Polska wieś lat 70. oczami dziecka.
Dwunastoletni Rysiek ze wsi Tuklęcz marzy tylko o jednym – by grać i śpiewać w wiejskiej kapeli. Nie ma jednak ani instrumentu, ani odwagi, żeby porozmawiać o swoim marzeniu z ojcem, grabarzem, z którym popołudniami chodzi na cmentarz przygotowywać groby dla wciąż żyjących członków rodziny. Gdy po ukończeniu drugiego grobu umiera kolejna osoba, ojciec próbuje zrzucić winę za śmierć na Ryśka, ten bowiem śpiewał przy żywych pogrzebowe pieśni. Chłopiec zaczyna wierzyć w moc swojego śpiewu, nie chce jednak porzucić marzeń o śpiewaniu w kapeli.
Wydawnictwo: inne
Data wydania: 2023-04-26
Kategoria: Literatura piękna
ISBN:
Liczba stron: 220
Język oryginału: polski
Przyznam się szczerze, że gdyby nie autorka pewnie nie sięgnęłabym po tą książkę. Nie dlatego, że już sama okładka zwiastuje trudną historię. Ale przede wszystkim dlatego, że nie wiedziałam o tym, iż taka książka w ogóle została wydana. Premiera odbyła się bez echa. Tak nie powinno być, bo takie książki warto czytać. To z tego typu lektur dziś możemy się dowiedzieć wielu ciekawostek z czasów, kiedy nas jeszcze nie było na tym świecie. W tym miejscu chciałabym serdecznie podziękować Oli za możliwość poznania jej historii.
,,Wniebogłos" to debiut literacki Aleksandry Tarnowskiej. Książka totalnie inna od tych, które do tej pory czytałam. A o czym ona jest? To historia o umieraniu, o tradycyjnym pochówku umarłych, ale także o marzeniach. To historia przedstawiona oczami dwunastoletniego Ryśka.
Rysiek wraz z rodziną i przyjaciółmi mieszka we wsi Tuklęcz. Jego największym marzeniem jest możliwość grania i śpiewania w wiejskiej kapeli. Nie ma jednak odwagi porozmawiać o tym z ojcem. Śpiewa jedynie pieśni pogrzebowe na prośbę babci. Kiedy umiera kolejna osoba we wsi, która słyszała jak śpiewa, ojciec oskarża go, że przez jego śpiewanie ludzie umierają. Jest bowiem przesąd, że pieśni pogrzebowych nie śpiewa się żywym.
Rysiek bardzo to przeżywa i trudno mu jest żyć ze świadomością, że śpiewem odprawił ludzi z tego świata. Mimo to jego chęć śpiewania w kapeli wiejskiej jest tak duża, że marzy o niej dalej, a najbliższe mu osoby wspomagają go duchowo w tym przekonaniu i namawiają by spełnił swoje marzenie.
Czy Ryśkowi uda się spełnić swoje marzenie?
To była trudna historia. Po pierwsze przez język jakim jest ona napisana. To język, którym podejrzewam posługiwali się ludzie żyjacy na wsiach w latach siedemdziesiątych minionego stulecia. Niby wszystko rozumiałam jak czytałam, ale sposób wymowy i słownictwo różniło się od naszego współczesnego. Co niestety początkowo trochę mi doskwierało. Potem jak przywykłam do stylu, to czytało się dobrze.
Po drugie, to książka, która porusza delikatne tematy związane ze śmiercią i obrzędem pogrzebowym. Obrzędy te różnią się od tych współczesnych. Dawniej rodzina, przyjaciele i sąsiedzi żegnali zmarłego z szacunkiem, modląc się, śpiewając i czuwając przy ciele. Uważali, że jeżeli tego nie zrobią zmarły nie zazna spokoju i będzie się błąkał po ziemi. W tamtych czasach, głównie na wsiach, zmarłego żegnano nie tylko modlitwą, ale jak wspomniałam, śpiewem. Były to specjalnie na tą okazję przygotowane tzw pieśni pogrzebowe. Dziś już nie ma tego zwyczaju żegnania umarłych. W ogóle obecnie cały obrząd pochówku został skrócony do minimum, a wszystkie czynności wykonane przy ciele zmarłego oddajemy w ręce domów pogrzebowych. Czy to źle? Nie potrafię odpowiedzieć na to pytanie. Poprostu teraz jest inaczej.
