Zagadka śmierci portiera hotelowego, który przed laty był wybitnym śpiewakiem.
Myli się ten, kto mniema, że Islandia jest oazą spokoju. Indri?ason kolejny raz otwiera wrota do swojego świata, odsłaniając namiętności, okrutne instynkty, wstydliwe tajemnice i ludzkie tragedie. Ciepła atmosfera Bożego Narodzenia przeistacza się w mroczną, przypominającą labirynt nierozwiązywalnych zagadek krainę.
Wydawnictwo: W.A.B.
Data wydania: 2016-08-17
Kategoria: Kryminał, sensacja, thriller
ISBN:
Liczba stron: 344
Islandia, okres przedświąteczny. W jednym z hoteli zostaje zamordowany portier, który jak co roku miał udać się na zabawę choinkową przebrany za Mikołaja.
Całkiem udany kryminał, choć nie pochłonął mnie jakoś mocno. Jedna z wielu książek, którą się czyta z przyjemnością, ale szybko się o niej zapomina.
Boże Narodzenie w Islandii i zbrodnia w hotelu. Zabito bowiem portiera przebranego za Mikołaja. Niewiele wiadomo o zmarłym, który pracował w hotelu ponad 20 lat. “ On jest tutaj tylko portierem.”
W toku śledztwa okazuje się, że ofiara ma ciekawą przeszłość: krótką, wspaniałą karierę chłopca chórzysty, a potem znikł w tłumie... Rozczarowanie życiowe, istnienie tylko w tym jednym wymiarze. Chyba właśnie największym plusem tej pozycji jest ukazanie, że bycie małą gwiazdą i spełnianie marzeń rodziców niszczy i wpływa na cale życie.
Drugim mocnym punktem tej historii są bolesne wspomnienia komisarza, który w dzieciństwie w dramatycznych okolicznościach stracił brata, co prześladuje go do dziś. Wielka jest potęga żalu.
“Być może był to również jego śpiew.”
Rozwiązanie zagadki tej zbrodni raczej było banalne, ale “Głos” wyróżnia się pozytywnie dramatycznymi historiami bohaterów. Pierwsze spotkanie z islandzkim pisarzem uważam więc za dość udane.
Fascynacja śmiercią, zaginieni bez wieści, rodzinne piekło... - stylowy, ciemny kryminał islandzkiego mistrza! Nikt nie ma wątpliwości, że Maria popełniła...
Arnaldur Indri?ason - najsłynniejszy islandzki pisarz kryminałów! Nazywany ,,islandzkim Henningiem Mankellem". Autor m.in. powieści z Erlendurem...
Przeczytane:2017-09-10,
Arlandur Indridason ma specyficzny styl, który nie każdemu przypadnie do gustu. Jego powieści nie obfitują w szybką, pełną zwrotów akcję, nie mają świetnych, przebojowych bohaterów a zagadki kryminalne są z życia wzięte. Do tego autor wplata w wątki kryminalne sporą ilość wątków obyczajowych. Słowem, jego książki nie powalają na kolana. Natomiast mają w sobie coś, co bardzo mnie przyciąga, co sprawia, że pomimo dość monotonnego prowadzenia fabuły, czuję się wciągnięta w wydarzenia i czuję ciekawość. Poza tym ta ponura atmosfera beznadziejności.
Reykjavik, tuż przed Bożym Narodzeniem. W dość sporym hotelu, w pomieszczeniach piwnicznych zostaje znalezione ciało mężczyzny. Ubrany w strój Mikołaja, z opuszczonymi spodniami, zadźgany nożem. Okazuje się, że mężczyzna pracował w hotelu jako portier, pomieszkiwał w piwnicy a w święta grał rolę Świętego Mikołaja. Dlaczego został zabity i kim był naprawdę? Do tej prawdy próbuje się dogrzebać Erlendur Sveinsson, komisarz policji, mężczyzna nękany swoimi zmorami, człowiek niezwykle samotny i specyficzny.
W toku śledztwa powoli wyłania się z mgły obraz człowieka, jakim była ofiara. I to mi się w książkach autora bardzo podoba. Nie skupia się na powalającej akcji, lecz na szczegółowym przedstawieniu bohaterów, powolnym odkrywaniu prawdy, rysowaniu sylwetek ludzi, którzy są zwyczajni, którzy mogliby być nami. Przy okazji lepiej poznajemy komisarza, który jest swoistą postacią. Nie gnębią go nałogi, nie ma dziwnych upodobań, to zwyczajny facet, którego nękają duchy przeszłości. Facet, który próbuje ułożyć swoje stosunki z córką, poradzić sobie z samotnością, nauczyć się żyć z czymś, co miało wpływ na całą jego przyszłość. Dobry policjant, spokojny, zraniony człowiek. A kim jest ofiara? Dlaczego mieszkał w piwnicy hotelu i nie utrzymywał od lat kontaktów z rodziną? Dlaczego jedyną ozdobą jego pokoju jest plakat Shirley Temple?
„Głos” na pewno nie spodoba się każdemu. To powolne śledztwo, przetykane osobistymi rozterkami komisarza. To klasyczny kryminał, z dość ponurą atmosferą, pozbawiony werwy, spokojny, monotonny, lecz nie nudny. Autor skupia się w nim na problemie, z jakim boryka się wielu rodziców. Do jakiego stopnia rodzic może ingerować w rozwój swojego dziecka? Jak może się skończyć kreowanie dziecka na kogoś, kim dziecko nie chce być? Czy warto realizować swoje marzenia poprzez dziecko, niszczyć mu dzieciństwo w imię własnych o nim wyobrażeń?
Jeśli chodzi o mnie, jestem zadowolona z tej lektury, chociaż przeczytanie tej dość krótkiej książki zajęło mi sporo czasu. To książka, którą trzeba co jakiś czas odkładać, gdyż zaraża ponurym nastrojem. Niełatwa. Dobra.