Gwiezdne Wojny: Ostatni Jedi - Recenzja siódmej części gwiezdnej sagi

Data: 2017-12-14 14:42:29 Autor: Sławomir Krempa
udostępnij Tweet

„Gwiezdne Wojny” w serwisie o książkach? - zdziwi się pewnie wielu naszych stałych czytelników, szczególnie tych, którzy zachwytu sagą George’a Lucasa nigdy nie podzielali. I będzie to zdziwienie nieuzasadnione, bowiem w świecie „Gwiezdnych wojen” osadzona została akcja 150 książek i niezliczonych komiksów. Jakość części z nich, jak się pewnie spodziewacie, pozostawia sporo do życzenia, ale dzisiaj nie będzie o literaturze. Będzie o kinie. A „Ostatni Jedi” - najnowsza odsłona serii - to, wbrew obawom wielu kinomanów - kino na całkiem dobrym poziomie.

Ostani Jedi - rys fabuły

Powracamy w filmie w reżyserii Riana Johnsona do momentu, w którym pozostawiło nas „Przebudzenie Mocy”. Rey (Daisy Ridley) odnajduje wreszcie Luke’a Skywalkera i ma skłonić go do walki po stronie Ruchu Oporu, a także do tego, by szkolił ją na przyszłą Jedi. Siły Ruchu Oporu są zdziesiątkowane i wszystko wskazuje na ich nieuchronną klęskę. Cała nadzieja w bohaterach, których poznaliśmy w „Przebudzeniu Mocy”, a także w kilku ich nowych sojusznikach. Film Riana Johnsona równolegle prowadzi historie odkrywającej powoli, czym jest Moc Rey, broniącego krążownika Ruchu Oporu Poe Damerona, a także Finna (John Boyega), który znów będzie musiał wykorzystać znajomość statków przeciwnika (jest przecież byłym szturmowcem). Będzie też słów kilka o dojrzewaniu Kylo Rena (świetny Adam Driver).

Mnogość wątków, jakie Rian Johnson prowadzi, trochę miejscami jego film gubi. Tradycyjna konstrukcja fabularna (nieśmiertelny układ wstęp - rozwinięcie - zakończenie) bardzo szybko legnie tu w gruzach. Wstęp trwa niemal do połowy filmu, rozwinięcie jest nadmiernie skrócone, a finał ciągnie się przez 40 minut. Zdarza się, że napięcie nieco opada, zdarzają się dłużyzny, przytrafiły się Johnsonowi jako scenarzyście przesadnie już slapstickowe żarty, które trudno zaakceptować, zdarzają się też sceny jakby żywcem wyjęte z zupełnie innego rodzaju kina. Wszystko to jednak nie zmienia faktu, że „Ostatni Jedi” w dużej mierze zrywa z konwencją, do jakiej przyzwyczaiły nas „Gwiezdne Wojny”. Film Johnsona miejscami rozsadza schematy, zaskakuje i zwodzi widza, autentycznie angażując emocjonalnie. A przy tym jest opowieścią o całkiem sporym ciężarze gatunkowym.

Nie da się ukryć, że w amerykańskich produkcjach wysokobudżetowych coraz częściej mówi się bowiem o ofiarach różnorakich konfliktów. Nie jest to zaskakujące, gdy mówimy o filmie historycznym, ale gdy to samo tyczy się produkcji w rodzaju „Avengers” czy „Gwiezdnych Wojen”, filmy te nabierają po prostu zupełnie innego wymiaru. W przypadku „Ostatniego Jedi” siły Rebelii są słabe. Bardzo słabe. Tak słabe, że liczy się każda ofiara, każdy człowiek, który poświęca swe życie w imię Sprawy - o czym mogliśmy zapomnieć we wcześniejszych filmach z serii. Jest tu miejsce kilka scen poświęconych ofiarom cywilnych, jest o handlarzach bronią, którzy robią fortunę na handlu z przedstawicielami obu stron konfliktu, nie mając żadnych moralnych zahamowań. Jest parę słów o nierównościach społecznych. Kiedy współczesna baśń zaczyna dotykać tego rodzaju problemów, staje się bliższa rzeczywistości i po prostu bardziej interesująca.

