Austryackie gadanie

Autor: maciejdroga
Czy podobał Ci się to opowiadanie? 0

W austryackim Urzędzie
 
     Tym razem nie byłem w Wiedniu, jako powiedzieli by miejscowi - w Widniu. Nie potrzebowałem. Wbiłem się po jakieś zaświadczenie do urzędu starostwa pewnego galicyjskiego niegdyś powiatu osadzonego w starych klasztornych murach czworobocznej zakonnej architektury. Bodajże Psów Pańskich jak kiedyś ich nazywano. Zakonu już nie ma , jest Urząd. Mijam bramę zdumiony że żadnego stójkowego pod bronią w pikielhaubie czy co tam się za CK nosiło. Skrzypiące schody jakby jednak przypominały o tym że czas tu zwalnia... Jakżeż by po takich schodach zresztą można szybciej. Wręcz nie uchodzi. Petent niesie tu swój węzełek małych ludzki sprawek , panie, do Urzędu!

Wysiłek zostaje nagrodzony bo na skrzyżowaniu korytarzy tkwi jakiś odpowiednik woźnego, cerbera tajemnic Gmachu. Rzecz jasna wąs czarny i choć nie ma złotych guzików , respekt, trochę zmiękczony miękkim akcentem, obudził. 

- Tam panie, na dole, całkiem po drugiej stronie. -uprzejmie objaśnia. Ruszam znów na parter żeby dostać się na czworokątny dziedziniec. Były krużganki na tym poziomie? Chyba nie, w każdym razie śladów nie zostało. Odkrywam biuro za przeszkloną ścianką. W środku rzecz jasna  lada oddzielająca świat śmiertelników od  petentów z węzełkami przyziemności. Panie ( z obu światów) opowiadają sobie jakieś złowrogie historie, najwyraźniej przedkładając przebogate opowieści ze świata rodzin i koligacji nad  mało już atrakcyjne, bo uzyskane, dokumenty na biurku. Dwa stopnie niżej w  głębi ,dającej znać o sobie klasztornej architektury metrowej grubości murów, główna  część biura skrywa jakieś tajemne machiny Urzędu, we właściwy sobie, tajemny sposób  owe dokumenty produkujące. szczegóły dla śmiertelników niewidoczne.

            Urzędniczka, miło acz oschle ,usiłuje przydybać  mnie na niewiedzy, żebym nie  myślał, że takie to proste i ostatecznie podaje formularz. Przyjmuje go po chwili i na moją uwagę, że może  skocze zapłacić tymczasem rachunek, uśmiecha się pobłażliwie - to przecież potem, potem i  że mogę ewentualnie teraz tę drugą sprawę załatwić. Ruszam wiec skwapliwie przez dziedziniec, biorę rozpęd w bramie . zdobywam piętro i po krótkiej pogawędce z wąsatym cerberem idę do innego biura. Tu spływa na  mnie aura urzędu jak ze sztychu wyjętego z austrogalicyjskiej  księgi. Wąsy,  już poważniejsze, godniejsze powiedziałbym, szelki na zielonych koszulach, urzędniczka tez obecna, ale pod oknem z rzadka wbijając uwagi w toczący się tok sprawy. Ba! To panie nie kongresówka gdzie carski urzędnik według instrukcji wygląd miał mieć pomięty i durnowaty, nie podnosząc wzroku na przełożonych. Tu panie, w galicyjskim, ale królewskim przecież mieście, urząd piastowany nosi się ze stylem. Od skórzanej teczki po końcówki wąsów, bez nonszalancji ale i bez zbytniego pośpiechu, grzecznie, nie powiem - owszem. Ale przecież z należytą powagą. Az zaczynam szukać wzrokiem laski opartej gdzieś za biurkiem, ze złotą końcówką i rogową rękojeścią. Nie ma . Zagalopowałem się a tu jednak pewne niedorobienie detali w związku z tym że rok mamy 2021 i era plastiku przepełza powoli w szkło i metal z nieznaczna przewagą syntetycznych podrobów natury.. Słucham jeszcze jakiejś nowinki od okna zakończonej rzecz jasna hiobową konkluzją jak " to się wszystko skończy". Żałuję ze nie znam kontekstu i nie wiem co sprowadzi na świat te nieszczęścia i rozliczne kataklizmy. Ale może i lepiej. Jeden z panów instruuje mnie, że zapłacić już mogę. Radośnie wybiegam na korytarz i trochę zdezorientowany po krótkim poszukiwaniu kasy wracam do woźnego. Kasa zmieniła swą lokalizacje i umieszczoną ja na powrót w pomieszczeniach klasztornej furty, wiec na dół, do bramy.  Ogarniam  szybko spojrzeniem  drobniutka kasjerkę w perspektywie niszy obramowanej metrowym prawie wykuszem ściany. Takie to wiekowe środki ostrożności strzegą miejskich zasobów, choćby nie wiem jak  niematerialnych ( płace kartą).

        Odebrawszy kwitariusz ruszam po schodach, za węgieł , do biura, z biura, przez dziedziniec...Uff. W sumie  mogło być gorzej ,biura mogły  być w odległym budynku  a kasa … w banku choćby po drugiej stronie miasta. A tak, w sumie dwa kroki. No może razy 100.

Najpopularniejsze opowiadania

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Forum - opowiadania
Reklamy
O autorze
maciejdroga
Użytkownik - maciejdroga

O sobie samym:
Ostatnio widziany: 2022-04-23 09:02:27