Nie o Katyniu. Recenzja filmu „Katyń"
Data: 2021-04-07 12:59:41Ostatnia scena – mordowanie polskich oficerów przez radzieckich oprawców to porażająca sekwencja. Jednak wcześniej oglądamy film, który w dużej części tak naprawdę… nie jest filmem o Katyniu.
Gdyby Katyń – najnowszy film Andrzeja Wajdy pamiętać tylko przez pryzmat ostatniej sekwencji, to recenzować tego dzieła po prostu by nie wypadało. Bo tą jedną sceną reżyser poraża widzów: jeszcze długo w czasie końcowych napisów publiczność milczy, nie ruszając się z miejsc, jakby była w świątyni, nie w kinie. Sęk jednak w tym, że to zakończenie jest pointą obrazu o Katyniu. Natomiast wcześniej obejrzeliśmy film, w którym Wajda rozmawiał przede wszystkim sam ze sobą.
Lwią część „Katynia” Andrzej Wajda tak naprawdę poświęcił dialogowi z własną twórczością sprzed prawie pół wieku: w jakimś sensie nakręcił post scriptum do Popiołu i diamentu. I nie chodzi tutaj tylko o to, że Tur, ginący podczas ucieczki przed patrolem LWP to drugie wcielenie Maćka Chełmickiego, nie chodzi też o autocytaty. Idzie o to, że Wajdę zajmują wciąż te same problemy. Zamiast nakręcić film o Katyniu, o zbrodni ludobójstwa i zbrodni kłamstwa – włożył do środka film o moralnych dylematach pokolenia akowskiego. A właściwie o dylematach, które sam wymyślił. Co gorsza – nie przewartościował Popiołu i diamentu, raczej dał do zrozumienia, że pół wieku wcześniej miał… rację. Wciąż zajmuje go problem dwóch postaw wobec komunistycznej Polski: czy kontestować ją, czy raczej próbować znaleźć swoje w niej miejsce, bo „innej Polski nie będzie”. Ten wajdowski dylemat z Popiołu i diamentu jest z gruntu rzeczy fałszywy, dziś warto przyznać, że stwierdzenie, że innej Polski nie będzie było raczej aktem zwątpienia (w lepszym przypadku) lub kolaboracji (w przypadku gorszym) niż pragmatyzmu. Nie zrażony tym reżyser właściwie powtórzył swoje przesłanie z Popiołu…: tam Maciek Chełmicki ucieczkę kończył śmiercią na śmietniku, tutaj Tur – na krakowskim bruku, potrącony przez wojskowy samochód. Rezygnacja ze śmietnika to tylko drobny retusz.
W recenzji raczej nie lubię odwoływać się do opinii innych krytyków, ale w tym wypadku korci mnie, żeby zacytować opinię Krzysztofa Kłopotowskiego z „Rzeczpospolitej”: Jest to opowieść wyzwoleńca, który pamięta na grzbiecie niewolę, ale nie dzieło wolnego duchem artysty.
Jest w Katyniu bardzo ważna scena, w której rozmawiają dwie siostry zamordowanego przez Sowietów lotnika: pierwsza, Magda, trafi do ubeckiego więzienia, gdyż nie podpisze oświadczenia, że mordercami są Niemcy. Druga – Agnieszka - uważa, że wolnej Polski już nie będzie, więc namawia swą siostrę, by nie stawała po stronie umarłych, lecz żywych. Magda odpowiada: Ja nie wolę umarłych od żywych, lecz zamordowanych od morderców! I te słowa warto wybić grubą czcionką, bo film o Katyniu powinien być w pierwszym rzędzie filmem o zamordowanych i mordercach. A także o wspólnikach morderców – wszystkich, którzy przez pół wieku ukrywali prawdę, stając tym samym po stronie zbrodniarzy.
Wajda wdaje się w rozmywanie tego, co powinno być czarne lub białe. Tracą na tym wątki, stanowiący atut filmu: samobójstwo granego przez Andrzeja Chyrę porucznika, który ocalał cudem z Kozielska, a pozbawia się życia strzałem w skroń – właśnie po to, by nie stać po stronie morderców choćby potwierdzeniem kłamstwa. Albo wątek pracowników zakładu medycyny sądowej w Krakowie, którzy po wkroczeniu do miasta Sowietów ukrywają dokumenty znalezione przy polskich oficerach podczas ekshumacji.
Czytaj również: Andrzej Wajda – cytaty
Katyń Andrzeja Wajdy - czy warto zobaczyć?
Film w dużej części jest historycznym brykiem dla młodzieży. Brykiem naznaczonym polityczną poprawnością. Sowieccy sołdaci nie gwałcą, nie rabują, oprawcy z NKWD są pokazani z dalszego planu – raczej jak papierowe maszyny do zabijania, nie ludzie opętani zbrodniczą ideą. W tym filmie po prostu nie ma katów, brakuje portretów zbrodniarzy! Jedyny przedstawiony bliżej oficer Armii Sowieckiej – to „dobry komunista”, który ratuje przed wywózką żonę rotmistrza i jej córkę. Powie ktoś, że domagam się filmu będącego odwetem i agitką. Nic z tych rzeczy. Przecież padające w scenie rozstrzelania z ust oficerów słowa Modlitwy Pańskiej: …jako i my odpuszczamy naszym winowajcom” są pointą najlepszą i najczystszą.
MARCIN HAŁAŚ