Z bocianiego gniazda - Kanikuły
Witojcie! Dziś siedze na słupie elektrycznym, bo w gnieździe pałentajom sie bocianie kurduple. Bocianica ma długi dziób, dosienc więc może daleko, lepiej nie ryzykować. Na słupie bezpieczniej, bo Staszek druty we złomie sprzedoł. „Jasno jest już do samiućkiego wieczora, to po cholere komu światło" - powiedzioł. A tak, kolektywnie wspomogliśmy dalszom egzystencje naszego sklepikarza Balona. Bez naszej pomocy istnieć mógłby zaprzestać, bo obcego kapitału u niego tyle, co ślepy kot napłakoł. Poza tym gorączka teraz tako, że bez stałego uzupełniania płynów w organiźmie można by skończyć, jak jeden pan faraon, co to go na zdjęciu w gazecie widziołem.
Babce Grzelakowej od tego upału, aż sie krew w żyłach zagotowała. Od czternastu lat wielce nieruchawa była, a teraz nawet pompke od materaca skondeś wygrzebała, nadmuchała koła w swoim wózku i Józka Piętę cały dzień wokół gnojownika ganiała „cip, cip" - wołając. Raz nawet, nie znając przepisów o ruchu drogowym, wymusiła pierwszeństwo przejazdu na kulawym Parzychu, co doprowadziło do upadku i złamania laski u poszkodowanego. Wezwany do zdarzenia, jedyny mundurowy we wiosce kolejarz Cmyć, wlepił babce pięciozłotowy mandat, który musiała uiścić w sklepie u Balona. Poszkodowanemu zaś zasądził, w trybie doraźnym za poniesione straty moralne, butelkę wina owocowego i dwa plastikowe kubki. Drugi dla siebie. Ma chłop głowę na karku. Widać, że szkoły kończył.
A co sie rozchodzi o szkołe, to koniec roku się zbliżo i dzieciary też już luz czujom. Coraz mniej się uczom i tylko se wycieczki robiom, albo co. Wczoraj, dajmy na to, zamiast sie uczyć cały dzień po polu ganiały, jak poparzone, w dwa ognie grając, a na wieczór ognisko se zrobiły koło szkoły. Każde musiało przynieść sobie kiełbase i deske do spalenia. Nauczycielka Kożuchowa mówi, że to takie nowoczesne metody nauczania teroz wprowadzają.
Nawet strażak Macul przyjechoł ze somsiedniej wioski do szkoły, żeby pogadanke o bezpieczeństwie zrobić. W lecie o wypadki ponoć łatwiej, niźli kiedy indziej. Mówił, żeby w lesie ognia nie kurzyć ani papierochów, bo las rośnie powoli, a pali sie szybko dosyć. A sadzić nie ma komu. Dzieciary przytakły, że rozumiom. Później od ognia przeszedł do wody i zakazał im kąpania sie w tej gliniance, co to za wioską jest. W tej samej, z którejśmy w tamtym roku utopca niewiadomego pochodzenia wyciągli. Maluchy na samo przypomnienie tego sie poryczały, a Ziutek od Popiełuchów zwymiotował nawet, kaląc odświętny mundur strażaka Macucha. Tym samym ów zakończył pogadanke i wszyscy rozeszli się do domów.
Oho... Jadom, widze, chłopy z energetyki. Lepiej zejde, żeby sie z tych drutów nie spowiadać. Ale jeszcze tu wróce, czekajta.