Austryackie gadanie
Panie uroczyście wręczają mi ... nie, nie dokument jeszcze a dwa podobnej wielkości formatem i drukiem kwitariusze i radośnie oznajmiają. A teraz - do kasy. Droga jest mi znana juz doskonale , ruszam ochoczo bo różnica poziomów do kasy bramnej niewielka, stąd wiem już ze schody pominę. Taka to droga w czasie prawie, przez historyczne mury, omszałe bramy ale przede wszystkim - w dostojnej atmosferze miejskiego urzędu, gdzie duch, tak właśnie duch austriackiej CK urzędniczości się unosi i pewnie pod wąsem się uśmiecha kiedy to piszę.
Ale niech będzie jeszcze trochę kolorytu. Tak intensywne obrazki , jak te, które opisałem opis , tak teraz smak, zapach i barwy nie dają przejść obojętnie. Ledwie dwa kroki za urzędem pub, a gdzie tam pub - szynk prawdziwy w łukowatym oknie , odstawionymi szkłami i wysokimi stołkami oznajmia na drzwiach tabliczką z godzinami otwarcia , że tu się pić będzie! Kawałek dalej gdzieś wionęła zapachem spod arkad i łuków. Czasu nie mam ale tuz za nimi kolorowa witryna pączków nie da mi przejść dalej. Staje, kupuje. Na potem. A niech tam - z czym? Wiśnia, czekolada, różana marmelada, budynie, jabłko z cynamonem... Wybieram . Idę dalej...Mijam przeróżne creppe i obcojęzyczne frykasy żeby przysiąść dalej na kawce. Ba! Na kawce z ciasteczkiem. Nieśmiało zagaduję o torcik Mozarta, ten wyszedł ale... dostaję pyszna tarte z owocami w cukierni u człowieka , który kiedyś uwierzył, ze na lodach można kręcić lody. Miasto wchłonęło go jak swojego, z eleganckimi sofami i kanapkami, z plotkującymi pańciami i gwarzącymi obywatelami... Żywcem jak z Widnia panie. Cały ten koloryt podsycany smakami że ho ho! Trzeba tylko na chwilę zatrzymać się w biegu i z rozlicznych kebabów wyłowić te smaczności , słodkości, przesycone torty przemyskie i rozliczne wschodnie smaki ukryte czasem w zwykłym burgerze czy podanym naprędce gołąbku. Zawijaku, bajglu, placku, proziaku, binie, sztanglu czy innym nieznanym szerszemu światu pieczywie... I nie kłuje tu wcale italski sznyt u Oskara czy kawa całkiem po nowomodnemu parzona przy rynku, sałatki całkiem jak z innego świata pod zegarem. Bo co że nie ze wsi, z regiona, jak to miasto zawsze mieszało jak w starym kotle wiry smaków Azji i Europy, paryskie nowinki i moskiewskie smaczki popijane często - gęsto, no cóż, po austriacku warzonym piwem...