W swojej księgarni – o wiele mówiącej nazwie Apteka Literacka – Jean Perdu sprzedaje książki tak jak farmaceuta medykamenty. Umiejętnie rozpoznaje, co ktoś nosi w sercu, i proponuje odpowiednią fabułę na konkretny problem. Nie potrafi jednak uleczyć własnego cierpienia, które zaczęło się pewnej nocy wiele lat temu, kiedy odeszła od niego ukochana kobieta. Wszystko się zmienia, gdy Jean w końcu otwiera pozostawiony przez nią list. Wcześniej nie miał odwagi go przeczytać… Zachwycająca historia o miłości, która przywraca do życia.
Wydawnictwo: Otwarte
Data wydania: 2014-07-30
Kategoria: Literatura piękna
ISBN:
Liczba stron: 344
Tytuł oryginału: Das LAvendelzimmer
Język oryginału: niemiecki
Tłumaczenie: Paulina Filippi-Lechowska
Ilustracje:Daniel Malak/Eliza Luty/Clive Nichols/Maurice Kohl
Kochać to czasownik, określa czynność… zatem trzeba ją wykonać. Mniej gadać, więcej robić. Nieprawdaż?
" Książka to nie jajko. Nie psuje się tylko dlatego, że ma parę lat. Co to znaczy staroć? Starość to nie choroba. Wszyscy się starzejemy, książki także. Jednak czy ktokolwiek jest mniej albo więcej wart tylko dlatego, że żyje na tym świecie dłużej? "
Miłość potrafi zmienić wszystko.
Błędne decyzje doprowadzają do smutku.
A najlepszym lekarstwem jest literatura.
Jean Perdu, pięćdziesięcioletni aptekarz z ogromnym doświadczeniem prowadzi swoją księgarnię. Uważa, że każdy powinien czytać książki, ponieważ są one lekarstwem dla ludzkiej duszy oraz umysłu. Piękna słowa, które wypowiada dowodzą jego mądrości. Według niego istnieją książki, które potrafią wyleczyć tęsknotę, miłość i inne, trudne w zrozumieniu uczucia, a jedyne co trzeba zrobić, to dobrze dobrać literaturę. I w tym się właśnie specjalizuje. Każdego klienta traktuje indywidualnie, poznaje go, a następnie leczy powieściami z całego świata.
Jean, zna się na swojej pracy. Jest doświadczony przez życie. Dwadzieścia jeden lat temu pozostawiła go ukochana kobieta, a on do tej pory się z tym nie uporał.
Ogromnie spodobał mi się pomysł "Apteki Literackiej", czyli Apteki dla duszy, która jest w stanie wyleczyć wszystko. Odzwierciedla ona prawdę o książkach. Potrafią rozśmieszyć, tym samym uszczęśliwiając nas. Doprowadzają do łez, kiedy trzeba. Czyż takie one nie są?
" Książka to lekarz i lekarstwo w jednym. Stawia diagnozę i jednocześnie wyznacza teorię. "
"Lawendowy pokój" dał mi możliwość ponownego spotkania z Niną George. Autorkę miałam przyjemność poznać podczas czytania "Księgi snów", która ogromnie mi się spodobała, jednakże jej "Lawendowy pokój" skradł moje serce jeszcze bardziej.
Książka jest niesamowita. Nie sądziłam, że taki gatunek literacki do mnie przemówi, ale pani George ma w swoim piórze niesamowity magnez.
Nieco chaotyczna, ale ze wspaniałą historią oraz mądrościami płynącymi z każdej strony - tak mogę określić tę książkę. Chaotyczna, ponieważ jest o ludzkich przemyśleniach i ich życiu, które zmienia się z każdą minutą. Autorka odzwierciedliła to bardzo dobrze.Te wszystkie piękne słowa, które tu się znajdują wprawiają w zachwyt, a przemyślenia głównego bohatera zachęcają do zatrzymania się i zastanowienia nad sobą, sensem istnienia oraz ludzkim zachowaniem. Idealnie pokazuje, że nosimy na twarzach maski, za którymi się kryjemy i tajemnice trzymamy w sercach.
" Książki to naturalne nie tylko lekarze. Bywają powieści, które można określić jako towarzyszy podróży. Niektóre zaś są jak policzek. Inne z kolei jak przyjaciółka, która okryje nas ciepłym kocem jesienią, kiedy nadchodzi nas melancholia. A niektóre... no cóż. Niektóre są jak różowa wata cukrowa, zamigoczą nam w głowie na parę sekund i pozostawią z niczym. Jak krótki i namiętny romans."
Zadziwiła mnie dawna miłość Perdu, która promieniała energią oraz była lekkoduchem. Ta kobieta była szalona, nie siedziała w miejscu, żyła własnym życiem, sięgała po to, czego chciała i nie istniało dla nie słowo "albo". Nigdy nie wybierała spomiędzy dwóch rzeczy, brała po prostu dwie. I to jest w niej piękne, ale jedyne co mi nie odpowiadało, to otwarty związek, w którym żyła. Miałam nieco wrażenie, że jest wariatką.
Moją uwagę również zwrócił pewien moment. Kiedy czytałam książkę, to przez jedną trzecią płynęłam lekko jak na fali, później było ciężej, niczym w sztorm, zrobiło się przytłaczająco, a chaotyzm powieści zniechęcał do dalszego czytania, ale następnie znów leciało z górki i całość wróciła na właściwy tor. Było to nieco irytujące.
Książka jest wyjątkowa, a pomysł na nią nietuzinkowy, wręcz specyficzny. Każdy wymagający czytelnik powinien po nią sięgnąć. Ja sama do tej grupy należę, a jednak ta książka ma w sobie coś, co sprawia, że skrada serce.
