Uzależnienie od czekolady. O Joanne Harris i jej twórczości
Data: 2020-03-23 12:23:33Czy można zaczarować świat opowieścią o miłości do ludzi i do słodyczy? Czy można dać ludziom książkę, która będzie smakowała czekoladą i inkaskimi czarami? Czy można za pomocą słów pokazać kolory, smaki i zapachy tak intensywne, że czytelnicy spędzą kolejną noc, podjadając czekoladki, byle tylko przeczytać powieść do ostatniej strony? Kim – wreszcie – jest osoba, która za tym wszystkim stoi? Pisarką? Wróżką? Alchemiczką? Zajrzyjmy do smacznego czekoladowego świata Joanne Harris, autorki Czekolady, której kontynuacja – powieść Złodziejka truskawek – właśnie ukazała się się na polskim rynku wydawniczym.
Jak stworzyć idealną scenerię? Weź małe miasteczko, takie ze starymi domami i kolorowymi okiennicami. W oknie zawieś koronkowe firanki i postaw na parapetach donice z pelargoniami, bratkami, a potem pociągnij po murze pachnącą, fioletową glicynię. Kręte uliczki muszą być wąskie i najlepiej, gdyby pod ścianami domów stały tylko rowery, takie fioletowe, zielone albo białe. Trochę odrapane. Żadnych samochodów, żadnych autobusów.
Teraz spójrz bliżej. Za odsuniętą drewnianą żaluzją w kolorze purpury postaw dębową ladę. A na niej poukładaj czekoladki. Duże, małe, w stosach i piramidkach. Mnóstwo czekoladek, w różnych kształtach i kolorach. Na progu sklepiku posadź kota, obojętnego na cały świat, jak zawsze. Potem rozpocznij historię o życiu, o kłopotach, o miłości i o kolorach. Opowiedz to przy filiżance gorącej czekolady. Filiżanka powinna być stara.
Czy autorka słynnej Czekolady i trzech kolejnych książek z Vianne Rocher, może żyć bez... czekoladek? Jej bestsellerową powieść opublikowano już w pięćdziesięciu krajach, na podstawie „Czekolady” został nakręcony film z Johnnym Deppem i Juliette Binoche, a nawet wydano książkę The Little Book of Chocolat, napisaną we współpracy z Fran Warde, a zawierająca przepisy na powieściowe smakołyki. Na Twitterze Joanne Harris używa nicku joannechocolat. Czy taki nadmiar słodyczy nie jest aby dla Harris uciążliwy?
Zastał nas przy śniadaniu (brzoskwinie i gorąca czekolada) podanym na kompletnie niedobranej zastawie Armande: zabytkowa, przeświecająca jak skóra porcelana z wyszczerbionymi złoceniami na brzegach obok tradycyjnego wzornictwa z regionu Sous-Tannes, tego mikroskopijnego prostokąta Gers, odciętego od reszty przez rzekę Tannes przed jej połączeniem się z większą Garonną.
- fragment książki „Złodziejka truskawek".
We wstępie do książki kucharskiej Joanne twierdzi, że jest uzależniona od sera i od chili. A nie od czekolady? Ekskluzywny nowojorski agent literacki podobno powiedział jej, że żadna książka, która tak mocno bazuje na jedzeniu, jak Czekolada, nie odniesie sukcesu marketingowego. Ach, ci agenci... A dzisiaj mówi się, że to Harris wymyśliła powieść z jedzeniem w tle, co oczywiście jest grubą przesadą. Jedzenie towarzyszy literaturze i opowieściom od zawsze. O jedzeniu poczytamy w Biblii, w starych sagach ze Skandynawii i w literaturze z wątkiem biesiadnym. Jedzenie i opowieści to przecież doskonałe zestawienie. A co powiecie na podjadanie, upajanie się słodkościami i opowieściami tuż na progu Wielkiego Postu? Uch. To dopiero grzeszna przyjemność! Pewnie porównywalna do opowieści Geoffreya Fule, kucharza królowej angielskiej w XIV wieku, który spisał przepisy na kuchenne delicje. Wymienił wśród nich nawet przepis na marynowanego i grillowanego jednorożca. Myślę, że dzisiaj nie miałby szans na powodzenie. Miliony małych dziewczynek obrzuciłoby go klątwą.