Dziś świat wygląda zupełnie inaczej, ludzie są inni, a także nasze zwyczaje i obyczaje uległy zmianie. Właśnie dlatego warto sięgnąć po taką lekturę jak ,,Wniebogłos", żeby poznać jak dawniej się żyło, pracowało. Jak wyglądał świat i światopogląd ówczesnych ludzi, ich zwyczaje i obrzędy. To wszystko jest szalenie ciekawe i dlatego dziękuję Oli za możliwość poznania tej historii. Choć książka jest fikcją literacką, to jednak opisy tamtych czasów są prawdziwe. Dlatego jest ona niezwykle ciekawą i wartościową lekturą.
Kończąc chciałam pogratulować Oli odwagi, bo napisanie debiutanckiej książki o takiej tematyce, wymagało odwagi. A Was serdecznie zachęcam do poznania Ryśka i jego świata.
Polecam
Jak wiecie, uwielbiam debiuty i mam to niesamowite szczęście, że ostatnio trafiam na naprawdę piękne książki. Nie inaczej jest i w tym przypadku i gdybym nie wiedziała od samej autorki, że to debiut, w życiu bym na to nie wpadła.
"Wniebogłos" to nostalgiczna opowieść o marzeniach, o poszukiwaniu swojej życiowej drogi, o pasji nierozumianej przez najbliższych, o ulotnym szczęściu, o nieuleczalnej tęsknocie za tymi, co odeszli a wszystko to otulone pogrzebową tradycją, stereotypami, zabobonami, wiarą, smutkiem i żałobą. Jest to książka momentami trudna, bardzo bolesna- gdy młody bohater traci matkę, nie sposób przejść nad tym obojętnie, widząc cierpienie tego dziecka i obojętność jego ojca, wzruszenie ściska za gardło, nie pozwalając swobodnie oddychać.
Autorka przepięknie opisuje życie na zapomnianej, wydaje się nawet przez Boga, wsi gdzie społeczeństwo jest szczelnie zamknięte, gdzie na obcego patrzy się spod przysłowiowego byka, gdzie pierwsze skrzypce grają trudne relacje rodzinne, a przemoc wobec młodszych wydaje się być akceptowalna na każdym kroku... Boli świadomość, że takie miejsca jeszcze istnieją do tej pory...
Książka napisana jest pięknym, choć specyficznym językiem, bogactwo słownictwa i nieskrępowana wyobraźnia wciąż przełamują granice między epiką a liryką, między powieścią a pieśnią dziadowską... a może balladą? Trudno to ocenić, bo każdy odbierze tę historię inaczej, bo każdemu inaczej ona zagra w sercu.
Akcja powieści toczy się nieśpiesznie, napisałabym, że nawet leniwie, bohaterowie są świetnie wykreowani, a specyficzna aura tej powieści osnuwa czytelnika mgiełką niepewności od pierwszych stron. Książka jest krótka, ale niezwykle esencjonalna, przepełniona symboliką, tradycją i pasją.
Bardzo się cieszę, że mogłam poznać tę wyjątkową historię, do tej pory trudno mi uwierzyć, że to debiut, i szczerze wierzę, że spod pióra pani Tarnowskiej, wyjdzie jeszcze nie jedna tak piękna historia. Ja jestem zauroczona.
Czy polecam?
Zdecydowanie tak. Prosta historia opowiedziana w przepiękny sposób. Poruszająca, chwytająca za serce historia chłopca mającego piękne marzenia.
