Habit już uszyty. Za dwa miesiące siostra Joanna uroczyście otrzyma go z rąk Mistrzyni. Ale teraz jest noc i siostra Joanna myśli tylko o tym, czy wszyscy zasnęli. Jest po komplecie, światła zgaszone. Nie wolno opuścić łóżka, nie wolno się odezwać. Siostra Joanna łamie reguły zakonne i wymyka się z pokoju. Przebiega pod ścianą, po schodach w górę, do biblioteki. Drzwi skrzypią. Trzeba uważać. Między regałami czeka już siostra Magdalena...
Byłe zakonnice nikomu nie opowiadają o swoim życiu. Nie występują w telewizji. Powiedzieć złe słowo na zakon, to stanąć samotnie przeciw Kościołowi. Nie mówią znajomym ani rodzinie, bo ludzie nic nie rozumieją. Dla ludzi świat jest prosty: odeszła, bo na pewno w jakimś księdzu się zakochała. W ciążę z biskupem zaszła. Jak one tam bez chłopa wytrzymują? Chyba w czystości nie żyją?
Byłe zakonnice nie mogą uwierzyć: o czym oni mówią?
Jaki biskup? W zakonie walczy się o przetrwanie.
Jaki ksiądz? Tam szuka się dawno zgubionego sensu.
Jak wytłumaczyć, że chodzi o coś zupełnie innego?
Wydawnictwo: Krytyka polityczna
Data wydania: 2016-02-19
Kategoria: Literatura faktu, reportaż
ISBN:
Liczba stron: 226
Język oryginału: polski
Tłumaczenie: brak
(…) religia powinna wyzwalać, a nie niewolić.
Zakonnice, niewidzialne córki kościoła. Zamyślone, spokojne, wręcz eteryczne istoty. Czynią wiele dobra, prowadzą żłobki, okna życia, jadłodajnie. Nie sposób powiedzieć o nich złego słowa.
Nikt z nas, w sensie osób świeckich, nie ma pojęcia jak wygląda życie w zakonie. Z jakimi wiąże się wyrzeczeniami. A co z tymi, które nie dały rady, czy też nie chciały dalej kroczyć tą ścieżką? Mogłoby się wydawać, że to nic wielkiego. Każdy z nas szuka w życiu odpowiedniej drogi i ma prawo do złego wyboru. Jak się okazuje, w przypadku byłych zakonnic nie do końca tak jest. A jak? Ten temat porusza Marta Abramowicz w książce "Zakonnice odchodzą po cichu".
"Siostry wytłumaczyły, że z ich oddaniem się Oblubieńcowi jest jak z małżeństwem. Na początku są motyle w brzuchu. Potem zostaje tylko wiara, że to był najlepszy wybór."
Marta Abramowicz dotarła do 20 byłych zakonnic. Siedem historii zostało przedstawionych w całości do pozostałych autorka, krótko się odniosła. W dalszej części czas na komentarze mężczyzn służących w Kościele (księży, zakonników), badaczy tematu, siostry z zakonów z zagranicy, statystyki i parę słów o pozycji kobiet w Kościele.
Autorka podkreśla, że zbieranie materiałów do książki, było niezwykle trudnym zadaniem. Siostry niechętnie dzielą się swoimi wspomnieniami z zakonu. Udało się jednak kilka namówić na rozmowę.
Nie będę streszczała każdej historii po kolei, odsyłam zainteresowanych do źródła, podkreślić chcę natomiast, że wszystkie historie maja wspólny mianownik – ograniczenie swobody i bezwzględne posłuszeństwo. Właśnie POSŁUSZEŃSTWO jest wielkim neonem świecącym nad polskimi zakonami. Nie myśl, nie wychodź przed szereg, nie artykułuj swoich potrzeb, zamiast tego podporządkuj się woli bożej, której wykonawcą jest przełożona. Czytając wspomnienia bohaterek, zakon jawi się jako instytucja do łamania charakterów. Nie ważne, że jesteś inteligenta i chcesz studiować, jeżeli przełożona nie wyrazi na to zgody zapomnij. Nie ważne, że twoim celem było nieść pomoc np. biednym, jeżeli harmonogram dnia tego nie przewiduje, zapomnij.
