Poznań, czerwiec 1985 roku.
Na brzegu Warty wędkarze znajdują zwłoki kobiety bez głowy. Dla Milicji Obywatelskiej to poważny problem, zwłaszcza, gdy odnaleziona później głowa okazuje się nie pasować do ciała. Na mieszkańców miasta pada strach. Czyżby w spokojnym społeczeństwie równości pojawił się seryjny morderca?
Zespół śledczych z Komendy Wojewódzkiej MO pod kierunkiem kapitana Marcinkowskiego ma ręce pełne roboty. Milicjanci dochodzą do wniosku, że inspiracją dla okrutnej zbrodni mogły być brutalne horrory sprowadzane ze zgniłych krajów kapitalistycznych. Inwigilacja środowiska wielbicieli filmów na kasetach video nie będzie łatwa, a władze oczekują szybkich rezultatów.
Czy elita poznańskiej Milicji Obywatelskiej ujmie brutalnego mordercę, zanim polecą kolejne głowy?
Polecam nie tylko zdecydowanym miłośnikom kryminałów. Także tym, którzy chcieliby sobie przypomnieć lub wiedzieć, jak wyglądało życie w czasach PRL oraz właściwie wszystkim, którzy potrzebują chwili zapomnienia nad dobrą lekturą. Zdecydowanie tu więcej (mimo morderstw) ciepła i humoru niż krwi. Kryminał na piątkę. O upiorach nad Wartą przeczytać warto.
Kalina Beluch,
granice.pl
Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Data wydania: 2013-03-25
Kategoria: Kryminał, sensacja, thriller
ISBN:
Liczba stron: 392
Do zacnej kolekcji noszącej w mojej biblioteczce roboczą nazwę "Ćwirlej" dołączyła pierwsza część serii „Milicjanci z Poznania”. I od razu ważna uwaga. To pierwsza część serii, ale chronologicznie wypada dopiero piąta, więc jeśli chcecie śledzić losy bohaterów zgodnie z kalendarzem i wydarzeniami historycznymi, to zachęcam do zajrzenia choćby na stronę autora na Wikipedii.
I jak, zapytacie? Warto z tą Wartą, czy nie warto?
Zdecydowanie warto. Może nie jestem do końca obiektywna, bo to Poznań, miasto moich studenckich czasów, ale przecież każda z zamieszczonych przez mnie opinii jest bardzo subiektywna. Wzięło mnie na filozofowanie, więc do rzeczy.
A rzecz cała polega na odkryciu powiązania białego trabanta ze zwłokami kobiety pozbawionej głowy wyłowionymi z Warty. Głowa, owszem, też się znalazła, ale nijak nie pasuje do ciała. I to nie koniec niespodzianek.
Najlepsi milicjanci śledczy z Poznania, Brodziak i Marcinkowski, zmierzą się z tą makabryczną zbrodnią eksplorując rozkwitający rynek handlu kasetami VHS. Wszak pierwsze co się nasuwa to, że dla tak brutalnej zbrodni inspiracją mógł być jedynie horror, produkt zgniłego kapitalizmu.
A może na ślad naprowadzi ich intrygujący tatuaż na ciele denatki, będący niemałą sensacją w ówczesnych czasach? Dziary dotychczas robili przecież tylko bywalcy więzień.
Za sprawą tej powieści przeniosłam się do mojego ulubionego miasta chłonąc absurdalny klimat PRL-u. Otoczka historyczna, spacer ulicami Poznania, lokalna gwara są idealnym dopełnieniem intrygującej zagadki kryminalnej. Zachwyca mnie też sarkastyczny i momentami czarny humor niezmiennie towarzyszący powieściom autora, piętnujący przywary ludzi i systemu. Tu dla większego kontrastu autor przeciwstawia młodego, uczciwego idealistę Mariusza Blaszkowskiego z zepsutym do szpiku kości, wykorzystującym swoją pozycję Teosiem Olkiewiczem, który byłby niemal zabawny, gdyby nie reprezentował wszystkich możliwych przewin wielu funkcjonariuszy MO.
Mimo wieloletniego związku z Poznaniem dopiero z tej książki poznałam źródło nazwy słynnego Ronda Kaponiera. Jesteście ciekawi? Odsyłam Was do książki.
Jak pewnie wspomniałam jestem typem, który nie lubi czytać serii nie po kolei. Jednak z Ryszardem Ćwirlejem stało się inaczej. Pierwsza książka, jaką przeczytałam była 4, a kolejna 8 tomem z cyklu "Milicjanci z Poznania". Dopiero teraz udało się zapoznać z pierwszym tomem serii, ale jak to mówią lepiej późno niż wcale. I nie dlatego, że tak ubóstwiam czytać według numerków, ale dlatego, że chcę przeczytać dosłownie wszystko, co wyjdzie spod pióra Ryszarda Ćwirleja.
Poznań, rok 1985.
Na brzegu jednej z największych rzek w Polsce znaleziono zwłoki kobiety. Śmierć, która była następstwem zbrodni może nie byłaby taka tragiczna, gdyby nie fakt, że ciało nie miało... głowy. Dla Milicji to poważna sytuacja, gdyż znaleziona w niedługim czasie głowa okazuje się nie pasować do zwłok. Dość szybko dochodzi do paniki wśród mieszkańców miasta, którzy zastanawiają się, czy w ich mieście nie grasuje seryjny morderca. Zespół śledczych z Komendy Wojewódzkiej MO pod dowództwem kapitana Marcinkowskiego ma pełno roboty nie tylko przez wzgląd na sprawę, lecz także obchody wydarzeń czerwcowych. Po głowach milicjantów kołata się spora ilość pytań. W tym to najważniejsze: ile tak naprawdę jest ofiar?