Najlepszymi kucharkami często okazują się nasze matki. Nie inaczej było w rodzinie Joanne Harris. Urodziła się w Vitré w Ille-et-Vilaine w Bretanii, średniowiecznym miasteczku z brukowanym uliczkami i z zamkiem. Matka pisarki zawsze mocno wierzyła w to, że można poznać czyjąś osobowość poprzez sposób, w jaki ta osoba je. – Ludzie, którzy dobrze jedzą, żyją dobrze” - mawiała. I wiele w tym racji. Kto potrafi zadbać o kuchnię i talerz, o atmosferę jedzenia, o całą magiczną otoczkę podawania potraw, potrafi zadbać o swoje życie.
Weźmiemy kilo cukru na kilo owocu, oczywiście bez liści i pestek. Wkroimy brzoskwinie do rondla – miedziane rondle są najlepsze, bo się szybciej rozgrzewają. Dodamy cukier i wymieszamy go z owocami drewnianą łyżką... Rosette najbardziej lubi ten etap, bo wtedy wszystko jest wysmarowane syropem. I dlatego, że tak pięknie pachnie...
- fragment książki „Brzoskwinie dla księdza proboszcza".
Jej rodzice poznali się we Francji. Ojciec był nauczycielem francuskiego, który właśnie korzystał z okazji i poprawiał wymowę w kraju nad Sekwaną, a matka filozofem. Sama Joanne była nauczycielką francuskiego przez bagatela piętnaście lat! Nigdy nie przestała kochać swoich dwu małych ojczyzn – Yorkshire i Bretanii.
Z rodzicami Joanny wiąże się zabawna anegdota. Gdy mama przyprowadziła narzeczonego na kolację, jej francuska rodzina bacznie go obserwowała. Wiadomo, Anglik, co on może wiedzieć o dobrym jedzeniu. Prababcia Joanne, zaprawiona w przygotowywaniu bankietów we francuskim stylu, ugotowała szereg potraw podlanych obficie wybornym winem. Gdy, pękając z przejedzenia, ojciec pisarki myślał, że wkradł się już w łaski rodziny, zjadając tony wyszukanego i bardzo smacznego jedzenia, prababcia wkroczyła z talerzem naleśników. Nie miał wyjścia – jeśli chciał być przyjęty do rodziny, musiał je zjeść.
Świąteczne naleśniki towarzyszyły Joanne przez całe dzieciństwo. Nawet teraz, kiedy jej córka, Anouchka, wraca z Londynu do domu w Huddersfield, często trafiają na stół. Tymczasem słodycze nigdy nie były w rodzinie pisarki czymś oczywistym. Matka Harris, pamiętając o cukrzycy, na którą umarła jej babka, ograniczała swoim dzieciom słodycze. Sama pisarka długo się zastanawiała nad tym, czym dla niej jest jedzenie. Czy sposobem na zabicie nudy, stres, smutek? Wzięła nawet udział w kilku spotkaniach grupy odchudzających się ludzi. Słuchała ich opowieści, szukała związków pomiędzy złym życiem a jedzeniem.
Po raz pierwszy odkąd tu przyjechałam, zatęskniłam za moją chocolaterie; za zapachem roztopionej czekolady, srebrnym garnuszkiem na ladzie, filiżankami, za swobodnymi rozmowami bez słów. Nie chcę wystawiać na próbę jej wiary, ale ramadan stoi mi na przeszkodzie. To znaczy, że nie mogę zaoferować jej tego rodzaju pociechy, jaką znam najlepiej: kawałeczka czekolady, dziecięcego lekarstwa na wszystko...