Wola boża to też niezwykle ciekawe zjawisko. Ciekawe bo elastyczne niczym guma. Choroba np. może, ale nie musi, być wolą bożą, ale zakochanie się (w księdzu czy współsiostrze) już jest okrutnym grzechem.
"Miałam przyjaciela, jednooką kurę. To była jedna z niewielu ludzkich istot w tym zakonie."
Mogłabym jeszcze wymieniać różne przejawy absurdu wskazywane przez rozmówczynie Marty Abramowicz (ciągłe umartwianie się, spisywanie grzechów, praca nad nieosiągalną doskonałością itp.). Absurdy pokazujące jak skostniałą instytucją są zakony i jak mało mają do powiedzenia ich członkinie. Okazało się, że autorka poruszyła głębokie tabu. Byłe zakonnice nie mogą liczyć na wsparcie, traktowane są wręcz jak zmarłe. O tych kobietach się nie mówi.
Dlaczego zdecydowałam się przeczytać tę książkę?
Polecił mi ją algorytm na jednym z portali czytelniczych. Nie miałam wobec niej żadnych oczekiwań, powiem więcej, temat był mi kompletnie obcy. Wysoka ocena i chora ciekawość spowodowały, że znalazła się na moim czytniku.
Dawno żadna książka nie wywołała we mnie tak gwałtownych emocji. Relacje bohaterek czytałam ze łzami w oczach. Na zmianę pojawiał się żal i oburzenie, że ktoś kto chce się dzielić dobrem i miłością jest tłamszony przez instytucję, która teoretycznie powinna w tym pomagać.
Na koniec napiszę, że jestem osobą wierzącą. Może nie szczególnie zaangażowaną w życie Kościoła, ale wierzącą. To że piszę o tej publikacji nie ma na celu obrazić niczyich uczuć. Przyznaję, że niektóre stwierdzenia padające w książce mogą być trudne do przyjęcia przez ludzi, dla których wiara jest ważna. Pamiętajmy jednak, że problem zamieciony pod dywan nie znika. Może się z tego zrobić sterta, która zawali się z wielkim hukiem. A kiedy słyszę od byłej zakonnicy, że w klasztorze zatraciła wiarę w Boga, to widzę gigantyczny problem.
"(…) religia powinna wyzwalać, a nie niewolić."
[wszystkie cytaty: Marta Abramowicz, "Zakonnice odchodzą po cichu", wyd. Krytyki Politycznej, Warszawa 2016]
Książka bardzo ciekawa.
Autorka pisze o zmowie milczenia jaka panuje w zakonnach, za murami klasztorów. Opowiadań o tym co dzieje się za murami jest tylko kilka, z dwóch powodów bardzo ciężko nakłonić byłe zakonnice do rozmowy a z drugiej strony te historię są tak podobne do siebie. Zakonnice pomimo powołania i ogromnej miłości do Boga są gnębione przez przełożonych co skutkuje wystąpieniem z zakonu. Pokazana jest przepaść jaka panuje miedzy zakonem żeńskim a męskim. Zakonnice muszą o wszystko prosić się przełożonych nawet o spowiedź, do tgo bardzo cięzko pracują często ponad własne siły. Nie mają kontaktu z ludźmi.
Zastanawia mnie jednak fakt skoro zakonnice nie mają kontaktu lub mają bardo ograniczony kontakt to skąd biorą się np.ciąże w zakonie ?
