GŁOS
Opowiadanie mojego tureckiego kolegi, pisarza Can Yi̇ği̇t Tunçman'a
w tłumaczeniu Jakuba Niedzieli.
GŁOS
Szukam czegoś. Nadziei, życia, wiary. Szukam z całych sił, bez końca, niestrudzenie. Po co żyłem, zanim odkryłem to poszukiwanie? Myślę sobie, nie mogę tego znaleźć i nie przyjdzie to do mnie znienacka. W rzeczywistości mam mnóstwo czasu, aby o tym pomyśleć, ale nie mam już ochoty o tym myśleć. Żyję chwilą. Szukanie jest tak życiodajne i kojące, że po prostu szukam. Gdy szukam, wszystko nabiera sensu. Wszystko wydaje się piękniejsze, bardziej ekscytujące niż było. Zdaję sobie sprawę, że do tej pory nie żyłem, a żeby zdać sobie sprawę, że nie żyłem, muszę trochę uciec od życia.
P atrzę, dotykam, słucham. Jak poszukiwanie i bycie poszukiwanym nagle stają się jednym. Poszukiwacz i poszukiwany szukają tego samego. Nagle jestem zarówno poszukującym, jak i poszukiwanym. Jestem tym, jestem tym czymś. Cokolwiek to jest. Czuję taką pełnię, że gdyby tylko ta chwila nadeszła, gdyby tylko przyszła i mnie znalazła. Wtedy poczuję się szczęśliwszy niż kiedykolwiek. Przez lata pozwoliłem sobie odejść tak bardzo, że zapomniałem nie tylko o tym, że umieram, ale także o tym, że żyję. Czym było życie? Jaki był cel życia? Dzielić się życiem, dotykać ludzi? A może bycie wysłuchanym? „Pomocy!”
Krzyczę i nie jestem słyszany, mówię i nie jestem słuchany. Myślę o wszystkich rzeczach, których do tej pory nie mogłem zrobić. Czego nie mogłem powiedzieć, o czym nie mogłem opowiedzieć. Jak wiele rzeczy dzieje się w umyśle! Mój umysł zawsze staje się zatłoczony w takich chwilach. Stawiam przed sobą ludzi i mówię im po kolei to, czego nie mogłem powiedzieć. Wszyscy są zawstydzeni i milczą przede mną. Konfrontuję się z nimi jeden po drugim i odprawiam ich z hukiem. Swobodnie biorę ludzi, których obraziłem i przepraszam ich. Biorę ich i umieszczam w najpiękniejszym miejscu w moim sercu.
Nagle dociera do mnie, że jestem winien pieniądze kilku osobom. Wyciągam rękę i biorę banknoty leżące obok mnie. Kiedy położyłem tu te banknoty? Liczę je. To więcej pieniędzy niż kiedykolwiek w życiu widziałem. Wystarczająco dużo, by obdarować wszystkich, których znam. Jak udało mi się zaoszczędzić tyle pieniędzy? Co powinienem z nimi zrobić? Nie mogę ich schować do kieszeni. Trzymam je mocno w dłoni. Nagle ogarnia mnie pragnienie. Jednocześnie czuję głód. Nie ma gdzie wydać pieniędzy, a nie można ich zjeść.
W tym momencie zdaję sobie sprawę, że nie szukam pieniędzy ani rzeczy. Szukam czegoś innego. Czegoś zupełnie innego. Rozumiem, co to jest, ale nie potrafię tego nazwać. Czegoś, czego nigdy wcześniej nie doświadczyłem, ale wiem, że tam jest. Zastanawiam się, co to jest, jakie jest. Im bardziej z miłością próbuję to znaleźć, tym chętniej wydaje się mnie szukać. Jesteśmy coraz bliżej siebie.
Zatrzymuję się i wsłuchuję w otoczenie. Wszędzie panuje nieznośna cisza, we wszystkim niesamowity spokój. Jakby coś miało się wydarzyć i wszystko na to czekało. Czekaj, mówię, moja kolej. Narasta we mnie wolność. Krzyczę na całe gardło. Czy mnie usłyszą? Czy usłyszą? Nikt nie odpowiada. Moje uczucia trzymają się krawędzi klifu. Czuję się tak, jakbym nigdzie nie pasował i dlatego jestem wszędzie przywiązany. Zamykam oczy.
Otwieram oczy w miejscu, którego nigdy nie widziałem. Wszyscy są obcy, wszędzie jest daleko. Idę, rozglądając się wokół siebie. Robię kilka kroków jak duch i czuję, że w całej tej rzeczywistości coś jest zupełnie inaczej niż być powinno. Ludzie uciekają. Nikt nic do mnie nie mówi. Idę szybko przez opuszczone miasto, wszędzie pusto, wszędzie cicho.