- fragment książki „Brzoskwinie dla księdza proboszcza".
Ale dobre jedzenie to nie tylko ograniczanie porcji na talerzu. To także umiejętne czerpanie przyjemności z dobrego jedzenia. Zresztą, bądźmy szczerzy. Kto z nas nie zapewnia sobie od czasu do czasu odrobiny emocji za pomocą pozornie „zakazanych” kulinarnych grzeszków?
Na kulinarnej mapie Europy Wielka Brytania wydaje się miejscem mało zachęcającym. A może niesłusznie? Może i tam warto odkryć zapomniane, mało znane zakątki przyjemnej kulinarnej radości? Joanne Harris wspomina batoniki Yorkie, które towarzyszyły jej w dzieciństwie. Zajadała się nimi ukradkiem w czasach, gdy jej znajomi nie znali makaronu. Dziś, gdy poznała świat prawdziwej czekolady uważa, że są raczej obrzydliwe. Nic dziwnego, po przepisach na arabskie słodycze które zawarła w Brzoskwiniach dla księdza proboszcza każdy półprodukt z półki ze słodyczami w supermarkecie wydaje się smakować jak posłodzona glina.
O wyglądzie i zapachu nie wspominając.
Nawet ona umie robić trufle – obtoczone w kakaowym proszku i ułożone w pudełkach z ryżowym papierem, to najłatwiejsze czekoladki na świecie. Nie potrzeba nawet cukrowego termometru, wystarczy wyczucie czasu i nos, który podpowie właściwy moment, kiedy cukier dochodzi i żąda łyżeczki śmietanki, szczypty cynamonu, kropli cointreau...
- fragment książki „Brzoskwinie dla księdza proboszcza".
Ale Czekolada nie była ani debiutem powieściowym, ani jedynym pomysłem na kulinarne tło w historiach opowiadanych przez Joanne Harris. Pisała ją w sobotnie poranki, gdy Anouschka oglądała bajki. Do dziś setki fanów serii o Vianne Rocher wysyłają autorce wiadomości, w których podkreśla, że podczas lektury nie rozstawali się z czekoladą. Nic tak nie pasuje bowiem do tych książek jak filiżanka pachnącej kardamonem kawy i pudełko czekoladowych pralinek. Po jednej na każdy rozdział. Ale nie może być inaczej. Joanne urodziła się w mieszkaniu znajdującym się nad cukiernią, która należała do rodziny jej ojca. Od dziecka żyła w cieniu i blasku czekolady.
Harris to osoba, którą chciałoby się osobiście poznać i zaprosić na kawę. Na zderzaku samochodu ma naklejkę informującą, że jej drugi pojazd to miotła. Wspiera wiele akcji charytatywnych, ciężko przy tym pracując. Publikuje właściwie bez przerwy. Od 1989 roku wydała dwadzieścia cztery powieści. W 2012 roku została jedną z czterech kobiet w historii elitarnej grupy autorów, która za jedną powieść otrzymała honorarium opiewające na minimum milion funtów „Klub milionerów”.
Wciąż mieszka w Barnsley z mężem, którego poznała w szóstej klasie podstawówki. Nieczęsto wychodzi z domu, ale chętnie korzysta z plotek, które znoszą jej sąsiedzi. To fascynujące, jak ludzie chętnie o niej dyskutują.
Wybieram dla Pilou truflę z mlecznej czekolady. Nie powiedziałam mu, że najbardziej polubiłby kwadraciki z truskawkami i czarnym pieprzem, bo nie mam czasu ani środków, żeby przygotowywać specjalne czekoladki dla każdego. Ale wszyscy chłopcy przepadają za mleczną czekoladą. Pilou pożarł swoją z hałaśliwymi oznakami aprobaty na oczach podekscytowanej Rosette.
- fragment książki „Brzoskwinie dla księdza proboszcza".