Jest to historia, która ukazuje utraconą miłość, drogę w poszukiwaniu szczęścia, trudne dzieciństwo, którego skutki widoczne są po dziś dzień oraz przyjaźń. Wywołuje u czytelnika pozytywne emocje, sprawia, że na ustach pojawia się uśmiech.
Klimat, który w niej panuje jest nie do opisania. Ciepło płynie z każdej strony. Serdeczność i dobro, które emanuje z powieści jest cudowne. Pedru, żyje w miejscu, gdzie ludzie są dla siebie uprzejmi i nie plują jadem, jak to ma miejsce w naszym codziennym życiu. Dlatego też warto sięgnąć po tę książkę, aby zaznać dobrych emocji.
Wspaniałym dodatkiem są końcowe Przepisy oraz lista książek z Apteki Jeana Perdu.
" Kobiety potrafią kochać o wiele mądrzej niż my! One nie kochają mężczyzny dla jego wyglądu. Nawet jeśli on się im bardzo podoba. Kobiety kochają cię przez wzgląd na twój charakter. Twoją siłę. Twoją mądrość. Albo dlatego, że potrafisz zaopiekować się dzieckiem. Bo jesteś dobrym człowiekiem, masz honor i godność. One kochają cię inaczej niż mężczyzna kobietę. Nie z powodu kształtnych łydek ani nie dlatego, że w swoim garniturze budzisz zazdrość u jej koleżanek z pracy. Owszem istnieją też takie kobiety, ale są tylko jak zły przykład dla innych. "
Recenzja również na:
http://bookparadisebynatalia.blogspot.com
To nie jest do końca recenzja. Nie chciałam pisać opinii o książce, która doczekała się już naprawdę wielu ocen, zarówno bardzo dobrych, jak i tych nieco mniej. Ale chyba by mnie szlag trafił, gdybym nie wspomniała o tym tytule. Strasznie się cieszę, że wpadł w moje ręce akurat wtedy, kiedy tego potrzebowałam.
Mowa o „Lawendowym pokoju” Niny George. Jak już wspomniałam, recenzje w internecie były naprawdę różne: sporo osób wychwalało pod niebiosa, inni twierdzili, że autorka miała fajny pomysł i go najzwyczajniej w świecie zepsuła. Tak czy siak często natykałam się na jakąś wzmiankę o tej powieści, dlatego zabrałam ją do domu po wypadzie do biblioteki. Niestety, jak to bywa w moim przypadku, wypożyczyłam też multum innych książek i stosik ten topniał bardzo powoli, bo ustawiłam go na półce akurat wtedy, kiedy zaczynał się gorący okres na studiach – same zaliczenia, kolokwia, artykuły do napisania… a do tego lektury, które musiałam czytać. To wszystko sprawiło, że powieść George dawkowałam sobie przez bite trzy tygodnie w niewielkich ilościach. I o ile zwykle takie coś mnie denerwowało, bo nie lubię czegoś robić na tak małe raty, o tyle tym razem okazało się to wyjątkowo zbawienne. Jak terapia.
Głównym bohaterem książki jest Jean Perdu – pięćdziesięcioletni facet prowadzący niezwykłą księgarnię o nazwie „Apteka Literacka”. Niezwykłą z dwóch powodów: po pierwsze, nie prowadził sprzedaży w żadnym budynku, tylko na swojej łodzi zwanej pieszczotliwie Lulu, a po drugie: Perdu miał niesamowitą zdolność odgadywania, czego w danej chwili potrzebuje klient, zatem polecał książkę zupełnie tak, jak aptekarz dobry lek na jakąś dolegliwość. I zwykle udawało mu się trafić w samo sedno. Księgarz pomagał wszystkim wokół, tymczasem sam nie mógł sobie poradzić z własnym smutkiem. Przed dwudziestoma laty porzuciła go ukochana i od tamtego czasu nie miał odwagi przeczytać listu, który przyszedł od niej jakiś czas później. Starał się odgrodzić od wspomnień, nie chciał słuchać tłumaczeń w stylu „tu nie chodzi o ciebie, tylko o mnie” (czołówka najgłupszych tekstów na zerwanie), więc przez dwa dziesięciolecia chował w sobie urazę i tęsknotę. Aż przyszedł dzień, kiedy odczytał wiadomość, która sprowokowała go do tego, że pierwszy raz odcumował Lulu i wyruszył w podróż, zabierając ze sobą młodego pisarza poszukującego weny.
Powyższy akapit to bardzo oszczędny opis fabuły, bo tak naprawdę to właśnie od podróży Perdu zaczyna się właściwa akcja. Rozumiem zarzuty wielu czytelników twierdzących, że autorka bardzo przeciągała wydarzenia, „przynudzała”, nie serwując niesamowitych zwrotów akcji czy momentów zapierających dech w piersiach. Ale wydaje mi się, że to nie było jej celem, przynajmniej ja tak to odbieram. Bohater stworzony przez Ninę George pomagał ludziom książkami – a z kolei jej powieść pomogła mnie. Między innymi dzięki tej historii przetrwałam średnio ciekawy okres w życiu. To nie tak, że teraz jest wszystko okej i pogodziłam się z tym, co się stało. Nie, ale jest mi po prostu łatwiej. Zrozumiałam to i owo. Dlatego tak się cieszę, że czytałam „Lawendowy pokój” wyjątkowo długo. Mogłam dłużej czytać zdania, które bardzo do mnie trafiały. Jak na mój gust właśnie o to chodziło autorce; nie o pościgi i wybuchy, tylko o chwilowe zatrzymanie się, refleksję. Gdybym mogła, w książce zaznaczyłabym co drugą stronę z pięknym cytatem, bo tych znalazłoby się mnóstwo. Ale kiedyś na pewno kupię własny egzemplarz, przeczytam jeszcze raz i nie omieszkam wpisać do zeszytu najważniejsze słowa, które zrobiły na mnie duże wrażenie.
