Mistrz nadziei. Recenzja filmu „Mistrz”

Data: 2021-08-27 14:13:52 Autor: Sławomir Krempa
udostępnij Tweet

Mistrz" Macieja Barczewskiego to opowieść o niezwykłej woli życia, o harcie ducha i nadziei, która rodzi się pośród grozy i okrucieństwa Auschwitz. I o sile, jaką czerpać można z walki za innych.

Tadeusz „Teddy” Pietrzykowski przed wojną był znanym pięściarzem. Sportowcem może nie wybitnym na skalę światową, ale z całą pewnością wyróżniającym się spośród innych trenujących w warszawskiej Legii. Zdobył wicemistrzostwo Polski i mistrzostwo Warszawy w wadze koguciej. Jednak jego droga do prawdziwego mistrzostwa rozpoczęła się dużo później. W czasie, gdy walczył w obozie koncentracyjnym Auschwitz.

Czytaj również: Gladiatorzy z obozów śmierci. Bokserzy walczący w obozach koncentracyjnych

Tej walki podjąć nie pragnął. Chciał być po prostu więźniem o numerze 77, próbował przetrwać w obliczu niewyobrażalnego okrucieństwa. Znudzeni naziści posuwali się coraz dalej, dowództwo obozu postanowiło więc dać im rozrywkę. Zorganizować walki bokserskie, w których walczyć będą więźniowie, a czasem i kapo. Stawiano zakłady, obstawiano, w napięciu śledzono przebieg walk. Zwycięzcy stawali się często obozowymi bohaterami. Chwała stała się również udziałem „Teddy’ego” – ale nie tylko ze względu na wyjątkowe umiejętności pięściarskie, ale i z uwagi na to, że nawet w najtrudniejszych chwilach Pietrzykowski potrafił pozostać człowiekiem.

„Mistrz” – wbrew pozorom – nie jest przede wszystkim filmową biografią wybitnego sportowca. Oczywiście, Barczewski rekonstruuje wiele ważnych momentów z życia swojego bohatera, jednak zdecydowanie więcej wydarzeń pomija, by uzyskać klarowność przekazu. Jego film to opowieść o dochodzeniu do prawdziwego mistrzostwa. Pietrzykowski stopniowo przestaje być tylko świetnym bokserem – staje się mistrzem, mistrzem życia i nadziei, którą potrafi pielęgnować w sobie i w innych nawet w najtrudniejszych chwilach. Walczy o siebie, o swoje życie, o chleb, pożywienie, ale walczy także o życie współwięźniów. O chwilę ulgi, odrobinę wytchnienia, o leki. O to, by i w innych nadzieja nigdy nie zgasła.

„Mistrz” to, oczywiście, dramat sportowy, choć – jak podkreślają bohaterowie filmu – to, co działu się na ringu w Auschwitz, nie było sportem, lecz walką o życie. To kino bardzo sprawnie zrealizowane. Znakomicie wypadają zdjęcia Witolda Płóciennika, dobrze – ścieżka dźwiękówa Bartosza Chajdeckiego.

Barczewski potrafi w króciutkich, prostych scenach zarysować grozę i okrucieństwo obozu. Nie potrzebuje wielu słów, by przekazać to, co najważniejsze. Jęki umierających, sceny, w których jeden z nazistów wsypuje Cyklon B do pełnych komór gazowych, należą do najmocniejszych w tej produkcji – podobnie jak kolęda śpiewana w cieniu obozowych szubienic. Ale Barczewski na tym nie poprzestaje. Ukazuje odczłowieczenie więźniów, którzy w obozie mieli prawo przeżyć najwyżej trzy miesiące, i kontrastuje je z komfortowym życiem żon i rodzin nazistów. Pokazuje proste gesty solidarności, niesionej sobie nawzajem pomocy, ale też to, że i poezja potrafi czasem uratować życie.

Aktorsko film rozgrywa się tak naprawdę pomiędzy dwoma mężczyznami – odtwórcą roli Pietrzykowskiego Piotrem Głowackim, który wypada wiarygodnie zarówno jako wygłodzony do granic cień człowieka, jak również jako niepokonany mistrz ringu, stający naprzeciw dużo silniejszych od siebie przeciwników. Głowacki jest przekonujący nawet w scenach mniej udanych, które słabszy aktor mógłby po prostu położyć. Świetny jest Grzegorz Małecki w roli demonicznego Rapportführera, bez litości decydującego o życiu lub śmierci więźniów. Pozostali bohaterowie stanowią przede wszystkim tło dla wielkiego pojedynku – toczonego tym razem nie na ringu – tych dwóch znakomitych aktorów.

W przypadku kina obozowego, kina, w którym gra toczy się o najwyższą stawkę, trudno uniknąć otarcia się o granicę, za którą rozciąga się już panorama historycznego kiczu. Są sceny, w których „Mistrz” do granicy tej się zbliża, na szczęście jednak w żadnym momencie jej nie przekraczając.

„Mistrz” to nie jest kino przyjemne. To nie jest kino uciekające od tragedii wojny w farsę czy groteskę. To film na pewnym poziomie bardzo tradycyjny, lecz zwracający uwagę sprawnością realizacyjną i rozmachem – szczególnie jak na polskie warunki. To kino trudne, ale – paradoksalnie – też pełne nadziei, która w cenie jest zawsze – niezależnie od czasów i okoliczności.

Premierze filmu „Mistrz" towarzyszy książka Mistrz. Tadeusz „Teddy" Pietrzykowski. Publikacja dostępna jest w popularnych księgarniach internetowych:

1

Zobacz także

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Książka
Mistrz. Tadeusz „Teddy" Pietrzykowski
zebrała Eleonora Szafran
Film

Warto przeczytać

Reklamy