- Jejku, ale pychota! Naprawdę sama pani robiła?
Pamięta, że w dzieciństwie cała jej rodzina stanowiła lokalną ciekawostkę. Mama nigdy nie pozbyła się francuskiego akcentu i brytyjska społeczność patrzyła na nią nieco podejrzliwie. Bo taka Francuzka, co ona tu robi? Brzmi znajomo? No właśnie. Już wiemy, skąd się wzięła Vianne. I jeszcze to upodobanie do dobrej kuchni. W świecie ryby z frytkami miłość do świeżych ziół, pysznych zup, setek kolorowych sałat i obłędnie pachnących ciast może być czymś z pogranicza alchemii. Niby nic w tym złego, ale na pewno trochę to podejrzane, myśleli pewnie sąsiedzi Harrisów.
Joanne Harris, choć docenia sukces, który przyniosła jej Czekolada, szuka już kolejnych ścieżek w swoim życiu. I nie będzie to przeprowadzka do najdroższej dzielnicy Londynu. Pracuje nad scenariuszami do seriali, szuka inspiracji w różnych kierunkach. Jest wykształcona i zna się na wielu rzeczach, choć to instynktowne upodobanie do opisów wytwarzania słodkich przysmaków przyniosło jej sławę i pieniądze. Trzeba jednak niemałej znajomości ludzkiej psychiki, aby stworzyć powieść tak smaczną w odbiorze, że czytanie jej staje się czymś więcej, niż jedynie przeżywaniem wraz z bohaterami kolejnych przygód.
Poza tym mamy jeszcze zanieść do Les Marauds czekoladki: kokosowe trufle dla Omi, z różą i kardamonem dla Fatimy i jej córek, z chili dla starego Mahdżubiego, bo ocieplają serce i dodają odwagi. I jeszcze jedna paczuszka dla Inès – obwiązana czerwoną jedwabną wstążką. Podarunek, który przekracza granice wszystkich kultur, wywołuje uśmiech na najbardziej skwaszonej twarzy, cofa upływ lat i zabiera nas do prostszych, milszych czasów.
- fragment książki „Brzoskwinie dla księdza proboszcza".
Jeśli myślicie, że powieści Harris są tak słodkie, jak jej przepisy na czekoladki, od razu wyprowadzę was z błędu. Mnóstwo w nich łez i trudnych wyborów. Znajdziecie tu rozpacz, próby samobójcze, dojmującą samotność i ludzką nienawiść. Jak mówi o swoich przepisach na czekoladki Harris - tworzę spontanicznie, czasami wychodzi coś nowego, czasami cudownego, czasami nie.
I taka jest ta literatura: dotyka w naszych duszach tego, co najbardziej osobiste i przejmujące. Nie lukruje codzienności, ale pokazuje, że każdy dramat ma swoje dwie strony. I wiele z nich można próbować załagodzić, nawet jeśli jedynym ratunkiem pozostaje pralinka z sera pleśniowego i gorzkiej czekolady. Próbowałam – smakuje wybornie!
Więc jeśli chcecie się od czegoś uzależnić – zacznijcie od cyklu Czekolada. A potem po prostu przygotujcie nieco miejsca na półce. Zapełni się kolejnymi książkami Joanne Harris.
Książkę Złodziejka truskawek – najnowszą odsłonę cyklu rozpoczętego Czekoladą – kupicie w popularnych księgarniach internetowych:
Dodany: 2020-03-27 17:19:19
Książka i czekolada to mój ulubiony zestaw czytelniczy?
Dodany: 2020-03-24 21:45:23
Normalnie czekolady mi się zachciało!
Dodany: 2020-03-24 07:38:10
Chyba nie czytałam, ale o jedzeniu lubię czytać.
Dodany: 2020-03-23 21:01:26
Czytałam inne książki Joanne Harris i polecam. "Czekolada" jeszcze przede mną.