„Erynie”, czyli niewykorzystany potencjał. Recenzja nowego serialu TVP
Data: 2022-10-27 14:17:15Erynie – serial, który miał być początkiem szumnie zapowiadanej współpracy Telewizji Polskiej i Netflixa – właśnie udostępniony został abonentom usługi TVP VOD. Od momentu, gdy Marek Krajewski zgodził się na ekranizację jego powieści, minęło 10 lat. Niestety, pierwsze odcinki nowej produkcji wyraźnie świadczą o tym, że… nie było na co czekać.
Erynie – o czym jest serial?
Choć Erynie zaczerpnęły swój tytuł z drugiego tomu cyklu powieści o Edwardzie Popielskim, komisarzu działającym w przedwojennym Lwowie, serial ma być ekranizacją czterech książek: Erynii, Liczb Charona, Rzek Hadesu oraz W otchłani mroku. Pierwsze trzy odcinki ukazują przede wszystkim sprawę znaną z Liczb Charona. Oto były stróż prawa, wyrzucony z policji, by jakoś związać koniec z końcem, utrzymuje się z udzielania korepetycji niezbyt lotnym gimnazjalistom. Zajęcie to i nudne, i żmudne, Popielski więc podejmuje się go bez entuzjazmu, ale też bez wielkich nadziei na odmianę losu. Nie widzi na to szansy nawet w propozycji, jaką składa mu była uczennica – ma odnaleźć zaginioną hrabinę, jej pracodawczynię. Ostatecznie nasz bohater podejmuje się tej sprawy i szybko okazuje się, że jego obawy były słuszne – kończy na bruku, dotkliwie pobity.
Równocześnie dawny znajomy Popielskiego zaczyna prowadzić śledztwo w sprawie kolejnych morderstw, jakie wstrząsają Lwowem. Przy ofiarach znalezione zostają hebrajskie inskrypcje, a któż mógłby rozszyfrować ich znaczenie lepiej niż sam Popielski, miłośnik wszelkiego rodzaju zagadek i zabaw logicznych? Dzięki tej sprawie przed byłym stróżem prawa ponownie otworzyć się mogą drzwi do powrotu do kariery. Ale czy będzie potrafił z tej szansy skorzystać?
Erynie – recenzja
Bardzo dobry materiał źródłowy wydaje się w pierwszych odcinkach nowego serialu TVP niemal doszczętnie zmarnowany. Borys Lankosz po świetnym Rewersie na podstawie książki Andrzeja Barta, jak się zdaje, całkowicie stracił czucie materiału literackiego. Ziarno prawdy, oparte na prozie Miłoszewskiego, nie zachwycało, a na Ciemno, prawie noc na podstawie powieści Joanny Bator lepiej spuścić zasłonę milczenia.
Wszystko wskazuje na to, że podobnie będzie w przypadku Erynii. Fabuła pierwszych trzech odcinków wlecze się niemiłosiernie. Całość miejscami przypomina raczej Teatr Telewizji, a nie wysokobudżetową produkcję, jaką w założeniu miały być Erynie. Plenery wypadają mało ciekawie, choć przedwojenny Lwów powinien być prawdziwym wielokulturowym tyglem, który aż kipi życiem. Miasto na większości kadrów wygląda na niemal wymarłe – zupełnie, jakby producentom zabrakło środków na zatrudnienie wystarczającej liczby statystów.
Erynie – opinie o serialu
Na dodatek akcja jest na tyle źle poprowadzona, że nie znający powieści widz może mieć momentami problem w zorientowaniu się, o co właściwie bohaterom chodzi. Może to wina montażu, może – scenariusza. Dość, że chwilami naprawdę trudno zrozumieć, z jakim wątkiem powiązana jest dana scena lub co główny bohater robi w konkretnym miejscu i jak właściwie się w nim znalazł. Prawdopodobnie twórcy pragnęli stworzyć w Eryniach atmosferę tajemnicy, nie zdradzając widzom zbyt wiele. Udało im się to aż za dobrze – zdradzili tak mało, że trudno ocenić, dlaczego ta historia miałaby obchodzić kogokolwiek poza jej głównymi bohaterami.
Czy warto zobaczyć Erynie?
Niestety, wrażenie to potęguje fakt, że głównego bohatera, w którego rolę wciela się Marcin Dorociński, właściwie nie można polubić. Oczywiście, powieściowy Edward Popielski był postacią co najmniej niejednoznaczną, lecz w serialu trudno znaleźć jakikolwiek powód, by mu kibicować. No, może jedynie dlatego, że ściga seryjnego mordercę. Nie skłania to jednak do kontynuowania seansu, do wyczekiwania z wypiekami na twarzy na kolejną odsłonę jego perypetii. Nie pomaga gra aktorska – kreacje są tu zwyczajnie papierowe, przerysowane, raczej teatralne niż filmowe. A to, co sprawdza się na deskach teatru w kontakcie na żywo z widzem, raczej nie daje się przenieść na ekran telewizyjny.
Erynie, mimo ogromnego potencjału, pozostawiają więc widza po trzech odcinkach z poczuciem niewykorzystanych szans. Zmarnowano świetny materiał źródłowy i znakomitą obsadę (Dorociński, Lubos to przecież aktorzy najwyższej próby). Zmarnowano – wreszcie – szansę na to, by zachęcić telewidzów do sięgnięcia po świetne przecież książki Marka Krajewskiego. Niestety, serial Borysa Lankosza nie daje żadnego argumentu, by to uczynić. A szkoda.
Książkę Erynie, na podstawie której powstał najnowszy serial TVP, kupić można w popularnych księgarniach poniżej: