Pecunia non olet(?)
O czym może marzyć obrzydliwie bogaty człowiek? O tym, by być jeszcze bardziej obrzydliwym w swoim bogactwie. No i może o nowym jachcie, airbusie, nowej posiadłości z kortem tenisowym i basenem, kolii dla żony (albo o nowej żonie). Cóż, tego możemy się tylko domyślać. I choć stare porzekadło głosi pecunia non olet, to czytając książkę Aleksandra Janowskiego Specyfik, nie można zgodzić się z tą sentencją. Pieniądze śmierdzą - i to niemiłosiernie!
Michael Norton, szef świetnie prosperującej korporacji Medical, to człowiek o wysokim statusie materialnym, szalenie wpływowy, o rozległych koneksjach. Swoją pozycję zdobywał długo i nie zawsze za pomocą metod, które można by było nazwać uczciwymi. Inaczej rzecz ujmując: na swoim koncie ma mnóstwo szemranych interesów, dzięki którym stał się prawdziwym rekinem biznesu. Osiągnął ogromny sukces, za którym poszły: prestiż, bogactwo, wpływy. Ale czym byłoby życie bez choćby odrobiny ryzyka, bez podniecającej wizji zgromadzenia jeszcze większego majątku, bez szczypty adrenaliny motywującej do ciągłej pracy i pokonywania wyzwań? Z takiego założenia wychodzi Norton, który właśnie otrzymuje szansę zdobycia zlecenia na produkcję leku na HIV. Angażuje się więc w twarde pertraktacje z Chińczykami, którzy jako zleceniodawcy stawiają nietypowe warunki. Zaangażowanie Nortona, by uzyskać intratny kontrakt, jest imponujące, choć nie powodują nim z całą pewnością chęć niesienia pomocy chorym czy altruizm. Ale o tym warto przekonać się podczas lektury.
Fabuła okazuje się naprawdę zaskakująca, a intryga skrojona jest umiejętnie. Wir wydarzeń wciągnie każdego czytelnika, choć początkowo sprawy toczą się leniwie i powoli. Jak w biznesie: od monotonnych pertraktacji, wzajemnego "badania się" stron, aż do szybkiego finału. Czytelnik lubiący szybką akcję i częste zwroty biegu zdarzeń początkowo może być nieco rozczarowany - zwłaszcza, że książka napisana jest prostym, suchym językiem, jak gdyby pozbawionym emocji. Ale to pozory. Z czasem jednak książka nabiera tempa, by w finale naprawdę pędzić.
Całość jest solidnie przemyślana, a autor stopniowo odsłania kolejne tajemnice. Choć początkowo można odnieść wrażenie chaotyczności tekstu (skoki do przeszłości, wspomnienia Nortona dotyczące początków jego kariery, rozkręcania biznesu etc.), szybko okazuje się, że wszystko to jest starannie zaplanowane, by nie odsłaniać wszystkich kart od razu. Jeśli czytelnik przebrnie przez początek Specyfiku, po lekturze całości będzie z pewnością usatysfakcjonowany.
Jest to pierwszy polski „kryminał ironiczny” umieszczony w realiach brytyjskich, w środowisku bankowym i nie tylko. Ukazuje on naszych rodaków...
„Sandy”, to lektura dla osób o mocnych nerwach. Głównie o pieniądzach, a wiadomo, że tam, gdzie chodzi o miliony dolarów...