Książkę polecam osobom, które lubią opowieści o miłości, ale przede wszystkim tym, które kiedyś kogoś straciły. Bez względu na to, w jaki sposób. Chociaż powieść obraca się wokół wątku miłosnego, autorka skupiła się głównie na poczuciu straty, tęsknocie, żałobie, usilnej chęci cofnięcia czasu i żalu, że nie da się tego zrobić. Jak już wyżej wspomniałam, nie oczekujcie wartkiej akcji. W zamian za to dostaniecie nadzieję.
"Chciał, by poczuła nieskończoność, jaką oferują książki. Ich nigdy nie zabraknie. I nigdy nie przestaną kochać swojego czytelnika lub czytelniczki. Wobec wszelkiego, co nieobliczalne, są jedynym elementem, na którym można polegać. Wobec życia. Wobec miłości. Także po śmierci."
Głównym bohaterem książki jest Jean Perdu - właściciel księgarni "Apteka Literacka", który rzeczywiście sprzedaje różnego rodzaju powieści niemalże jak lekarstwa... Jednak w tym przypadku mają działać one na duszę człowieka, jego złamane serce czy wszelkie inne niepowodzenia z jakimi dana osoba spotkała się w swoim życiu. Jean idealnie potrafi poznać, co ktoś nosi w sobie i rozwiązywać problemy poprzez lektury. Jednak nie potrafi uleczyć swojego cierpienia, jakie ciągnie się za nami aż dwadzieścia lat. Wszystko ma związek oczywiście z kobietą, która niegdyś od niego odeszła. Jednak któregoś dnia jego życie ulega diametralnej zmianie, gdy po tym długim czasie, w końcu otwiera list pozostawiony przez ukochaną... Informacja w nim zawarta sprawia, że główny bohater na swojej księgarni - statku rozpoczyna morską wędrówkę w towarzystwie młodego pisarza Maxa. Czego Jean dowiedział się w liście pozostawionym przez kobietę? Jakie przygody czekają bohatera podczas tej podróży? I co jeszcze wydarzy się na drodze jego życia? To pytania, na które odpowiedź znajdziecie, jeśli sami sięgniecie po "Lawendowy pokój", a uwierzcie mi - zdecydowanie warto.
Książka Niny George pochłonęła mnie bez końca. Co prawda, jej czytanie zajęło mi dłużej niż to bywa zazwyczaj, ale nie dlatego, że czytało się ją ciężko. Chciałam po prostu móc tak długo, jak to możliwe, stopniowo wkraczać w historię głównego bohatera, wraz z nim przemierzać nieznane dotąd tereny, uczyć się na własnych błędach i zrozumieć czym tak naprawdę jest to nasze, jakże niezwykle kruche, życie. Wraz z tą lekturą przeżywałam tysiące sprzecznych uczuć, momentami będąc rozbawioną, w pewnych fragmentach sfrustrowaną na taką czy inną sytuację, aż oczywiście w końcu - wzruszoną... Ta historia daje nieco do myślenia, pokazuje, że z jednej strony to niebywałe jak bardzo można kogoś pokochać, iż w ciągu dwudziestu lat życia nie potrafi się go ułożyć z kimkolwiek innym. Jednocześnie może zadziwiać - dlaczego ktoś marnował tak dużo czasu na rozmyślanie, przecież jeśli ktoś odszedł, powinno było jakoś wyprzeć go ze swojego serca, spróbować pokochać na nowo zamiast żyć przeszłością. Stąd postawa głównego bohatera była dla mnie poniekąd zagadkowa, po części sprawiając, że na początku go nie rozumiałam, by w końcu zobaczyć, w czym tkwił prawdziwy sens - dlaczego tak bardzo kochał i nie potrafił przestać...
Jeśli chodzi o samych bohaterów, uważam, że Nina George wykreowała ich naprawdę dobrze. Niektórzy - tak jak Jean Perdu - mogli wydawać się na początku oziębli, niemalże bez emocji, które jednak były w nich przez cały czas, osadzone gdzieś głęboko wewnątrz. Inni z kolei rozbrajali swoim pozytywnym, czasami nieco zagubionym sposobem bycia, jak chociażby pisarz Max Jordan (swoją drogą, to bardzo polubiłam tego bohatera), jeszcze inni tak krusi, swoją wrażliwością w jakiś sposób poruszający, jak chociażby Catherine, a także tacy, których na początku mogłabym lekko potępić za prezentowaną postawę, po czym będąc już przy końcu lektury zaczęłam rozumieć i wręcz podziwiać, jednocześnie będąc pełna wzruszenia (Manon). Tak czy siak, bohaterowie zdecydowanie byli dobrze wykreowani i z każdym z nich w jakiś sposób się zżyłam.
To, co mi się jeszcze podobało to oczywiście motyw lawendy... Już sama okładka przyciąga wzrok i zarówno ona, jak i wcześniejsze recenzje sprawiły, że bardzo, ale to bardzo chciałam posiąść tę książkę na własność, po czym jak najszybciej zagłębić się w lekturze. Dodatkowo, można zauważyć tę lawendę w wielu momentach - począwszy od tytułowego pokoju, pomieszczenia nieco owianego tajemnicą, ale przede wszystkim związanego z licznymi wspomnieniami, poprzez przysmaki z ich wykorzystaniem, a przede wszystkim wiąże się z Prowansją - jednym z miejsc, w których toczy się akcja książki, a tym samym licznymi, lawendowymi polami... A gdy już jestem przy tych miejscach, gdzie toczyła się fabuła, nie sposób nie wspomnieć o jednym aspekcie: czytając książkę, miałam nieodpartą chęć by móc tak realnie znaleźć się we Francji: zarówno w Paryżu, jak i mnóstwie innych opisywanych przez autorkę, malowniczych miasteczkach.
