Fletcher i jego przyjaciele wyruszają w eter, by podjąć śmiertelnie niebezpieczną walkę o przywrócenie porządku w swoim świecie. Z garstką żołnierzy u boku Fletcher musi stawić czoło swojemu nemezis, białemu orkowi, którego celem jest zniszczenie wszystkiego, co młodzieniec kiedykolwiek kochał.
Wydawnictwo: Jaguar
Data wydania: 2017-10-25
Kategoria: Fantasy/SF
ISBN:
Liczba stron: 400
Tytuł oryginału: The Battlemage
Język oryginału: angielski
Tłumaczenie: Grzegorz Komerski
Drużyna Fletchera dostała się do eteru, za którego pomocą chciała przedostać się do swojej części świata. Podczas tej podróży przeżywa ona wiele niebezpiecznych przygód. Kończą im się żółte płatki pozwalające przetrwać w eterze, a biały ork z szamanami nie ustaje w chęci pozbawiania ich życia. Bohaterom udaje się szczęśliwie wrócić w mury Akademii Vocanów. Okazało się jednak, że ich powrót jest problemem, z którym musi uporać się władca. Sytuacja w stolicy nie jest dobra. Bohaterowie zostali uznani za zmarłych, a wojsko szykowało się do pacyfikacji dzielnicy krasnoludów.
Rozwiązanie zastanej sytuacji rzuca bohaterom kolejne wyzwania. Othello i Sylwa trafiają na front, a Flatcher wraz z krasnoludami, elfami, mieszkańcami Skór i swoim ojcem jedzie do Raleighshir, aby odbudować to miejsce. Co zastaną na miejscu? Czy uda im się uratować Hominium przed orkami?
Akcja w pierwszej części książki ani na chwilę nie zwalniała tempa. Trzymała w napięciu. Zawierała opisy nowych demonów i krajobrazów pojawiających się w różnych częściach eteru. Czytanie o odbudowywaniu Raleighshire też nie było nudne, a opis bitwy z orkami bardzo mnie wciągnął.
Kartek ubywało, a ja czekałam na opis obiecanej w tytule książki bitwy i obawiałam się czy się go doczekam. Doczekałam się, ale czułam niedosyt, ponieważ „bitewce” w Raleighshire autor poświęcił dużo więcej uwagi niż tej właściwej, tytułowej bitwie. Została ona rozegrana, moim zdaniem, za szybko.
Zakończenie również mnie zawiodło. Wesele, a i owszem, ale nie tej pary. Wykreowany, przez autora, wątek miłosny pomiędzy Fletcherem i Sylwą nie został rozstrzygnięty. Odniosłam wrażenie, że autorowi brakło pomysłu na zakończenie wszystkich rozpoczętych wątków i dlatego poświęcił na nie tylko kilka zdań.
Pomimo tych drobnych uwag polecam tę serią książek.
Akcja rozwijała się w tempie, które nie pozwalało na zagubienie się, brak przytłaczającej ilości wątków i postaci sprawiła, że bardzo łatwoi i szybko jest się w niej zaczytać.
Odczucia mam nieco mieszane. Przez pierwsze 150 stron podróży Fletchera i jego towarzyszy przez eter męczyłam się strasznie. Z ciekawszych rzeczy - mały Ignatius trochę rośnie i ewoluuje w w interesującym kierunku. Na szczęście później, już po powrocie do zwykłego świata, nie było tak źle. Na Fletchera spada odpowiedzialność za jego włości. Wraz z mieszkańcami Skór i grupą krasnoludów starają się ułożyć życie w przygranicznych włościach. Oczywiście nie obywa się bez problemów - tejże granicy trzeba bronić. Jedni się biją, inni giną, ale kto, jak i gdzie - spojlerować nie będę. Ogólnie nie jest to mój ulubiony tom serii i mam nadzieję, że następny będzie lepszy. Jeśli ciekawi kogoś ciąg dalszy historii - przeczytać można.
Chyba najsłabsza część serii, choć jednocześnie czytało mi się ją dobrze. Bardzo chaotyczna, odniosłam wrażenie, że autor nie do końca miał jasną wizję, do czego zmierza całość i w rezultacie w trzecim tomie musiał nieco improwizować. Kolejne bitwy trochę mnie śmieszyły, bo były rozgrywane w schemacie "im większy przeciwnik, tym lepiej sobie z nim poradzimy". Do tego autor chyba uznał, że w dobrym tonie będzie uśmiercić kilka postaci, oczywiście w dramatycznych okolicznościach - klasyka, ale tutaj ten chwyt był nazbyt oczywisty.
W odniesieniu do całej serii, zostaję przy zdaniu, że autor miał naprawdę niezły pomysł, ale na razie brakuje mu jeszcze warsztatu. Wykłada się na kreacji bohaterów (chociaż w trzeciej części i tak jest lepiej), nie radzi sobie z niektórymi wątkami (matka głównego bohatera odnajduje się głównie po to, by stało się jasne, jak Fletcher miał w życiu pod górkę, ale ogólnie kobieta wydaje się zbędnym balastem, którego obecność należy zaznaczyć tylko w odpowiednio dramatycznych/wzniosłych chwilach). Mimo wszystko wolę to niż dziwne romanse ukryte pod płaszczykiem fantastyki młodzieżowej.
Jedna z najlepszych książek jakich czytałam. Cały czas coś się dzieje, poprostu nie można się oderwać. Super książka
Pierwszy tom nowej serii Tarana Matharu, autora "Zaklinacza". Rozpoczyna się rozgrywka, w której stawką jest przetrwanie, a areną obcy świat, gdzie...
Sądzony za zbrodnię, której nie popełnił, Fletcher musi stawić czoła niesprawiedliwej Inkwizycji oraz wziąć udział w ważnej dla bezpieczeństwa królestwa...