Melodramat dla melomanów. Recenzja filmu „Narodziny gwiazdy"
Data: 2018-12-01 00:42:38„Narodziny gwiazdy" nie są tak naprawdę filmem nowym. To – zależy jak liczyć – czwarta już lub piąta filmowa wersja tej samej historii. A jednak reżyserski debiut Bradleya Coopera zachwycił publiczność festiwalu w Wenecji. Nic dziwnego – to sprawnie zrealizowana i świetnie zagrana (a także zaśpiewana) opowieść o realiach showbiznesu. To bajka – ale jak bardzo piękna to bajka.
Ally (Lady Gaga) jest młodą dziewczyną, pracującą jako kelnerka i wieczorami śpiewająca piosenki Edith Piaf w jednym z klubów. Jackson Maine (Bradley Cooper) to wielka gwiazda, jednak coraz mocniej się stacza za sprawą alkoholu, narkotyków, leków. Pewnego wieczoru trafia do klubu, w którym śpiewa Ally i postanawia jej pomóc w karierze. I chyba wszyscy wiemy, do czego to doprowadzi.
Gdyby Bradley Cooper postanowił po prostu stworzyć kolejną wersję opowieści o związku mistrrza i uczennicy, jego film – niezależnie od sprawności realizacyjnej – byłby tak naprawdę zupełnie niepotrzebny. Na szczęście pokusił się o coś więcej. Po pierwsze: mocno uwypuklił wątek destrukcyjnego wpływu uzależnień na życie i karierę Maine’a. Muzyk stacza się coraz bardziej i choć jest tego świadomy, to nie potrafi zarazem wyrwać się z pętli uzależnień. Związek z Ally może być dla niego szansą na wyjście na prostą, gdy jednak ta zaczyna robić karierę i poddawać się presji menedżera, tracąc autentyczność i stając się w coraz większym stopniu marketingową wydmuszką, wszyscy zaczynamy domyślać się, jak ta historia się zakończy. W tym tkwi najpoważniejszy problem tego filmu – jego druga połowa wypada wyraźnie słabiej – wydarzenia toczą się nieco zbyt szybko, końcówka jest zbyt jednoznaczna w wymowie i za mało zniuansowana. Ale i ją oglądamy z zainteresowaniem.
Dlaczego? Bo Bradley Cooper w przejmujący sposób pokazuje, jak showbiznes zmienia ludzi, jak wpływa na ich życie, prywatność, związki. Pokazuje też, jak niewiele wiemy o wielkich gwiazdach, których wizerunek może w istocie mieć naprawdę niewiele wspólnego z rzeczywistością. Szczególnie mocno wybrzmiewa ta interpretacja w kontekście tego, że główną rolę Cooper powierzył Lady Gadze, która przecież przez wiele lat otoczona była złą sławą taniej skandalistki. Tu znakomicie sprawdza się w roli nieśmiałej, niepewnej, trochę naiwnej początkującej młodej gwiazdy. Aktorsko Bradley Cooper w roli Maine’a wypada co najmniej równie dobrze, choć wyraźnie słabiej śpiewa. Zachwycają natomiast genialnie oświetlone kadry i fenomenalne zdjęcia. Całość muzycznie porywa, realizacyjnie wgniata w fotel i emocjonalnie porusza. Czyli gwarantuje niemal wszystko, czego można oczekiwać od porządnego melodramatu.
Dodany: 2019-01-26 14:09:25
Mam mieszane uczucia...
Dodany: 2018-12-13 23:20:33
To pewnie będzie muzyczny film, nie jestem pewna czy w moim guście, nie oglądam takich pasjami, ale dla odmiany możnaby spróbować
Dodany: 2018-12-04 08:34:36
Pamiętam ten film z BarbrąStreisand, świetny.
Dodany: 2018-12-03 10:11:06
Bardzo lubię takie klimaty! Koniecznie obejrzę film :)
Dodany: 2018-12-01 11:37:29
Zapowiada się ciekawie.
Dodany: 2018-12-01 10:45:05
Trzeba obejrzeć.
Dodany: 2018-12-01 09:48:53
JA też zaliczę się do osób które z chęcią obejrzą ... :)
Dodany: 2018-12-01 09:13:18
Ta fabuła i muzyka to coś dla mnie, no i Lady Gaga na ekranie.
Dodany: 2018-12-01 09:04:57
Muszę obejrzeć!