Książkę polecam bardzo ciekawie napisana. Warto by było dalej "podrżyc temat"
Nigdy nie zastanawiałam się nad kwestią bycia zakonnicą. Przyjmowałam do wiadomości, że niektóre kobiety czują silną więź z Bogiem i pragną być jak najbliżej Niego, rezygnując z normalnego życia na rzecz codzienności w zakonie. Niewiele jednak wiedziałam na ten temat, a w zasadzie nic. Ja nie czuję się przywiązana do religii, mogłabym określić siebie jako osobę niewierzącą, a jednak temat ten okazał się dla mnie na tyle kuszący, że postanowiłam poświęcić mu kilka godzin.
Już na samym początku Abramowicz zaznacza, że wcale nie jest łatwo porozmawiać z zakonnicą, która zdecydowała się opuścić zakon. Bo to coś, o czym się nie mówi. Bo to wstyd, żal, temat tabu. Choć nie zrobiły nic złego, nie czują się na tyle komfortowo, by o tym mówić głośno. Choć wybrały zgodnie z sumieniem, wolą pozostać anonimowe. Po cichu, skromnie przechodzą nad tym do porządku dziennego. Czasami radzą sobie z tym lepiej, czasami gorzej, nie potrafią jednak odciąć się od przeszłości, która odcisnęła tak wielkie piętno na ich życiu.
Zakon a może sekta? Porównanie do sekty pojawiło się w wypowiedzi jednej z kobiet. I po tej lekturze muszę stwierdzić, że bez wątpienia coś w tym jest, że ono naprawdę tu pasuje. Zwierzenia kobiet zrobiły na mnie duże wrażenie, głównie za sprawą szokujących informacji, jakie zdecydowały się one ujawnić. Kiedy myślę o życiu w zakonie na myśl przychodzą mi takie określenie, jak prostota, spokój, skromność, posłuszeństwo, ciężka praca czy oddanie Bogu. I rzeczywiście tak jest, tyle, że kwestie te są respektowane bezwzględnie. Od sióstr oczekuje się wyrzeczeń na wielką skalę. Nie mogą mieć własnym pieniędzy, powinny pokazywać korespondencję, nawet na wakacjach muszą chodzić w habitach i welonach, wielogodzinne modlitwy i wczesne pobudki to oczywiście standard.
Chcą się rozwijać- siostra przełożona nie wyraża zgody.
Mają talent pedagogiczny- nie szkodzi, lepiej sprawdzą się w kurniku.
Pragną zwyczajnej ludzkiej przyjaźni, nie można, bo to oznacza izolację od pozostałych.
Brzmi dość absurdalnie, prawda? Okazuje się, że zakonnice żyją tak na co dzień. Nie mogąc się realizować, spełniać nawet najmniejszych marzeń. Czasem nie wytrzymują. A czasem odchodzą, bo taka była wola wyższej. Ciężko mi się czytało o tych zakazach i nakazach. Choć temat faktycznie interesujący.
Abramowicz podzieliła swą powieść na kilka części. Temat życia w zakonie i rezygnacji z niego wysuwa się na pierwszy plan, ale sporo miejsca poświęciła również temu, jak żyje się potem. I okazuje się, że zakonnice są bystre, że mają zainteresowania, że mogą być dobre w czymś więcej poza sprzątaniem i karmieniem kur. I ten temat również przykuł mą uwagę.
Inne kwestie jednak nieco mnie znużyły. Życie w męskich zakonach, wspólnoty religijne za granicą, rozwój życia zakonnego na przestrzeni lat. Nie, tego już zdecydowanie było dla mnie zbyt wiele.
Abramowicz stworzyła interesującą i tematycznie przyciągającą uwagę powieść. Czyta się ją dobrze, czemu sprzyja lekkie pióro autorki i krótkie rozdziały. Skłania do refleksji, nieco zasmuca, pozwala spojrzeć na pewne sprawy inaczej. Ważna, choć nie rewelacyjna. Niewątpliwie warta jednak nieco uwagi i kilku godzin skupienia.