Co za ulga! Wreszcie wśród książek nominowanych do nagrody Gombrowicza pojawiła się wreszcie opowieść, pięknie napisana historia z doskonale nakreślonymi bohaterami i tłem społecznym. Są emocje, są kluczowe wydarzenia, są wspaniałe dialogi i refleksje bohaterów. I jest po prostu fabuła, za którą możemy podążać, w którą możemy się zanurzyć i towarzyszyć12-letniemu wiejskiemu chłopcu Ryśkowi w jego rozterkach, marzeniach, przeżywanych trudnych i bardzo smutnych zdarzeniach. Możemy poznać innych mieszkańców wsi, ich sposób widzenia świata, budowanie relacji nie tylko z żywymi, ale też tymi, którzy już odeszli.
Bo to śmierć towarzyszy nam podczas lektury. Ale nie ta symboliczna, romantyzowana, wykorzystywana literacko czasami ponad miarę. To śmierć zwykła, codzienna, dotycząca nas wszystkich. Fakt - opakowana w zabobony, dziwne dla nas rytuały, najpewniej już zapomniane. A śmierci towarzyszy śpiew, granie, muzyka - pasja, miłość i swoiste dziedzictwo Ryśka. Wokół tych właśnie marzeń chłopca o graniu i śpiewaniu w wiejskiej kapeli osnuta jest ta opowieść. Chwilami miałam poczucie powrotu do Janka Muzykanta, chociaż to zdecydowanie bardziej wielowymiarowa historia. Wpisuje się oczywiście w tak eksploatowany ostatnio nurt oddawania głosu chłopskim bohaterom, ale jest tak dobrze napisana, że pozostawię już to bez złośliwych komentarzy.
Tuklęcz. Lata siedemdziesiąte dwudziestego wieku.
Dwunastoletni Rysiek marzy o tym, by śpiewać. Chwilowo musi ograniczyć się tylko do występów na wiejskich pogrzebach, ale jego ambicje sięgają o wiele wyżej, choć chwilowo aż/tylko do dołączenia do kapeli grającej na weselach.
Niestety plany chłopca krzyżuje sprzeciw jego ojca, który posuwa się do tego, że wmawia synowi, że śpiewem sprowadza nieszczęście i kolejne zgony.
Rysiek jest rozdarty między posłuszeństwem ojcu a ,,naciskami" ze strony mieszkańców wsi, którym podoba się śpiew chłopaka. Po stronie dwunastolatka są nawet członkowie kapeli, choć stawiają chłopcu pewien warunek: by dołączyć musi nie tylko śpiewać, ale również grać na jakimś instrumencie. Tu z pomocą przychodzi Celina, która w tajemnicy przez ojcem Ryśka, przekazuje nastolatkowi harmonię...
Czy prezent ułatwi Ryśkowi spełnienie marzenia?
Dlaczego ojciec chłopaka nie zgadza się na jego śpiew?
Czy mieszkańcy wsi staną po stronie Ryśka?
Odpowiedzi na te i inne pytania znajdziecie właśnie w tej książce.
Mogłoby się wydawać, że w drugiej połowie dwudziestego wieku wszelkiego rodzaju przesądy związane z pogrzebami należą już do odległej historii, ale są to tylko pozory.
Na przykładzie mieszkańców niewielkiej Tuklęczy możemy się przekonać, że sporo zabobonów ,,żyje" i ma się dobrze. Część z nich prawdopodobnie stosujemy i my. Mniej lub bardziej świadomie, ale jednak.
Towarzysząc Ryśkowi mamy okazję poznać/przypomnieć sobie obrzęd dziadów, a także zapoznać się z wiejskimi zwyczajami związanymi z pogrzebami, wliczając w to śpiew przy zmarłym.
Z drugiej strony mamy ukazane normalne, codzienne życie, w którym tylko dorośli mają prawo głosu, a dzieci są zauważane tylko wtedy, gdy są do czegoś potrzebne. W takich oto okolicznościach wyrasta młode pokolenie, które z jednej strony chciałoby osiągnąć coś więcej, a z drugiej... podcina im się skrzydła.
W takich okolicznościach trudno spełniać marzenia i iść własną drogą i to nawet, gdy ma się poparcie wszystkich poza rodziną.
