Hator i ja (opowiastka 1)
Pełen charyzmy i kociej magii Rademenes, spełniająjąc życzenia Dariusza, powierzał jego los zaklęciu: „Hator! Hator! Hator!”. Tyle fabuła serialu dla młodzieży. Ja również połączyłam swój los z tym … słowem.
Jestem szczęśliwą posiadaczką wyjątkowego kocura o pięknym, zakończonym wygłosowym „r” imieniu egipskiej bogini nieba. Chwileczkę: to Hator jest moim panem i władcą. Zagorzała psiara, oddałam swoje serce kotu. I nie żałuję popełnionego mezaliansu. Niezbadane są ścieżki naszych przyjaźni.
Rzeczony sierściuch rasy europejskiej i maści biało-burej (czyt. dachowiec) nie jest może faraonem, ale ”królem życia”, radosnym, umiejącym kokietować i manipulować ( w słusznej sprawie) sybarytą. I wcale nie jest biało-bury, również brązowy, beżowy, piaskowy, minimalnie czarnawy. Cudo i kameleon: 2 w 1.
Ma wielkie, pędzlowate uszy, dłuuugie nogi , dobre serce i szlachetny charakter. Charakterek również. Zanim wybrał sobie mnie na swoją panią, towarzyszkę zabaw i powierniczkę kocich sekretów, odwiedził z panem 13 innych domostw. Zakochaliśmy się w sobie „od pierwszego wejrzenia”. O dziwo nie jest to związek toksyczny.
Jak przystało na niebiańskie bóstwo, lubi bujać z głową w chmurach i przychylać je zaufanym, godnym ludziom. Nieskromnie powiem … mnie osobiście. Jestem z wzajemnością rozpieszczana przez zwierzynka. Czuję jego wsparcie fizyczne (najlepszy terapeuta rwy kulszowej), psychiczne (empatia w momencie odchodzenia bliskich) i uczuciowe … odsłonięty brzuszek z krawatem, misiami i innymi plamkami – to symbol dozgonnego zaufania.
Nie mogę go zawieść. Hator zasługuje nie tylko na wikt i opierunek, na wspólne harce, ale i na szacunek i miłość, które od niego otrzymałam. To on nauczył mnie dystansu do toksycznych miejsc, ludzi, wydarzeń. Wzajemnie zaakceptowaliśmy naszą oryginalność i wrażliwość. Słowem: dobraliśmy się jak w korcu, a może w miseczce …