Z jednej strony ciekawa książka - mało mówi się bowiem o odchodzących zakonnicach, o ich dramatach i o tym, co dzieje się za murami klasztorów. Z drugiej zaś mialam wrażenie, że autorka przyjęła sobie konkretną tezę i szukała jej potwierdzenia. Opisane historie są prawdziwe, ale stanowią tylko wycinek zakonnego życia. Polecam, ale nie bierzmy tego jako jedynej prawdy o świecie.
Większa recenzja: http://pudelka-zapalek.pl/zakonnice-odchodza-po-cichu/
Autorka zderzyła się z murem, próbując napisać tę historię. Bardzo trudno dotrzeć do byłych zakonnic. Panuje zmowa milczenia, same zainteresowane często się ukrywają.
Do kilku kobiet udało się dotrzeć. Opowiadają o rozczarowaniu, poniżaniu i odtrąceniu przez rodzinę. Myślę, że ta książka to tylko wierzchołek góry lodowej.
Polecam.
Reportaż warty przeczytania. Pokazuje, że w polskich zakonach damskich świat stanął w miejscu, nic się nie zmienia od wielu lat. To zakłamany świat, którym żądzą mężczyźni. Najważniejsze w nim nie jest wiara, pomoc innym, tylko posłuszeństwo.
Nie wiem po co mi to było... Sięgnęłam po tę pozycję z uwagi na fakt, że przyjaźnię się z jedną zakonnicą i chciałam porównać dwie strony medalu. Sielskie, zakonne życie naznaczone pracą, modlitwą i wspólną rekreacją (czyli tzw. czasem wolnym spędzanym w świetlicy na rozmowach, czytaniu, przyjemnościach) z opowieści mojej znajomej w starciu z faktami z książki. I komu wierzyć? To co przeczytałam niestety znacząco (zaznaczam, że "znacząco" jest tu pewnym eufemizmem) rozmija się z tym co słyszę od znajomej. Książka to koszmar. Wychodzi z niej, że życie zakonne, oddanie się Bogu to najgorsza trauma jaką sobie można zafundować. Przemoc psychiczna, fizyczna, poniżanie, brak zrozumienia, brak wsparcia i w pewnym sensie skazanie na zakonną samotność. Straszne.
Pozycja bardzo dobra, ale nie jest to książka odpowiednia do wakacyjnego relaksu. Raczej ciężki kaliber.
Zabierając się za książkę, zakładałam że przeczytam o molestowaniu, wykorzystywaniu seksualnym itp. A tutaj niespodzianka, przemoc psychiczna, wykorzystywanie swojej pozycji oraz odwrócenie uwagi od rzeczywistego problemu. Dwie ważne rzeczy zrozumiałam. Po pierwsze religia może być dobra, ale działacze w jej imieniu mogą być źli. Po drugie, zapomniałam że zakonnice to kobiety z różnych pobudek znalazły się w zakonie czy w zgromadzeniu i warto na nie spojrzeć przychylnie. Mam większy szacunek do kobiet, które znalazły siebie, czasem odchodząc, a mimo to utożsamiają się z religią. Jestem agnostykiem, ta książka jest kolejnym powodem, aby być kim się chce. Ważne, aby żyć w zgodzie ze sobą, nie raniąc innych.
Dobrze się zaczyna jednak później staje się nudna.
O tym co dzieje się z zakonnicami gdy odchodzą z zakonu nie mówi się a szkoda. Autorka opisuje historię 20 kobiet które z jakiegos powodu zostały usunięte lub same odeszły z zakonu.
- Kiedy u nas będzie tak jak w Irlandii? - pytało mnie wiele osób. Napisałam tę książkę, bo chciałam dowiedzieć się, jak oni to zrobili. Zrozumieć, co...
Ludzie znają dzieci księży. Znają ich matki i ojców. Ale o tym się głośno nie rozmawia. Niektórzy mówią - tabu. Inni - hańba. Wszyscy wiedzą, że księża...
Siostry wytłumaczyły, że z ich oddaniem się Oblubieńcowi jest jak z małżeństwem. Na początku są motyle w brzuchu. Potem zostaje tylko wiara, że to był najlepszy wybór.
Więcej