Gwiezdne Wojny - Aktorzy

Ale „Ostatni Jedi” to film bliższy rzeczywistości także za sprawą dużo większego zniuansowania bohaterów niż w przypadku oryginalnej Trylogii. Bardzo interesująco wypada walka pomiędzy Jasną a Ciemną Stroną Mocy, widoczna zarówno w przypadku Rey (Daisy Ridley jest wiarygodna, ale rozwój jej postaci jest chyba jeszcze na bardzo wczesnym etapie, nadal nie wiemy też o niej zbyt wiele), jak i - dużo bardziej - Kylo Rena. Adam Driver w tej roli jest naprawdę przekonujący, inna rzecz, że scenarzyści dali mu do grania o wiele więcej niż tylko rolę stereotypowego „Złego”. Jego postać mamy okazję poznać dużo lepiej niż w przypadku „Przebudzenia Mocy” i wiele na tym zyskuje, będąc po prostu postacią wielowymiarową. Jednoznacznie zły jest za to rewelacyjny Domnhall Gleeson, jako jeden z przywódców wojsk Najwyższego Porządku.

Wiele dowiadujemy się również o Poe Dameronie (niezły Oscar Isaac), który w poprzedniej części grał rolę zaledwie epizodyczną. To typowy „Pistolet”, który zdaje się niezdolny do tworzenia głębszej strategii - czasami dla dowódców wygodny, o wiele częściej sprawiający zdecydowanie za dużo problemów. W przypadku „Ostatniego Jedi” Poe kilkakrotnie dostanie od losu solidną nauczkę, ale czy wyciągnie wnioski - o tym przekonamy się w kolejnej części cyklu. Finn z kolei z realisty (by nie powiedzieć: sceptyka), a trochę nawet tchórza będzie musiał przeistoczyć się w prawdziwego bohatera. Dostanie też świetną partnerkę - Rose, mechanika, czy nawet konserwatorkę statków Ruchu Oporu, postać reprezentującą tych wszystkich, w imieniu których toczą się walki. Interesująco wypada też wiceadmirał Holdo (Laura Dern), która odkryje przed widzami niejedno oblicze.

Gwiezdne Wojny: Ostatni Jedi - ocena filmu

„Ostatni Jedi” ma jednak nie tylko bliżej zaprezentować bohaterów młodych, ale też podomykać wątki związane z postaciami oryginalnej Trylogii Lucasa. Nie chcąc zdradzać zbyt wiele fabuły, udaje się to całkiem nieźle. Luke Skywalker Marka Hamilla nareszcie nabiera życia. Snoke jest odpowiednio demoniczny. Carrie Fischer jako Leia Organa jest fenomenalna, choć tu scenarzyści powinni byli wziąć się w garść, bo parę scen naprawdę mocno psuje obraz tej postaci. Wyraźnie jednak widać, że Johnson, choć czerpie z tak ostatnio mocno eksploatowanej w kinie nostalgii, nie chce wyłącznie grać na emocjach widzów i odwoływać się do ich sentymentu. Nie powtarza fabularnych schematów, nie stawia doskonale nam znanych postaci na pierwszym planie. Choć - wbrew temu, co wielokrotnie powtarza Skywalker, nie jest tak, że czas Jedi bezpowrotnie minął - to minął już czas samego Skywalkera, minął czas księżniczki Lei, Snoke’a i Hana Solo. Nie można w kółko snuć tej samej historii. Czas na nową opowieść. „Ostatni Jedi” jeszcze nie do końca jest taką właśnie zupełnie nową opowieścią, ale zwiastuje historię całkiem ciekawą. Oczywiście pod warunkiem, że scenarzyści przygotują dla nas historię mniej poszatkowaną i bardziej spójną.

Nie muszę chyba pisać, że „Ostatni Jedi” to film świetnie zrealizowany, z zapierającymi dech w piersiach scenami walk na miecze świetlne czy bitew w kosmosie i na powierzchni planet? Wizualnie to - jak zwykle w przypadku „Gwiezdnych Wojen” prawdziwa uczta i produkcja, która w pełni zaspokoi oczekiwania miłośników „epickiego” by tak rzec kina. Cieszę się natomiast, że stronie wizualnej możemy poświęcić stosunkowo mało uwagi. Bo w przypadku „Ostatniego Jedi” najbardziej interesująca, choć nie pozbawiona wad, jest sama historia i jej bohaterowie. Nie muszę chyba dodawać, że tak właśnie powinno być?

1

Zobacz także

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Avatar uĹźytkownika - martucha180
martucha180
Dodany: 2017-12-14 23:03:01
0 +-

Może i ja obejrzę...

Avatar uĹźytkownika - MonikaP
MonikaP
Dodany: 2017-12-14 15:00:55
0 +-

Może w końcu się skuszę ;)

Warto przeczytać

Reklamy