Polecam tę książkę każdemu, kto lubi historie miłosne, ale nie tylko takie, a po prostu książki, które coś wprowadzą do życia... Bo "Lawendowy pokój" to nie tylko powieść o miłości - która swoją drogą jawi się tutaj pod wieloma postaciami: jako uczucia pomiędzy dwojgiem ludzi, poprzez miłość macierzyńską, silniejszą niż wszystko inne, aż po sympatię jaką darzymy książki - lekarstwa na nasze poszarpane dusze. To także historia mówiąca sporo o przyjaźni, o strachu przed nieznanym, straconych nadziejach, błędach, jakie często my - ludzie popełniamy, o tym, czy umiemy sobie wybaczyć niektóre decyzje, a także o sile wspomnień, jakie każdy z nas nosi w sobie i tylko od nas zależy czy towarzyszą nam bardzo mocno czy jednak mniej intensywnie... A przede wszystkim to książka o samym życiu i śmierci, pozwalająca nam w jakiś sposób zrozumieć te pojęcia, ale także o przemianie, jaką bohaterowie doświadczają: w tym oczywiście Jean Perdu, ale także Max Jordan. Piękna, po prostu piękna książka. Dodatkowo z językiem tak niemalże poetyckim, że czytając ją, co rusz sięgałam po ołówek by zakreślać najbardziej trafiające do mnie fragmenty. Stąd - kilkoma z nich chciałabym się z podzielić i być może dzięki temu zachęcić do sięgnięcia po tę książkę.
"Księgarz nie bardzo wiedział, co może być bardziej praktyczne od książki." "Wspomnienia są jak wilki. Nie da się ich odgrodzić, w nadziei, że cię zignorują." "Czasami pływamy w nieprzelanych łzach i możemy utonąć, jeżeli je w sobie zatrzymamy. - Ja sam jestem na dnie takiego morza." "Wszyscy się starzejemy, książki także. Jednak czy ktokolwiek jest mniej albo więcej wart tylko dlatego, że żyje na tym świecie trochę dłużej?" "To dziwne uczucie, kiedy potrafimy bardziej otworzyć się przed nieznajomym aniżeli przed kimś z własnej rodziny." "Owszem, zdarzyło się parę razy, że nie zdołał kogoś przejrzeć. Samego siebie, na przykład." "Ale ona nie ustała.Stąd, podsumowując, mnie osobiście ta książka pochłonęła bez reszty sprawiając, że chciałam jak najdłużej towarzyszyć bohaterom podczas ich wędrówki. Dlatego z całego serca - polecam!
Okładka tej książki, którą przyniosłam z biblioteki, a która już powinna do niej z powrotem trafić, może zwieść. To piękne pole lawendowe widniejące na niej wskazywałoby na to, że treść książki przeniesie czytelnika do Prowansji. Ale chociaż ta Prowansja jest metą, ku której zmierza bohater "Lawendowego pokoju" to jednak zanim tam dotrze ten kto sięgnie po książkę odbędzie z nim daleką podróż w głąb niego samego i z Paryża na południe Francji, ale nie lądem, lecz co bardziej pasjonujące rzeczną trasą na ......pływającej księgarni. Bo Jean Perdu, mężczyzna w średnim wieku jest księgarzem i na dodatek księgarzem szczególnym a to nie tylko dlatego, że jego księgarnia o charakterystycznej nazwie "Apteka literacka" mieści się na barce zacumowanej na Sekwanie, ale może przede wszystkim dlatego, że zachowuje się on jak aptekarz, który książki traktuje jak lekarstwo na różne stany ducha swych klientów. Problem leży w tym, że sobie jakoś nie może pomóc, na swoje cierpienie nie potrafi znaleźć książkowego lekarstwa. Gdy odeszła ta jedyna, ukochana Manon, a było to całe dwadzieścia lat temu poczuł się oszukany, dogłębnie urażony i wtedy zamknął w "Lawendowym pokoju" wszystkie dobre pełne miłosnych uniesień wspomnienia, jego drzwi zastawił regałem z książkami i oddał się wyłącznie swemu zajęciu czyli sprzedaży książek i pomaganiu swym klientom w przywracaniu radości życia, by w ten sposób zapomnieć o swoim. Zasklepił się tak w swym żalu a może jednak egocentryzmie, że list otrzymany od niej, według jego przypuszczeń pełnych banalnych wyjaśnień, nie otwarty pozostawił w szufladzie stołu w pokoju, który kiedyś ona nazwała lawendowym pokojem. Gdy wreszcie go otwiera pod wpływem nowej lokatorki kamienicy, w której mieszka - Catherine - okazuje się, że list rzuca zupełnie inne światło na powody odejścia Manon i to sprawia, że Jean pod wpływem wewnętrznego impulsu odcumowuje swą barkę z książkami, zabiera ze sobą młodego początkowego literata, który stracił wenę pisarską, dwa koty i wyrusza w wielką, pełną jak się okaże przygód podróż na południe Ta podróż pozwoli mu zrozumieć dlaczego stało się to co się stało dwadzieścia lat temu, wybaczyć sobie a także, a może przede wszystkim zamknąć minione dwadzieścia lat i powrócić do normalnego życia, i wreszcie znów z niego korzystać w pełni u boku nowej miłości i w gronie nowych przyjaciół.
