Tajemnica pani Ming to kolejna odsłona cyklu Opowieści o Niewidzialnym autorstwa znanego, lubianego i cenionego na całym świecie pisarza Erica-Emmanuela Schmitta. Ta miniatura (czy raczej po prostu opowiadanie) liczy niewiele ponad siedemdziesiąt stron. Jednak objętość w kontekście książek nie jest równoważna z ich jakością. Tajemnica pani Ming to bowiem eteryczna, subtelna, wyważona i mądrze skonstruowana opowieść, która poruszy czytelnika już od pierwszych stron.
Wielbiciele twórczości Schmitta wiedzą, że autor ten bardzo często jako głównych bohaterów swoich powieści bądź opowieści obiera osoby wyraziste: kontrowersyjne (Przypadek Adolfa H.), chore (Oskar i pani Róża) czy żyjące na pograniczu ogólnie przyjętych zasad moralnych (Trucicielka). Nie inaczej jest w przypadku najnowszej książki Schmitta. Tytułowa bohaterka, pani Ming, to kobieta w średnim wieku, pracująca w jednym z chińskich hoteli "babcia klozetowa", sprawująca pieczę nad męską toaletą. Nie zawód jednak czy wykonywane na co dzień obowiązki, ale sposób patrzenia na świat sprawiają, że pani Ming jest osobą tak wyjątkową.
Panią Ming poznajemy za sprawą narratora, dojrzałego mężczyzny, biznesmena, który odbywa do Chin jedną ze swoich podróży służbowych. Mężczyzna może i różni się od napotykanych podczas wyjazdu osób statusem społecznym, wykształceniem czy pensją, ale tym, co łączy go z resztą ludzkości, jest fizjologia. Narrator od czasu do czasu musi zwyczajnie skorzystać z hotelowej toalety. Tam właśnie poznaje panią Ming. Pogaduszki ze sprzątaczką traktuje lekko i niezobowiązująco – cieszy się z nich nawet, bo dzięki temu może szlifować język. Kiedy jednak rozmowy zaczynają schodzić na grunt prywatny, narrator zdaje sobie sprawę z tego, że pani Ming to oszustka i mitomanka, a na wszystko, o czym opowiada, musi traktować dużą rezerwę.
Opowieści pani Ming dotyczą bowiem jej rodziny, a ściślej rzecz ujmując – potomstwa. W każdym innym (poza Chinami) kraju decyzja o liczbie posiadanych dzieci należy do rodziców. W tym jednak wyjątkowym państwie jest ona obwarowana prawnie i cały świat wie, że chińska rodzina w niezwykle rzadkich przypadkach może liczyć więcej niż trzy osoby. Pani Ming z niezachwianą pewnością karmi narratora historiami z życia… dziesiątki swoich dzieci. Czy w jakiejkolwiek zasłyszanej, chińskiej opowieści można spodziewać się większego absurdu?
Wertując opowiadanie Erica-Emmanuela Schmitta, czytelnik staje przed poważnym pytaniem. Zastanawia się bowiem, z kim tak naprawdę ma do czynienia: ze zwyczajną oszustką, karmiącą gości hotelowych opowieściami wyssanymi z palca, niestabilną psychicznie kobietą, która na skutek traumatycznych przeżyć z przeszłości buduje sobie alternatywną rzeczywistość czy faktycznie ze szczęśliwą matką dziesięciorga dzieci? Czy w gruncie rzeczy ciepłe i przesycone miłością opowieści pani Ming mogą mieć korzenie w rzeczywistości?
Eric-Emmanuel Schmitt w historiach snutych przez panią Ming przemyca chińskie przysłowia i myśli Konfucjusza. Choć w większości znane i cytowane przy różnych okazjach, sentencje te nadają opowiadaniu niepowtarzalny charakter. Z jednej strony mamy bowiem Chiny – ludową republikę, w której obserwujemy gwałtowny wzrost gospodarczy, oparty w głównej mierze na wyzysku i niemal niewolniczej ludzkiej pracy. Chiny, które kojarzą się nam, niestety, z tandetnymi, tanimi artykułami. Chiny przeludnione, Chiny, gdzie wartość człowieka ograniczona jest do minimum. Z drugiej jednak strony za sprawą pani Ming Chiny zaczynają jawić się narratorowi i czytelnikowi jako kraj tajemniczy, kraj, który wyżej niż materialne, niszczejące zabytki (świątynie, posągi) stawia nieprzemijającą mądrość swoich filozofów. Chiny odległe, ale dzięki życiu wielu jego mieszkańców zgodnie z prawdami dawnych mędrców – bliskie i jakże współczesnemu człowiekowi znajome.
Obok inspirujących cytatów Eric-Emmanuel Schmitt stara się jednak naświetlić zupełnie inny problem. Problem dotyczący natury prawdy i kłamstwa. Pani Ming staje się w rękach Schmitta narzędziem, które przynieść ma satysfakcjonujące wytłumaczenie tej odwiecznej zagadki. Czy prawda niezależnie od okoliczności i tego, jak jest bolesna, to zawsze lepszy wybór niż kłamstwo? A co, jeśli - cytując jednego z bohaterów opowiadania - prawda to tylko kłamstwo, które podoba nam się najbardziej? Czy kłamstwo zawsze rani? A może potrafi przynieść ukojenie?
Tajemnica pani Ming to kruche niczym chińska porcelana i delikatne jak jedwab opowiadanie, obok którego trudno przejść czytelnikowi obojętnie. Schmitt w swojej opowieści posługuje się miejscami zwyczajnym i prostym, ale z drugiej strony także niezwykle plastycznym i sugestywnym językiem. Całość pod powierzchnią lekkiej i niezobowiązującej opowieści okazuje się tak naprawdę historią, która pozostawia po sobie dziwny posmak, której nie da się zapomnieć, którą będzie się jeszcze długo analizować.
HISTORIA MIŁOŚCI, KTÓRA PRZETRWAŁA WIEKI Gdzie jesteś, Nuro? Ile razy jeszcze będę musiał cię stracić, nim odnajdziemy się na dobre? Noam odradza...
„Baptiste obejrzał kartkę z obydwu stron i znów przeczytał te dwa zdania. Serce zaczęło mu kołatać, ogarnęło go wzruszenie: w jego życiu coś się...