Osobiście bardzo kibicowałam Ryśkowi, by mu się udało. A czy tak było? Sprawdźcie sami...
Gorąco polecam.
Za ebooka (czyli link do Legimi) do recenzji dziękuję autorce
Przeczytane:2024-01-12, Ocena: 6, Przeczytałam,
Za sprawą powieści „Wniebogłos” Aleksandry Tarnowskiej przenosimy się na polską wieś lat 70-tych (chociaż ja podczas czytania miałam wrażenie, że dekadę szybciej). Skromne chaty, w których zabobony hulają aż piszczy, a dzieci głosu nie maja. „Ojciec to ojciec, słuchać się trza” mogłaby powiedzieć jedna z wioskowych bab. Nie jest to dobre miejsce dla marzyciela. Tu trzeba robić, a nie głupotami się zajmować. Marzeniem dwunastoletniego Ryśka jest zostać muzykantem. Chłopiec ma piękny głos, a – co najważniejsze – śpiewanie sprawia mu radość. Co z tego, kiedy ojciec nie akceptuje jego wyboru. Napędzany przesądami wmawia mu, że jego głos prowadzi ludzi do grobu. Rysiek jednak chce sprzeciwić się ojcu i próbować. Jak powiedział jego kolega: „Najwyżej cię zleje”[1].
Lubię ten zabobonny klimat powojennej wsi. Z jednej strony cywilizacja puka do drzwi (zara elektryczność bedą podłanczać) i młoda nauczycielka podobnie, jak w „Konopielce” chce wnieść pod strzechy kaganek oświaty (i trochę zgorszenia), a z drugiej niewiele wystarczy zrobić, aby powiedziano, że „(…) złe do domu sprowadza”[2]). Powieść „Wniebogłos” urzekła mnie również młodym bohaterem. Dziwnie patrzy się na ówczesny model wychowawczy wymagający bezwzględnego posłuszeństwa egzekwowanego pasem. I jak w takich warunkach ma przetrwać wrażliwy śpiewak?
„Wniebogłos” mogę porównać do książki „Śnieg jeszcze czysty” Anny Musiałowicz tylko bez elementów paranormalnych. Chociaż w obu przypadkach śmiertelna mgiełka spowija wioski z powieści. W „Śnieg...” wypadek jest przyczynkiem całej fabuły, natomiast u Aleksandry Tarnowskiej jest to dodatek: ojciec grabarz, babcia prowadząca czuwania i Rysiek, którego głos rzekomo zwiastuje śmierć. „Wniebogłos” jest też nieco bardziej rozbudowany. Anna Musiałowicz konsekwentnie trzyma się jednej linii, bardzo wyraźne widać, o czym chce opowiedzieć, natomiast Aleksandra Tarnowska pozwala sobie na dygresje i wplatanie pomniejszych historii. Osobiście wolę pierwszy typ pisania, ale autorka „Wniebogłosu” całkiem sprawnie sobie poradziła. No dobra, drugoplanowe postacie mogłyby być bardziej wyraziste i trochę lepiej można by zaznaczyć tzw. chronologię, bo czasami dopiero po przeczytaniu dłuższego fragmentu orientowałam się, że przywoływany jest epizod z przeszłości. Niemniej ogólny efekt jest dobry, bo pisarka czaruje warstwą językową. Nie boi się używać „wsiowego” gadania, nie boi się błędów. Dzięki temu uzyskuje naturalny efekt.
Słyszałam opinie, że to niełatwa książka, że długo się ją czyta, a ja „łyknęłam” ją ekspresowo i z ogromną przyjemnością. Tło powieści to dla mnie skansen, ciekawostka, moje oderwanie się od „tu i teraz”. Świat, który kompletnie do mnie nie pasuje i chyba dlatego tak mnie fascynuje. Aleksandra Tarnowska chwyciła mnie za nogi, wciągnęła i już nie pozwoliła wyjść.
[1] Aleksandra Tarnowska, "Wniebogłos", wyd. ArtRage, Warszawa 2023, loc. 1485 [e-book].
[2] Tamże, loc. 545-546.