O książce zanim ją dojrzałam w bibliotece sporo czytałam, więcej dobrego niż złego. Zebrała ona w przeważającej większości opinie pozytywne zachęcające do sięgnięcia po nią więc i ja, miłośniczka Francji i lawendy, nie oparłam się temu tytułowi. I moja opinia o powieści Niny George też jest pozytywna, bo ja akurat lubię takie książki, w których spokojna w miarę leniwie tocząca się fabuła zmierza ku dobremu zakończeniu i pozytywnie nastraja. A taki właśnie jest "Lawendowy pokój" opowiadający pełną ciepła, kolorów i zapachów a nawet muzyki historię wzbudzających sympatię czytelnika bohaterów, którzy cierpią, zawierają znajomości, przyjaźnią się i kochają.
Oczywiście "Lawendowy pokój" trudno zaliczyć do literatury wysokich lotów, ale jest to moim zdaniem bardzo dobre czytadło dające odprężenie a na dodatek pobudzające wyobraźnię klimatem odrobiny Paryża a głównie francuskiej prowincji z jej miasteczkami.
A zatem to książka dla tych, którzy lubią francuskie klimaty, ale również dla tych, którzy lubią zawarte w książkach mądrości życiowe...tym ich w "Lawendowym pokoju" nie zabraknie, bo akurat jest ich tu aż nadto....może nawet do przesady.
I oczywiście dla moli książkowych plusem są przywoływane na kartach powieści inne książki, mniej lub bardziej znane.
Droga Tachykardio!
Czy myślisz, że czytanie przez księgarzy książek o książkach i o księgarzach to już jakieś zboczenie? A może w tym natłoku różnorakiej literatury książka o książkach to fenomen? Ja myślę, że „Lawendowy pokój” Niny George to właśnie taki fenomen literacki. To książka obok której nie można za żadne skarby świata przejść obojętnie. Bo to nie jest jedynie piękna historia o utraconej miłości, ale to także powieść o literaturze. Oraz o tym jaki leczniczy wpływ na nasze dusze mają książki.
Jean Perdu mieszka w Paryżu. Na barce zacumowanej na Sekwanie prowadzi księgarnię „Apteka literacka”, i nie jest to zwykła księgarnia a On nie jest zwykłym księgarzem. Otóż Jean jest… (przynajmniej jak dla mnie) lekarzem dusz, a książki sprzedaje jako lekarstwa na różnego rodzaju rozterki , które trapią odwiedzających jego barkę ludzi. Potrafi uleczyć każde cierpienie. Podczas rozmowy z klientem swojej księgarni jest w stanie dostrzec to jaka książka uleczy drzemiący w nim ból, tęsknotę, czy też inną dolegliwość. Niestety sam sobie nie potrafi pomóc.
Od dwudziestu jeden lat nie potrafi zapomnieć o kobiecie z którą mieszkał w swoim małym paryskim mieszkaniu, a tytułowy „Lawendowy pokój” był ich całym światem. Pokój zamknięty jest na głucho od momentu kiedy Ona zniknęła z jego życia, ale za sprawą przypadku wszystko się zmienia.
Do mieszkania naprzeciwko wprowadza się nowa lokatorka. Kobieta po przejściach, która po tym jak opuścił ją mąż zaczyna wszystko od nowa. Jak to zazwyczaj bywa na początku drogi Catherine ma ze sobą tylko walizkę, a mieszkanie jest słabo umeblowane. Catherine potrzebuje stołu, przy którym mogła by jeść lub pisać listy. Jean postanawia podarować nowej sąsiadce stary mebel, który stoi nieużywany w zapomnianym lawendowym pokoju, i którego on już nie potrzebuje. I tak w ręce Jean’a trafia list, który od dwudziestu jeden lat leżał zapieczętowany w szufladzie stołu podarowanego sąsiadce. List napisany przez kobietę, która przed laty go opuściła. Wiedziony impulsem odcumowuje swoją barkę z księgarnią i wraz z Maxem młodym pisarzem wyrusza wzdłuż Sekwany do Bonnieux, gdzie mieszkała ukochana.
Nie jest to książka jakich wiele na półkach księgarń. Może dlatego, że to książka o książkach i o ich wpływie na ludzkie życie. Może też dlatego, że księgarnia na statku jest magiczna. I każdy kto o niej przeczyta zapragnie się w niej znaleźć. Posłuchać szeptu książek, zaszyć się w jednym z foteli i chłonąć klimat tego miejsca. Bo pomysł stworzenia księgarni na barce jest zacny.
Poza tym Nina George stworzyła wyjątkowego i niesamowitego bohatera Jean’a Perdu. Po pierwsze stworzył takie miejsce jak „Apteka literacka” – księgarnia na barce. Po drugie potrafił czytać w ludzkich duszach i „czytając między wierszami” wiedział jaka książka przyniesie ukojenie. Jean to nie jest typowy księgarz, to farmaceuta sprzedający książki jako najlepsze lekarstwa na wszelkie bolączki. Bo przecież książki takie właśnie powinny być.
„Lawendowy pokój” wyróżnia wśród innych powieści jeszcze to, że akcja całej historii nie toczy się w jednym miejscu. Kiedy główny bohater odbija od brzegu, wyrusza w podróż Sekwaną po malowniczej części Francji. Autorka swoimi opisami idealnie oddała klimat tamtych miejsc. Czasami miałam wrażenie, że podróżuję razem z bohaterami do Tulonu przez Awinion, Bonnieux, Aix-Provence i Marsylię.
Książki tej zdecydowanie nie należy czytać jednym tchem. Tą historią należy się delektować jak najlepszym winem. Najlepiej prosto z Francji. Ja tak właśnie zrobiłam. Dlaczego? Bo nie chciałam tak szybko rozstawać się z bohaterami.