Czy tylko dwie jak wskazują części ciał, w których posiadaniu się znaleźli? Czy jest lub będzie ich więcej? Kto jest w stanie dokonać tak makabrycznych zbrodni? Jakby brutalny mord był czymś normalnym i trzeba było do tego dodawać ćwiartowanie ciał...
Mogłabym Wam zdradzić więcej, jeśli chodzi o zawartość, ale myślę, że to i tak dużo i intrygująco. Poza tym Ryszard Ćwirlej to pisarz, którego mocną stroną jest nie tylko ta kryminalna część powieści. To, co dla niego charakterystyczne to niesamowicie realistycznie oddany obraz społeczno-obyczajowy, i który przeważa w jego książkach. Traktuje morderstwa i sprawy kryminalne jako dodatek i ubarwienie codzienności, jaką mieli ludzie w czasach PRL-u. Dzięki temu zabiegowi ma możliwość ukazania też prawdziwej twarzy milicjantów. Wielu czytelnikom może wydawać się, że okładka zdradziła zbyt wiele szczegółów i mało zostało do odkrycia, ale mówię Wam, że finał śledztwa oraz tłumaczenie winnego dlaczego morderstwa i to właśnie takie wynagradzają tę sytuację. Poza tym, jeśli szukacie dynamicznego i pełnego akcji kryminału to nie ten autor. Ćwirlej choć pochłania się go niemiłosiernie szybko czytelnik się delektuje. Tu nie ma krwi jak u Chrisa Cartera, intrygi jak u Agathy Christie czy śledztw i dedukcji jak u Arthura Conana Doyle'a. Ale jest coś innego - codzienność, opisy i klimat, który część z nas zna z autopsji, a część z opowieści.
Lato 1950 roku. Na brzegu przepływającej przez Poznań Warty dwaj wędkarze dokonują makabrycznego odkrycia. Wydobywają z wody zwłoki młodej kobiety. Ktoś obciął jej głowę. Kilka godzin później pracownik barki piaskarskiej wyławia z wody foliową reklamówkę. Z przerażeniem odkrywa ,że wewnątrz jest głowa kobiety. Szybko okazuje się,że milicja staje przed podwójnym wyzwaniem, bo znaleziona głowa nie pasuje do wyłowionego z rzeki ciała.
Poznańscy milicjanci z wydziału dochodzenie - śledczego KW MO - porucznik Mirosław Brodziak i chorąży Teofil Olkiewicz wraz z kierującym ekipą śledczą kapitanem Fredem Marcinkowskim - ruszają tropem 'łowcy głów " . W śledztwie pomaga im młody i ambitny szeregowy Mariusz Błaszkowski, który w tej sprawie wykaże się nadzwyczajnym policyjnym instynktem.
Na mieszkańców Poznania pada strach. Czyżby w socjalistycznym kraju równości i sprawiedliwości społecznej pojawił się seryjny morderca,potwór rodem z kapitalistycznych horrorów ,które na kasetach video zaczynają docierać do Polski coraz szerszym strumieniem?
Dwa wędkarze znajdują przy brzegu Warty bezgłowe zwłoki młodej dziewczyny. Cechą charakterystyczną jest tatuaż, a wiadomo że w 1985 roku nie była to popularna ozdoba na ciele. Poznańscy milicjanci, próbując odkryć tajemnicę śmierci kobiety natykają się na kolejne zwłoki, a w zasadzie samą głowę. Kim jest tajemniczy łowca głów? Czy milicji uda się odnaleźć sprawcę?
Trzeba przyznać że ta książka ma swój klimat. Bohaterowie wypalają papierosa za papierosem, spożywają nadmierne ilości alkoholu, posługują się poznańską gwarą i zmagają z brakami towaru w sklepach. Typowy PRL, nic dodać nic ująć. Do pewnego momentu mnie to urzekało. Niestety z każdą kolejną stroną było coraz bardziej przesadzone i chyba nawet niepotrzebne. Momentami łapałam się na tym, że nie interesuje mnie już nawet kim jest morderca, bo autor skupił się tylko na alkoholu i głupocie kilku milicjantów. Zdaję sobie sprawę, że takie były czasy i nie wszyscy zajmowali odpowiednie stanowiska ale Olkiewicz to dla mnie przesada nawet jak na książkowe standardy, w pewnym momencie coraz bardziej irytował mnie ten wiecznie wypity i przygłupi bohater. Nawet kapitan Marcinkowski stracił ostatecznie mój szacunek, bo chociaż wydawał się kulturalny i inteligentny, to jednak ostatecznie alkohol i jego nowy samochód okazały się ważniejsze od śledztwa. Aż strach pomyśleć co lata służby zrobią z szeregowym Blaszkowskim, jeszcze ambitnym i kulturalnym...
Upiory spacerują nad Wartą otrzymują ode mnie duży plus za klimat, ale fabuła nie do końca mnie wciągnęła a w ilości pijanych milicjantów zaczęłam się w pewnym momencie gubić.
Kwiecień 1930 roku. Poznań. Podczas seansu spirytystycznego przywołana zza światów postać pułkownika Hermana von Zanthiera wieszczy śmierć jednego z uczestników...
Grodzisk Wielkopolski, wiosna 1983 roku. W lesie nieopodal PGR-u odnalezione zostają zwłoki młodej dziewczyny ofiary brutalnego gwałtu i morderstwa....