani ich twarzy ale nagle wydawało mi się jakbym słyszała niemy krzyk, głuchy hałas dobiegający z tej Sali. Przechodząc pielęgniarka zamknęła drzwi. Nie wiem co działo się potem, nie wyobrażam sobie co musiał czuć ten człowiek. Myślę że dotknęło mnie to bardziej niż jego. Gdziekolwiek teraz jest mam nadzieje że ma się dobrze bez względu na wszystko.