Polecam!!!
Pozdrawiam
PS:
W języku francuskim „perdu” znaczy nie mniej nie więcej : zgubiony lub zagubiony.
Czy Jean Perdu odnajdzie siebie lub czy odnajdzie to czego szuka musisz Tachykardio przekonać się sama. Ja na kartach tej książki znalazłam wszystko czego szukałam, ale przecież każdy szuka czegoś innego.
Archer
Książka, na którą natknęłam się w empiku zaledwie kilka dni po jej premierze. Wahałam się czy ja kupić, sporo o niej czytałam i nie wiedziałam czy to na pewno jest książka dla mnie. Mimo to skusiłam się na nią i teraz już wiem, że to był dobry wybór!
Nie wiem nawet jak zabrać się do opisu tej książki, nie wiem co Wam o niej napisać prócz tego, że jest w pewnym sensie wyjątkowa, tak to dobre słowo. To historia, którą przeczytać może każdy i każdy znajdzie w niej co innego. Właśnie dlatego jest inna niż wszystkie.
O czym jest ta wspaniała książka? Jest w niej tyle wątków, że aż trudno je wymienić, tak by żadnego nie pominąć. Opowiada o miłości aż po grób, o życiowych błędach, strachu, czytelnictwie, dzieciństwie, o miłości męża do żony, matki do nienarodzonego dziecka, przygodzie, podróży, a to wszystko połączone w jedną spójną całość.
Główny bohater nazywa się Jean Perdu. Posiada własną księgarnię, która nosi niecodzienną nazwę "Apteka literacka", on sam jest farmaceutą. Jako niesamowity obserwator podczas krótkiej rozmowy potrafi zrozumieć z jakimi problemami borykają się jego klienci, nie sprzeda nikomu niewłaściwej książki, ona jest bowiem lekarstwem na problemu duszy!
Jest to postać dosyć wyjątkowa! Księgarz, który nie sprzeda Ci książki jaką chcesz tylko jaką potrzebujesz? To w końcu jakiś absurd! Jean Perdu to w to człowiek, który kocha książki ponad wszystko i ma do nich dosyć oryginalne podejście.
"Pani wybaczy. To, co pani czyta jest na dalszą metę bardziej decydujące aniżeli to, kogo pani poślubi, ma ch?re madame."
Co więcej ponad wszystko szanuje książki. W tym miejscu warto się zastanowić czy i my potrafimy docenić wysiłek jaki autor włożył w to by nam zaprezentować swoje uczucia, myśli i przemyślenia. Gdy sąsiadka Perdu chwali mu się, że przeczytała książkę Wilde w 2h, ten nie jest zachwycony, a wręcz zniesmaczony! Jak sam odpowiada pisarz poświęcił na jej napisanie 6 lat, siedział za to w więzieniu, a Pani nie była mu wstanie poświęcić więcej niż 2h?
Jest to również osoba, która cierpi z powodu nieszczęśliwej miłości, z powodu opuszczenia przez ukochaną, jak sam sądzi. Codziennie umiera po trochu, nie potrafiąc przez 21 lat otworzyć listu od niej. Jedynym, któremu książki nie potrafią pomóc jest on sam.
To książka, ucząca życia, lecząca duszę. Dla wszystkich nieszczęśliwie zakochanych, samotnych, szukających odpowiedzi na wiele pytań. To powieść, do której powrócisz jeszcze nie raz, chcąc chłonąć każdą prawdę życiową jaką w sobie zawiera. Bowiem to nie tylko powieść o miłość do książek, ale i o miłości do ludzi, Ci którzy czytają mają szansę wejść w inny świat i znaleźć lekarstwo na swoje problemy, jednak wszystko i tak musimy przeżyć po swojemu i właśnie o tym jest ta książka.
Co jeszcze mogę o niej napisać? Nie przepadam za gotowaniem, ale kocham jeść! Zawsze mnie irytuje, gdy czytam książkę i zastanawiam się czy to co jedzą jest smaczne, a nawet nie wiem, gdzie na to znaleźć przepis. Książka zawiera w sobie malutki zbiór przepisów, jak choćby na przepyszne lody lawendowe! Jak dla mnie coś pięknego!
Na ostatnich stronach zawiera również kilka rad samego Jean'a Perdu, dotyczącego jego lekarstw, do którego naprawdę warto zajrzeć!
"Miłość jest jak mieszkanie. W mieszkaniu zaś należy korzystać ze wszystkiego, niczego nie zakrywać, anie nie >>chronić<<. Żyje naprawdę ten, kto na dobre zamieszkał w miłości i nie boi się żadnego z pomieszczeń, nie lęka się żadnych drzwi. Kłótnia czy czuły uścisk - jedno i drugie jest tak samo ważne. Przyciągać się i odpychać. Kluczowe jest, by korzystać z każdego pokoju miłości. Inaczej zadomowią się w nim duchy i złe zapachy. Zaniedbane pomieszczenia i domy bywają wszak upiorne i cuchnące."
"Literacka Apteka" to księgarnia mieszcząca się na barce, należąca i prowadzona przez Jeana Perdu. Swą nazwę zawdzięcza Kästnerowi, niemieckiemu pisarzowi i satyrykowi, który wydał m.in "Liryczną apteczkę domową" będącą zbiorem jego poetycko-leczniczych utworów. Marzeniem i celem Jeana stało się to, aby za pomocą książek "leczyć uczucia niezakwalifikowane jako cierpienie i niezdiagnozowane przez medycynę. Wszystkie owe śladowe emocje, porywy, którymi nie interesuje się żaden terapeuta rzekomo właśnie z powodu ich znikomości czy nieuchwytności. Na przykład poczucie, że znów kończy się lato. Albo uświadomienie sobie, że nie ma się już całego życia na szukanie swojego miejsca." I o dziwo wychodzi mu to nad wyraz dobrze. Potrafi dojrzeć w ludziach to, o czym marzą, czego pragną, bądź przed czym uciekają i naprawdę im pomóc. Szkoda tylko, że owa umiejętność nie sprawdza się w jego przypadku. Od ponad dwudziestu lat zmaga się z cierpieniem, które mimo upływu tylu lat od chwili, kiedy bezpowrotnie utracił coś, na czym bardzo mu zależało, ani trochę nie zmalało, nie dało chwili wytchnienia. Przed laty był naprawdę szczęśliwym człowiekiem, a wszystko z powodu pewnej kobiety. Oddał jej nie tylko swoje serce, ale również całe swe jestestwo. Była dla niego wszystkim, sensem życia, powodem, by wstawać kolejnego dnia, powietrzem, którym oddychał, promykiem słońca na twarzy. Aż któregoś dnia opuściła go bez słowa pozostawiając po sobie jedynie pustkę, gdyż wszystko to, co miał, odeszło wraz z nią. Mijały kolejne lata, podczas których żył i robił wszystko tak, aby nie przywodzić na myśl tamtych wspólnie przeżytych chwil, pełnych uniesień, namiętności, miłości, wspólnych rozmów toczonych pod rozgwieżdżonym niebem, szaleństw, którym razem się oddawali. Zaprzestał nawet wymawiać jej imię, gdyż niosło ono jedynie ból rozdzierający jego duszę. Jednakże wszystkie jego starania, wieloletnie wysiłki, próby podźwignięcia się z ogromu cierpienia, którego doznał, legły w gruzach w ciągu zaledwie jednego dnia. Nowa sąsiadka przyniosła mu list, który odnalazła w szufladzie mebla podarowanego jej przez Perdu. Napisała go kobieta, która przed laty złamała mu serce, a to, co mu w nim wyznała sprawiło, że pod księgarzem ugięły się nogi. Dociera do niego, że zmarnował dwadzieścia lat życia... Pod wpływem impulsu Jean postanawia wybrać się do Prowansji. To tam wszystko się poniekąd zaczęło i tam powinno się zakończyć. W jego osobistej, intymnej podróży towarzyszyć mu będą młody pisarz, którego przerósł odniesiony spektakularny sukces, oraz książki, gdyż bez nich nie potrafi się obyć. A zwłaszcza bez jednej - "Zorzy południowej" Sonary, której lektura wielokrotnie pomagała mu w chwilach, kiedy panowanie nad nim przejmowało cierpienie, ból i tęsknota po stracie ukochanej. Jak zakończy się ta podróż? Czy Perdu znajdzie odpowiedzi na wszystkie dręczące go pytania? Czy w końcu uda mu się uleczyć swą strzaskaną duszę? Odnajdzie upragniony spokój, czy też już na zawsze skazany będzie na cierpienie?
"Czy wiesz, że pomiędzy końcem a nowym początkiem istnieje coś jeszcze? To czas zranienia, Jeanie Perdu. Jest jak bagno pochłaniające marzenia, troski i zapomniane zamiary. W tym czasie stąpasz wolniej. Nie lekceważ, Jeanno, tego okresu przejścia pomiędzy pożegnaniem a nowym początkiem. Daj sobie czas. Nieraz progi są szerokie, musisz zrobić więcej niż jeden krok."
Piękna, piękna i jeszcze raz piękna! Taka właśnie jest ta historia. Dosłownie brakuje mi słów, by opisać wszystko to, co z sobą niesie, jak wielkie emocje przekazuje i jak bardzo zmienia postrzeganie na życie tych, którzy ją przeczytają. Moje zmieniła na pewno i jestem jej za to niezmiernie wdzięczna. To opowieść o życiu i śmierci, prawdziwej miłości i bolesnej stracie, bólu istnienia i poszukiwaniu samego siebie, przemijającym życiu i tęsknocie za utraconymi latami. O marzeniach i zdeptanych nadziejach, drugiej szansie tam, gdzie nie widziało się już sensu bycia. O żalu za niewykorzystanymi szansami i o przegapieniu promyków radości, które odeszły bezpowrotnie. O niewierze we własne siły i niskim poczuciu własnej wartości. O wpływie dzieciństwa, przeżyć z przeszłości na nasze przyszłe życie, na to kim jesteśmy i jacy jesteśmy, na postrzeganie samego siebie. To opowieść o tym, co kryje się na dnie ludzkiej duszy. Ale nie tylko. To również historia, która pozwoli Wam zrozumieć, jak ważne w naszym życiu mogą być książki. Ta "nieskończoność, jaką oferują (...) Ich nigdy nie zabraknie. I nigdy nie przestaną kochać swojego czytelnika lub czytelniczkę. Wobec wszelkiego, co nieobliczalne, są jedynym elementem, na którym można polegać. Wobec życia. Wobec miłości. Także po śmierci." Bo nie wiem, czy zdajecie sobie z tego sprawę, że "Bywają powieści, które można określić raczej jako towarzyszy podróży. Niektóre zaś są jak policzek. Inne z kolei jak przyjaciółka, która okryje nas ciepłym kocem jesienią, kiedy nadchodzi nas melancholia. A niektóre... no cóż. Niektóre są jak różowa wata cukrowa, zamigoczą nam w głowie na parę sekund i pozostawią z niczym. Jak krótki i namiętny romans." To, w jaki sposób autorka "Lawendowego pokoju" pisze o życiu, miłości, wszelkich uczuciach oraz, co dla mnie osobiście jest równie ważne, o książkach sprawiło, że pokochałam tę historię całym sercem i polecać ją będę każdej osobie złaknionej opowieści, która dogłębnie porusza i na zawsze już pozostanie w pamięci. Dołącza więc do mych ulubionych powieści zaraz obok "Cienia wiatru" Carlosa Ruiza Zafona i "Jane Eyre. Autobiografia" Charlotte Brontë. Nina George ma w swym dorobku ponad dwadzieścia powieści i blisko sto opowiadań. Jeśli są one choć w połowie tak dobre jak "Lawendowy pokój" - biorę w ciemno!
"Każdy człowiek ma taki swój wewnętrzny pokój, w którym czają się demony. I dopiero kiedy go otworzy i stawi im czoła, będzie naprawdę wolny."
Moja ocena: 6/6
Wszystkie cytaty pochodzą z "Lawendowego pokoju"
http://magicznyswiatksiazki.pl/?p=12579
W zaciszu pokoju, przytulona jak kot do ciepłego kominka, zanurzona w wiekowym fotelu, który pasuje do mojego ciała, jak dopasowana jedwabna sukienka, z babciną poduszką na kolanach, przeczytałam książkę o prawdziwej męskiej przyjaźni, utraconej złudnej i odnalezionej miłości. Książkę o książkach, które nadają sens naszemu życiu, pocieszają w smutku, przytulają w tragedii, rozśmieszają w ponure dni i leczą. Cudowna, urzekająca lektura.
Polecam
Urzekła mnie historia Jean'a. Duma nie pozwoliła bohaterowi być szczęśliwym. Czy tylko duma? Jean bał się zranienia, zachował się jak tchórz, który napawał się swoim cierpieniem i było ono istotą jego egzystencji. Po 2 dziesięcioleciach nadszedł impuls by schować dumę do kieszeni i zacząć żyć - dokończyć historię starej, niespełnionej wielkiej miłości i odkryć na nowo siebie. Pozbyć się strachu przed nieznanym, otworzyć na świat i ludzi.
Historia Paryżanina porwała moje serce.
Daje nadzieję, wiarę, siłę by walczyć o siebie, swoje marzenia oraz, że nigdy nie jest za późno by zmienić swój świat!
„Lawendowy pokój” to powieść na jaką czekałam, książka nietuzinkowa, taka, jakie uwielbiam i na jakie trudno trafić. Co mnie w niej urzekło?… Po pierwsze… historia wiecznej miłości Jeana i Manon, uczucia silniejszego niż śmierć, które trwa pomimo wszystko i na przekór wszystkiemu. Miłość bezwarunkowa, którą bohaterowie cieszyli się przez pięć lat i która nadal trwa, pomimo pewnego sierpniowego dnia, kiedy to Manon bez słowa opuszcza Jeana i wyjeżdża do swojego domu na południe Francji. Jean przez kolejne 21 lat swojego życia nie potrafi zapomnieć, nie umie przestać kochać, nie jest zdolny nawet do złości. Dlaczego Manon odeszła bez słowa wyjaśnienia? Po drugie… cudowna pasja Jeana Perdu do książek, które mają do spełnienia nową rolę – są lekarstwami na smutki i choroby duszy, a księgarnia to po prostu „Apteka Literacka”, gdzie oferuje się zainteresowanym stosowną terapię. Bohater posiada nawet pewne antidotum na dolegliwości swojego złamanego serca w postaci „Zorzy Polarnej” Sanary, ale książka przynosi mu tylko nieznaczną ulgę w cierpieniu. Co zatem musi zrobić Jean, aby wreszcie uleczyć swoje serce?
Po trzecie… wspaniały, intrygujący rejs z północy na południe Francji – rzekami i kanałami z Paryża do słonecznej Prowansji, gdzie pośród urokliwego krajobrazu czas płynie wolniej, a problemy i tragedie nabierają zupełnie nowego wymiaru. Jest to swego rodzaju podróż po nowe życie, nowy początek. Czy rzeczywiście bohaterowi uda się przekroczyć próg końca i rozpocząć życie od nowa?
Po czwarte… ogromna ilość mądrych prawd o…
– życiu: ” Czas spędzony razem jest nieprzemijalny, nieśmiertelny. A życie wcale się nie kończy. Śmierć ukochanych osób jest tylko progiem pomiędzy końcem, a nowym początkiem.”
– wspomnieniach: „Wspomnienia są jak wilki. Nie da się od nich odgrodzić w nadziei, że Cię zignorują.”
– miłości: „Miłość to nie kwestia decyzji. Nie możemy nikogo zmusić żeby nas kochał. I nie ma na to żadnej recepty. Jest tylko sama miłość. A my jesteśmy na jej łasce i niełasce. Nic na to nie poradzimy.”
– książkach: „Książka to lekarz i lekarstwo w jednym. Stawia diagnozę i jednocześnie wyznacza terapię.”
I wiele innych, które są prawdziwe, zawsze aktualne i nigdy nie tracą na znaczeniu.
Po piąte…, po szóste… mogłabym tak jeszcze długo wymieniać. „Lawendowy pokój” to książka niecodzienna, opowiada o przyjaźni, poszukiwaniu sensu i pomysłu na życie, rozliczeniu z przeszłością, a więc każdy odnajdzie tu temat, jaki go zainteresuje. To jest powieść do której można i powinno się wracać – historia, którą należy przeczytać!
Polecam.
Nigdy nie jest za późno, by rozpocząć nowe życie Nowa powieść autorki bestsellerowego „Lawendowego pokoju” Dla Marianne podróż do Paryża miała...
Życie człowieka to suma wyborów. Dokonuje ich w każdej sekundzie. Ale czy wie, jakie naprawdę będą ich skutki? Czy może sprawić, by zły wybór doprowadził...